Quantcast
Channel: Czasami kosmetycznie
Viewing all 404 articles
Browse latest View live

Profesjonalny popis? Apis Professional Vitamin Balance Serum do twarzy z wit. C i białymi winogronami

$
0
0
Choć mówi się, że my, kobiety, lubimy zmiany, ciągle eksperymentujemy na wielu polach życia, to tak paradoksalnie bardzo cenimy sobie stałość. Czujemy się bezpiecznie w naszych skorupach i czasem problem sprawia nam wyjście nam wyjść poza ich ramy. Niby szalejemy, ale w "bezpiecznych granicach" - blondynki często farbują się na delikatnie odmienny odcień blondu, fanki delikatnych ust w chwili szaleństwa pozwalają sobie na transparentny koralowy błyszczyk... Oczywiście generalizuję, ale zapewne wiele z was zgodzi się, że mamy taką strefę komfortu, którą niechętnie opuszczamy. Moją "skorupką" była pielęgnacja cery. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek włączę do niej coś innego niż preparaty antysyfowe i kremy nawilżające. Nieufnie podchodziłam do innych pomysłów-wymysłów. Do czasu, gdy poznałam działanie witaminy C. Dopiero po spotkaniu z serum GlySkinCare dostrzegłam, że uprzedzenie do "nieznanego" było całkowicie niezasadne. Czasem warto się przełamać i dać szansę "czemuś innemu". Choć dopiero poznaję działanie serum z witaminą C, to czuję, że włączę je do swojego pielęgnacyjnego repertuaru. Nudziary, może wy chwycicie koralowe szminki, a wy blondynki zaszalejecie z czernią, brązem lub rudością?

Na recenzję serum Apis trafiłam kiedyś u Siempre. Zainteresowało mnie, ale myśl o nim nie zaczęła mi wiercić dziury w brzuchu. Przypominałam sobie o nim dzięki zakładce "Perły polskie" u Angel - jako że wydłubywałam już resztki GlySkinCare, postanowiłam spróbować z Apisem.

Nie będę ukrywała, że duży wpływ na decyzję o wyborze tego produktu miało jego opakowanie. Mam niezdrowego hopla na punkcie pompek, ta chodzi bez zarzutu, nie zatyka się ani nie zacina. Sama buteleczka jest dość twarda i bardzo ciężko ją rozciąć - trochę produktu może się zmarnować, chyba, że spróbujemy go jakoś wygrzebywać.

Serum ma konsystencję kremu. To pewna odskocznia po wodnym GlySkinCare. Może właśnie dlatego nie traktowałam tego kosmetyku jak serum, ale jak krem na noc - właściwie takie dwa w jednym. Rozprowadza się bardzo przyjemnie, nie smuży, nie roluje się na twarzy. Nie zostawia tłustej warstwy, ale wyraźnie widać, że po jego aplikacji skóra odbija światło.

Działanie? Chciałabym napisać, że fantastyczne, ale Apis nie powalił mnie na kolana. Serum jest przyjemne, dobrze odżywia cerę, poprawia jej koloryt i rozświetla (twarz wygląda na wypoczętą). U mnie nie spowodowało wysypu, dlatego stosowałam je codziennie (wystarczyło na ok. 4,5 miesiąca, należy je zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia). Dlaczego nie jestem przekonana? Może zbyt wiele oczekiwałam - myślałam, że w kwestii naczynek i przebarwień to będzie taka petarda jak GlySkinCare . Tymczasem działanie serum Apis jest mniej intensywne, co nie oznacza, że niezauważalne. Delikatnie zwęża rozszerzone naczynka i lekko pacyfikuje przebarwienia. Nie jest to jednak efekt piorunujący.

Uważam, że to naprawdę dobry produkt z małym minusem w postaci zapachu. Dla mnie te winogrona są chemiczne i zbyt mocne, ale to już kwestia indywidualnych preferencji zapachowych. Sądzę jednak, że warto dać szansę temu niedrogiemu (w porównaniu do innych produktów z witaminą C) i polskiemu kosmetykowi.

Skład: Aqua, Grape Seed OIl, Ascorbyl Palmitate, Grape Extract, Rutin, Silk Protein, Sodium Hyaluronate, Ginko Biloba Extract, Mango Fruit Powder, Amino Acid Complex, Allantoin, Carbomer, Triethanoloamine, Cetearyl Alcohol&Ceteareth-20, Alcohol&Tocopherol&Vegetable Oil&Ascorbyl Palmitate&Ascorbic Acid&Citric Acid, Methylchloroisothazolinone, Mehtylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Parfum.

Cena: ok. 30-35 zł/100 ml
Dostępność: sklepy internetowe - ja swoje serum kupiłam na Nocance
Ocena: 4,5/5

Grunt to równowaga. Bourjois Healthy Balance 52 Vanille

$
0
0
Gdy ponad miesiąc temu planowałam tę recenzję, widziałam ją w zupełnie innym kształcie. Miałam jęczeć i ze łzami w oczach pisać o tym, jak to beznadziejny puder kupiłam. Chciałam pastwić się nad Healthy Balance, który zbiera dobre recenzje na Wizażu i w blogosferze. Chciałam wreszcie napisać z pretensjami do osoby, która mi go poleciła (oczywiście żartuję :)). Jednak dzięki temu, że postanowiłam dać mu kolejną szansę poprzez zmianę sposobu nakładania, dziś uważam puder Bourjois za dobry produkt, a nie za bubel,.

Kosmetyk wchodzi w skład linii Healthy Mix, co potwierdza malinowy kolor opakowania - akcenty w tym odcieniu przewijają się na każdym produkcie. Puderniczka wykonana jest z grubego, wytrzymałego plastiku. Pomimo kilku upadków nadal wygląda dobrze. Opakowanie zawiera lusterko, nie ma za to puszka. Nie poczytuję braku aplikatora za minus (bo zazwyczaj te dołączone puszki można rozbić o kant stołu), ale uważam za wadę fakt, że puderniczka jest dość płaska i nie można tam wsadzić swojego puszka (jak puszek lata mi luzem po torebce, to za Chiny nie znajdę go wtedy, gdy potrzebuję).


Puder jest bardzo drobniutko zmielony, przez co ma delikatną, aksamitną konsystencję. Bardzo dobrze przyczepia się do skóry, równie dobrze łapie go pędzel. Ale przy nabieraniu na pędzel trzeba bardzo uważać, bo jeżeli zaczniemy kręcić młynek, to zrobimy burzę pudrową. Może z uwagi na tą miałkość kosmetyk potrafi się mocno pylić, jeżeli nie obchodzimy się z nim delikatnie. Puder całkiem ładnie pachnie, odrobinę owocowo. Nie jet to jest to wiercący w nosie aromat.

Z jego działania nie byłam początkowo zadowolona. Za jedyny atut uznawałam to, że był lekki i niewidoczny na twarzy. Gdy nałożyłam go pędzlem nie spisywał się zbyt dobrze - matowił może na 2 godziny, a gdy dołożyłam filtr, to po 30 minutach na policzkach miałam dyskotekę. Rozczarowanie wyparowało, gdy wzięłam puszek. Wstemplowałam Healthy Balance w skórę, wcale sobie go nie żałowałam. Nie stworzyłam sobie mimo tego maski (mimo że uzyskałam dodatkowo lekkie krycie), a zyskałam mat (nie taki tępy, płaski, ale zdrowy, lekko satynowy, choć nie odbijający mocno światła), który utrzymał się na twarzy przez 6 godzin (i to w upał; na filtrze około 3-4). Diametralna różnica! 

Na dole: Bell 2skin Pocket Mat 041 Transparent
Na górze: Bourjois Healthy Balance 52 Vanilla
Na koniec zostawiłam sobie kolory. Jasne osoby z chłodną karnacją nie mają tu czego szukać. Odcień najjaśniejszy, 52 Vanilla, jest dość żółtawy (i moim zdaniem wcale nie jest to odcień jasny). Kolejny, 53 Beige Clair, jest już wyraźnie pomarańczowy, a kolejne (54 i 55) będą bardziej odpowiednie dla ciemniejszych karnacji (też mają w sobie pomarańczowe nuty).

W ostatecznym rozrachunku muszę przyznać, że Healthy Balance może być dobrym produktem, jeżeli odnajdziemy odpowiedni sposób aplikacji. Nie polecam omiatania twarzy pędzlem, uważam, że w tym przypadku warto przytulić do serca puszek.



Skład: Talc, Nylon-12, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Kaolin, Isostrearyl Neopentanonate, Diphenyl Dimethicone/Vinyl Diphenyl Dimethicone/Silesquioxane Crosspolymer, ZINC PCA, Methylparaben, Parfum, Tocopheryl Acetate, Zinc Stearste, Aqua, Butylene Glycol, Propylparaben, Diqspyros Kaki Fruit Extract, Citrus Junos Fruit Extract
Może zawierać: CI 77007, CI 77019, CI 77491, CO 77492, CI 77499, CI 77891.

Cena: ok. 40-45 zł/9 g
Dostępność: Rossmann, Super-Pharm, Hebe
Ocena: 4/5

Danie dnia. Catrice Intensif'eye Wet&dry shadow 030 Lunch at Tiffany's

$
0
0
Nie mam ostatnio szczęścia w przypadku kosmetyków. Czego nie wrzucę to koszyka, to szybko zostaje wycofane (módlcie się, żebym nie zaczęła się kręcić obok waszych ulubieńców :D). Ukochane L'oreal Infaillible zniknęły już z półek, Cosnova postanowiła wycofać się z produkcji wodoodpornego top coatu do rzęs.... Nie chcę się rozklejać, choć rozstania z lubianymi produktami bywają trudne. Dziś o kolejnym produkcie, który zniknie niebawem z półek. Czy tym razem jest czego żałować?

Z wypiekanymi produktami nigdy nie było mi po drodze. Raz miałam róż (teraz oswajam tego typu kosmetyk po raz drugi), po drodze zaplątał się też jakiś puder, którego użyłam dwa razy. Nigdy nie testowałam tego typu cienia. Po niewielkich doświadczeniach z kosmetykami w tej formie, które nie zachwycały pigmentacją i przyczepnością do skóry, nie spodziewałam się zbyt wiele po cieniu Catrice.

Opakowanie jest porządnie wykonane, ten przezroczysty plastik wygląda bardzo porządnie. Nie wiem dlaczego, ale bawi mnie ta kopułka na wybrzuszenie :).

Na każdym zdjęciu od lewej:
bez bazy na sucho, z bazą, na mokro bez bazy
Konsystencja cienia mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, że będzie dość twardy (jak np. róż Bourjois). Choć paznokieć nie wchodzi w niego tak łatwo, jak w produkty pudrowe, tego jednak nie jest on całkiem skamieniały. Catrice bardzo dobrze przyczepia się do skóry. Współpracuje z pędzlami naturalnymi, choć lepsze krycie osiąga się przy użyciu palca albo pędzla syntetycznego.

W założeniu jest to produkt do stosowania na sucho i mokro. Muszę przyznać, że cień wygląda znacznie lepiej, gdy zaaplikujemy go na mokro. Nie osypuje się wtedy i ma lepszą pigmentację. Przy nałożeniu na sucho jest półtransparentny, bardziej daje błysk niż jakikolwiek kolor.

Niestety, ten cień nie cieszy zbyt długo oka. Bez bazy wytrzymuje w dobrym stanie mniej więcej 3 godziny (po 6 miałam  brązowe krechy w załamaniach). Nałożony na mokro wykazuje się podobną trwałością. Na bazie radzi sobie w niezmienionym stanie przez 8 godzin.

Na deser zostawiłam sobie odcień. Lunch at Tiffany's to taki odcień kawy z mlekiem, ale przez dużą dozę perły i sporo maleńkich srebrnych drobinek jest dość chłodny (jakby ta kawa była jakąś szarą lurą). Na powiece bardziej połyskuje niż nadaje wyrazisty kolor, dzięki temu pięknie rozświetla spojrzenie. Przez perłowe wykończenie sprawia wrażenie "mokrego", jednak nie wygląda to w żadnym razie tandetnie.

Ładny, ale... "Ale" jest tu słowem kluczowym. Przyjemny odcień, jednak nie zachwycający. Szkoda, że producent nie postawił na większą koncentrację koloru kosztem tej perły i drobinek. Trwałość też nie jest na tyle powalająca, żebym z miejsca zakochała się w tym cieniu i zapragnęła skompletować całą rodzinkę. Mimo wszystko miło jest go mieć w kosmetyczce :). Płakać za nim nie będę, liczę, że pojawią się nowe interesujące cacka.

Cena: ok. 17 zł/0,8 g (w Kauflandzie teraz za 9,99 zł)
Dostępność: Drogerie Hebe, Natura, wybrane Super-Pharmy, Tesco i Kauflandy
Ocena: 3,5-4/5

Słonko ty moje! Sundance Mattierendes Sonnenfluid spf 30

$
0
0
Są pewne mody w blogosferze, które można wręcz określić mianem religii. Naczelną "sektą" są włosomaniaczki. Jednak "maniaczek" jest więcej - Sleekomaniaczki, ekomaniaczki, lakieroholiczki, minerałoholiczki, maniaczki kosmetyków rosyjskich, koreańskich, niemieckich... O zgrozo, nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby jedna dziewczyna była fanką całego tego kramu. Od jakiegoś czasu coraz głośniej o uwagę dopominają się kosmetyki z filtrami. Boom na szeroką skalę związany jest zapewne z kosmetykami koreańskimi i tamtejszymi standardami pielęgnacyjnymi, które za sprawą darmowych przesyłek i korzystnych cen produktów przyfrunęły do Polski. Coraz więcej osób decyduje się na flirt z filtrem nie tylko latem i nie tylko do ciała.

Krem Sundance znalazł się w mojej kosmetyczce trochę przypadkowo. Wędrowałam sobie jakiś czas temu po Mekce kosmetykoholiczek, czyli drogerii DM i rozglądałam się po półkach. Niby listę zakupów miałam w głowie, ale na miejscu została ona gruntownie zrewidowana i tym sposobem przybytek rozpusty opuściłam z tym kremem. W głowie kiełkował niecny plan porównania go z dużo droższym Vichy Capital Soleil...

Tradycyjnie już, dobiorę się do kosmetyku, zaczynając od opakowania. To wykonane jest z cienkiego, ale twardego plastiku. Nie jest to może szczyt marzeń, ale plastyczna tuba nie sprawdziłaby się w przypadku tej formuły. 

Sundance ma konsystencję mleczka, nie kremu (w przeciwieństwie do Vichy). Jest bardzo lejący, cieknie przez palce. Łatwo się rozprowadza, nie zastyga tak szybko jak Capital Soleil. W żadnej mierze nie jest tłusty, nie zostawia uciążliwej warstwy. Pomimo swojej wodnistości należy do produktów "suchych", być może z uwagi na "denata" wysoko w składzie - nie wykazuje żadnego działania pielęgnacyjnego, a skórę inną niż tłusta może wysuszyć na całkowity wiór. Nie klei się, nie roluje. Skóra się nim nie poci (jak np. Sunbrellą z Dermedic). Po nałożeniu delikatnie bieli, ale bałwanek szybko się wchłania i cera nabiera ludzkiego odcienia. Nie zauważyłam, żeby pogorszył stan mojej skóry. 

W kwestii matowienia mam mieszane uczucia. Muszę przyznać, że ten filtr nie daje gratisowej warstwy smalcu, ale nie nie zostawia też twarzy bez połysku. Cera wyraźnie odbija światło.

Producent twierdzi, że jest to kosmetyk fotostabilny. Choć chemik ze mnie marny, to zdecydowałam się trochę poszperać. Jeżeli coś pokręciłam, to proszę bardziej kompetentne osoby o nakierowanie na właściwe tory. Sundance posiada Parasol 1789, który jest filtrem chemicznym i chroni przed UVA. Są spory odnośnie jego stabilności, niektórzy wskazują, że "ujarzmiają" go niektóre filtry UVB, np. zastosowany w Sundance oktokrylen. Oprócz tych dwóch gagatków, w składzie znajdziemy także filtr mineralny - dwutlenek tytanu. Spotkałam się z twierdzeniami, że miks filtrów chemicznych i mineralnych daje porządną ochronę przecwisłoneczną. Ja narzekać nie mogę - Sundance się u mnie sprawdził w tym obszarze. Twarz i szyja są dużo jaśniejsze od dekoltu - często zapominałam nałożyć produkt także tam. Nie pojawiły się żadne oparzenia, nowe przebarwienia, skóra wygląda całkiem dobrze. 

Myślę, że jeszcze kiedyś wrócę do tego produktu. Dobrze chroni i jest niedrogi. Niestety trochę zbyt mocno suszy, stanowczo zbyt intensywnie pachnie (wódczana nuta jest w nim silna) i nie jest u nas dostępny. Warto się za nim rozejrzeć podczas eskapad za granicę.

Skład: Aqua, Octocrylene, Alcohol Denat, Glycerin, C-12-15 Alkyl Benzoate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Salicylate, Titanium Dioxide (Nano), Distarch Phosphate, Dicaprylyl Carbonate, Dimethicone, VP/Hexadecene Copolymer, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Silica, Parfum, Ethylhexylglycerin, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, 1,2-Hexanediol, Caprylyl Glycol, Disodim EDTA, Sodium Hydroxide, Carbomer, Xanthan Gum, Limonene, Alphaisomethylionone, Benzyl Alcohol, Tocpherol.

Cena: ok. 3 euro/50 ml
Dostępność: drogerie DM (m.in. Austria, Niemcy)
Ocena: 4/5

Mój ssssssssskarbie. Essence Silky Touch Blush 50 Sweetheart

$
0
0
Witaj zagubiony wędrowcze! Jeżeli trafiłeś do mnie przypadkiem, to wiedz, że przekroczyłeś granice krainy marudzenia i wiecznego narzekania. Kraju, w którym na tronie zalega wszechwładny Pech, a czasami zza chmur, niczym słońce, przebija Okazja. Pewnego pięknego dnia, gdy Okazja świeciła na niebie, podrygująca wesoło wieśniaczka wpadła do jednego z przydrożnych kramów (Tesco, gdyby się ktoś pytał). Przeglądając wystawiony towar, dostrzegła małe urocze puzderko (dobra, umówmy się, że takie jest). Czuła, że Okazja jej sprzyja, więc bez zastanowienia uiściła należność i wróciła do swojej chatynki nacieszyć się zdobyczą. Gdy zły Pech dowiedział się o skarbie odkrytym przez wieśniaczkę, w te pędy postanowił, że nikomu więcej w całym królestwie nie będzie dane rozkoszowanie się tą przyjemnością...

Niczego dzisiaj nie brałam, słowo :D. Po prostu nie chciałam po raz kolejny w ten sam sposób wałkować tematu wycofywanych produktów. W ocenie Em (klik) Essence wycofuje teraz rzeszę bubli. Niestety, na wylocie znalazł się też odcień różu, który pokochałam od pierwszego użycia.

Róże Silky Touch są dostępne w ofercie marki chyba od początku. Pamiętam zachwyty sprzed kilku lat nad odcieniami Babydoll i Adorable. Sama nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania jednego z nich. Sytuacja zmieniła się, gdy przypadkiem trafiłam na promocję odcienia Sweetheart, o którym wcześniej nie słyszałam.

Nie przejdę do porządku dziennego, dopóki nie roztrząsnę wszystkich błahostek. Opakowanie produktu nie należy do najpiękniejszych. Sprawia wrażenie dość lichego, jednak od kilku miesięcy z powodzeniem mi służy. Pudełko jest pozbawione bonusów w postaci lusterek czy pędzelków.

Sam róż jest dość mocno sprasowany. Nie robi wrażenia kremowego (jak Celia), ale nie jest też tak twardy jak wypiekany Bourjois. Nie pyli się. W miarę nieźle przyczepia się skóry i dobrze do pędzla. Łatwo się nakłada i rozciera. Pigmentacja jest w sam raz - kosmetyk nie jest za mocny, ale też nie trzeba się specjalnie namachać, żeby dostrzec go na policzku. Nie zapycha.

Od lewej:
Essence 50 Sweetheart
Celia Róż nr 4
Wibo Róż z jedwabiem i wit. E nr 2
Trwałość jest fantastyczna, potrafi utrzymać się nawet 12 godzin. Nie schodzi plackami, tylko delikatnie blednie.

Ekspresowo przebiegłam przez tę nudniejszą część dystansu, dlaczego teraz pozwolę sobie na rozwlekły poemat na temat koloru. Jasny, ciepły odcień różu fantastycznie komponuje się z moją ciepłą karnacją. Mimo, że kolor nie uderza po oczach, to jest widoczny na skórze. Znakomicie ożywia policzki. Nie jest całkowicie matowy, posiada delikatne drobinki, ale są one subtelne i nie rażą w świetle.

Cudowny kolor, świetny kosmetyk! Ubolewam nad tym, idealnym dla mnie, odcieniem, ale myślę, że kiedyś skuszę się na inny wariat z tej serii. Tani i dobry, w sam raz na oswojenie różowego potwora przez początkujących.

Skład: Talc, Mica, Magnesium Carbonate, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Isostearyl Neopentanoate, Zinc Stearate, Tocopheryl Acetate, Glyceryl Caprylate, P-Ansisic Acid, Alumina, Tin Oxide, Phenoxyethanol, CI 15850, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77891.

Cena: ok. 11 zł/5g
Dostępność: Drogerie Natura, Hebe, wybrane Tesco, Super-Pharmy i Kauflandy
Ocena: 5/5

Dyskretny. Tołpa Dermo Face Strefa T Matujący krem nawilżający

$
0
0
Znalezienie idealnego kremu do twarzy to nie lada wyzwanie. Takie sformułowanie może śmieszyć, zwłaszcza gdy spojrzy się na dowolny dział z produktami do twarzy w drogerii lub markecie. Rzędy regałów, tony kosmetyków, a nie ma w czym wybierać. Czasami mam ochotę stanąć na środku sklepu i się rozpłakać (żartuję :D). Tłuste cery żalą się, że wszystkie kremy są za tłuste, sucholce płaczą, bo trafiają na kremy zbyt lekkie do ich potrzeb. Wszystko jest, tylko nie ma niczego dla nikogo :D.

Do serii T z Tołpy robiłam przymiarki od dłuższego czasu. W swoich planach nie miałam żadnego kremu; w pierwszej kolejności chciałam dać szansę żelowi do mycia twarzy. Na ubiegłorocznym spotkaniu blogerek wpadł mi w ręce ten krem. Trochę czasu upłynęło zanim wygrzebałam go z torby z z zapasami.

Recenzja bez opisu opakowania to nie recenzja (jak kto woli recka - od tego słowa włosy mi dęba stają). Tołpa uparcie pakuje swoje kremy w te aluminiowe tubki, które niezmiennie kojarzą mi się z klejem szkolnym. Nie jest to mój ulubiony typ opakowania, ale muszę przyznać, że pozwala na wykorzystanie produktu w większym zakresie niż plastikowe tuby i jest bardziej higieniczne od słoiczka.

Krem w założeniu miał mieć lekką formułę. I rzeczywiście, konsystencja jest lżejsza, baza jest bardziej wodna, krem sprawia wrażenie odrobinę żelowego. Ekspresowo się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy (jak Ziaja Liście Manuka) ani nie świeci się na buzi. Nadaje się pod makijaż, nie roluje się.

Przez długi czas nie wiedziałam, co myśleć o jego działaniu. Miałam wrażenie, że to taki krem-widmo. Doceniłam go dopiero wtedy, gdy zastąpiłam go kremem Ziai. Nigdy nie ufałam wynalazkom matująco-nawilżającym, bo zazwyczaj ani nie matowiły, ani nie nawilżały. Z Tołpą nie jest tak źle, bo choć niespecjalnie nawilża, to jednak jako tako cerę normalizuje na kilka godzin. Nie jest to tępy mat, jaki potrafią dać kremy antybakteryjne; miałam wrażenie, że skóra jest uspokojona, a smalec został czasowo spacyfikowany. Nie zapchał, ale też nie mogę z całą pewnością stwierdzić, że odblokował pory i je zwęził. Muszę jednak przyznać, że gdy stosowałam ten krem do spółki z serum Apis to nie miałam dużego problemu z wypryskami ani wzmożoną produkcją makaronu na nosie.Kremu 

Tołpa po raz kolejny nie rzuciła mnie na kolana, chociaż źle nie było. Nie jest to jednak produkt, do którego będę namiętnie wracała - na lato był niezły, ale sądzę, że w zimie, gdy moja cera potrzebuje solidnej dawki nawilżenia, raczej by sobie nie poradził.

Skład: Aqua, Glycerin, Cyclomethicone, Peat Extract, Cetyl Alcohol, Cetearyl Olivate, Propylene Glycol, Sorbitian Olivate, Biosaccharide Gum-1, Arctium Majus Root Extract, Capryloyl Glycine, Sarcosine, Cinnamonium Zeylanicum Bark Extract, Xantham Gum, Tetrasodium Edta, Allantolin, Panthenol, Carbomer, Sodium Hydroxide, Parfum.

Cena: ok. 30 zł/40 ml
Dostępność: Rossmann, Super-Pharm, Hebe
Ocena: 3,5/5

Plaster... bynajmniej nie szynki. Purederm Botanical Choice Nose Pore Strips [Notka nie dla wrażliwych]

$
0
0
Jestem okropnym żarłokiem, do czego przyznaję się bez bicia. Nie potrafię liczyć kalorii, odmawiać sobie małych przyjemności... Może dlatego, że tak bardzo lubię jedzenie, wszystko mi się z nim kojarzy. Często porównuję proszkowe produkty kosmetyczne do mąki, sebum do smalcu, a to, co jest zmorą osób z zapchanymi porami do... makaronu. Jeżeli jesteś "obrzydliwa", to nie czytaj dalej tej notki, bo zamierzam opisać w niej produkt, który wyciąga na wierzch to, co najgorsze. Dosłownie.

Produkty Purederm zyskały sporą popularność dzięki gazetkom kosmetycznym Biedronki. W Hebe mało kto zwracał na nie uwagę, do czasu, gdy tysiące osób nie poznało ich działania za sprawą biedronkowych promocji - plastry na nos i skarpetki złuszczające zyskały rzesze fanów. 

Sama "instytucja" plastrów na nos jest dość kontrowersyjna. Wiele osób uważa, że one po prostu nie działają i nie ma sensu ich kupować. Miałam do czynienia z różnymi plastrami oczyszczającymi i niektóre z nich działały dobrze, inne nieźle, a niektóre raz coś wyciągały, a innym razem nic. Loteria. Muszę przyznać, że Purederm, choć nieidealne, to są jednymi z lepszych.

Kwestie opakowania tym razem całkiem odsunę na bok. Zajmę się samym plastrem. Pamiętam, że nawet kiedyś go mierzyłam, jednak wyrzuciłam gdzieś kartkę z pomiarami (coś kojarzy mi się, że jest długi na około 10 cm i szeroki na około 3 cm, ale nie dam za to głowy). Wielkość średnia, na mój nos jest w porządku, obejmuje nawet mały kawałek policzka, ale np. u moich braci ledwie zakrywa skrzydełka. Wykonany jest z papieru i cuchnie klejem. Dobrze przyczepia się do mokrej, ale nie ociekającej wodą, skóry (nie trzyma się dobrze suchej), może dlatego często są problemy z odklejaniem. Wówczas wystarczy go lekko zwilżyć, żeby razem z plastrem nie zerwać sobie skóry.

Działanie bywa bardzo dobre, co nie oznacza, że zawsze plaster wyciąga porażającą ilość "makaronu". Zwykle na papierku zostaje sporo paskudztwa, czasami jednak po bliższym spotkaniu nosa z palcami okazuje się, że ilość dzikich lokatorów nadal przekracza dopuszczalne normy. Plaster często wyciąga satysfakcjonującą ilość (choć nigdy nie pozbył się wszystkiego). Po jego użyciu pory są oczyszczone i sprawiają wrażenie lekko zwężonych - skóra wygląda na czystszą... Czego nie można powiedzieć o plastrze.



Bardzo żałuję, że tego typu produkty nie potrafią zapewnić komfortu czystego nosa na dłużej. Moja skóra produkuje sporo paskudztwa i chciałabym mieć od niego jak najdłuższe przerwy. Takich plastrów musiałabym używać co dwa dni, co raczej niezbyt korzystnie odbiłoby się na zawartości portfela. Spróbuję okiełznać łyżeczkę unny, może ona do kompletu z maseczkami z glinek pomoże opanować sytuację. Plastry Purederm mimo wszystko polecam i jeżeli trafię na dobrą ofertę, to z pewnością je jeszcze kupię.

Skład: Aqua, Acrylates Copolymer, PVP, Polyvinyl Alcohol, Silica, PEG-12 Dimethicone, Titanium Dioxide, Blue 1 Lake, Dipotassium Glycyrrhizate, Allantoin, Melaleluca Alternifolia Leaf Extract, Hamamellis Virginiana Extract, Fragrance.

Cena: ok. 15 zł/6 plastrów
Dostępność: Drogerie Hebe
Ocena: 4/5

Zakupoholizm ściśle (nie)kontrolowany. Weekend zniżek z Joy, Hot i Cosmopolitan

$
0
0

Jak zapewne spora część z was się orientuje, dwa razy do roku, wiosną i jesienią, babskie pisma raczą nas super-turbo-hiper akcjami promocyjnymi. Wystarczy kupić jeden z tytułów danego wydawnictwa (najlepiej najtańszy; jak oszczędzać to na całego :D!) i w określonym terminie założyć kolczugę, wziąć miecz, dosiąść swego rumaka i ruszać do boju!

Jesienny maraton zniżkowy otwiera weekend rabatów z Joy, Hot i Cosmopolitan - tłumy ruszą do sklepów 6 i 7 września. W żadnej z tych pozycji nie znajdziecie niczego ciekawego "dla ducha" (Joy i Cosmo serwują artykuły godne gorących 13, a Hot skupia się na prezentacji ubrań i dodatków), ale chociaż dzięki aktualnym numerom odziejecie ciało i kupicie upiększacze różnego rodzaju. Z racji wiodącej tematyki, którą poruszam na tym blogu, skupię się na tym, co może zainteresować kosmetykoholiczki.

Sklepy stacjonarne

Bath&Body Works - informacja ta z pewnością zainteresuje Warszawianki i raczej nie spowoduje dreszczyku emocji u mieszkanek innych części kraju. Przy zakupie minimum dwóch produktów suma na paragonie będzie niższa o 40%.

MAC - to nie do końca jest zniżka, a raczej gratis. Zazwyczaj w kuponach MAC oferował zaproszenie na makijaż przy zakupach za 250 zł, tym razem po wyskoczeniu z takiej sumy w salonach MAC otrzymamy szminkę (wartość: 86 zł). MACocholiczki, śpieszcie się, oferta ważna do wyczerpania zapasów.
(Nic nie napisali, czy szminka będzie do wyboru, czy też będą mieli określoną pulę gratisów).

Super-Pharm - 30% na dermokosmetyki zawsze się przyda. Rabat nie obejmie zestawów.

The Body Shop - 20% mniej zapłacimy za jeden produkt.

Sklepy stacjonarne i internetowe

Bandi - 25% na zakupy na stronie bandi.pl. Taki sam rabat obowiązuje na zabiegi pielęgnacyjne i zakupy w Instytucie Bandi w Warszawie.

Paese - bardzo kusząca zniżka, aż 40%. Do zrealizowania na stoiskach firmowych i na sklep.paese.pl
Kod do sklepu internetowego: cjh_paese2014

Yves Rocher - 30% na 1 kosmetyk i 40% na drugi. Standardowo nie dotyczy zielonych kropek.
Kod do sklepu internetowego: JOY14 (na yves-rocher.pl)

Sklepy internetowe

Beautyblender - gąbeczki i wszystkie zabawki do ich oporządzania taniej o 12%. Rabat niezależny od wysokości zamówienia na beautyblender.net.pl
Kod do sklepu internetowego: beautyblender

beGlossy - 20% na pierwsze pudełko w subskrypcji lub pakiecie na 3 i 6 miesięcy. Zniżka do 14 września na beglossy.pl.
Kod do sklepu internetowego: JOY20

Pat&Rub - 20% na wszystkie kosmetyki, także zestawy. Promocja łączy się z innymi. Obowiązuje na stronie patandrub.pl
Kod do sklepu internetowego: WEEKEND

Perhapsme - zapewne sporo z was kojarzy ten sklep z ubraniami. Mają jednak także kosmetyki np. produkty Lumene i pędzle Bdelium Tools. W przyszły weekend taniej o 20% na perhapsme.com
Kod do sklepu internetowego - joy20

Nouba - 15% na mascary w sklepie noubacosmetics.pl

proto-col - 15% zniżki otrzymamy na kosmetyki mineralne, kolagen naturalny i akcesoria do makijażu na stronie proto-col.pl
Kod do sklepu internetowego: proto-col

Skin79 - 15% na kosmetyki tej marki (w tym popularne BB kremy) w sklepie alledrogeria.pl. Oferta nie łączy się z innymi.
Kod do sklepu internetowego: 15SKIN79

Sleek - Alledrogeria proponuje także 15% na Sleeka. Oferta nie łączy się z innymi.
Kod do sklepu internetowego: 15SLEEK

Thalgo - 50 zł przy zakupach za 350 zł. Rabat ważny do 13 września na thalgo.pl
Kod do sklepu internetowego: JOY

Missha - 20% na cały asortyment sklepu online missha.com.pl. Niezła opcja dla tych, którzy nie lubią zamawiać z Korei albo nie mają konta na Ebay. 


Co sądzicie o zniżkach zaplanowanych na przyszły weekend? Widzicie coś dla siebie? Ja z pewnością zastanowię się nad Paese, wysokość zniżki jest kusząca :).

Jesień za pas(ki)em? Zużycia sierpnia

$
0
0
Kto się cieszy, że sierpień już się kończy ręka do góry! Widzę las rąk. Smutno jest nie tylko tym, którzy jutro zakładają tornistry i po miesiącach błogiej laby przekroczą szkolne mury, ale także wszystkim tym, którzy kochają lato. Dni już są trochę krótsze, powietrze pachnie liśćmi... Mam nieodparte wrażenie, że już intensywnie szykujemy się na jesień. Każda pora roku ma swój urok. Tegoroczny sierpień będę miło wspominała, zwłaszcza jeżeli chodzi o zużycia, które dzisiaj prezentuję.


Było: Schauma Kids Szampon i odżywka - produkty firmy Schwarzkopf nie cieszą się najlepszą sławą, szczególny popłoch budzą farby Palette. Miałam tę myśl w głowie, gdy szukałam delikatnego szamponu na dziale dziecięcym. Nie mogłam się jednak oprzeć tej różowej butelce. 
Shauma to teoretycznie szampon z odżywką, jednakże to odżywka to jest chyba tylko w nazwie. Dość przeciętny produkt myjący, o chemicznym malinowym zapachu. Trochę wysusza skórę głowy.

Jest: Bobini Baby Hypoaergiczny Żel do mycia ciała i włosów dla niemowląt i dzieci.



Było: Balea Oil Repair Spuellung - jak dla mnie największym jej atutem jest ciasteczkowy zapach. Więcej niebawem.

Jest: Alterra Feuchtigkeitsspuellung Granatapfel&Aloe Vera - miałam maskę z tej linii, była całkiem niezła, liczę, że odżywka też się sprawdzi.


Było: Avene Woda termalna - psikadło znakomicie sprawdziło się do zwilżania maseczki z glinki, a także do odświeżania w czasie upałów.

Jest: KTC Woda różana - podobno to nie jest prawdziwa woda różana, bo składa się z wody i esencji różanej. W składzie wody powinien znaleźć się olejek różany. Cóż, zejdzie na glinki.



Było: Eucerin Q10 Active Krem pod oczy - zaufałam pani konsultantce i z jednej promocji przytargałam do domu ten krem. Nie żałuję. Więcej napiszę niedługo.

Jest; Rival de Loop Q10 Glaettende Augencreme - skład wygląda zachęcająco...


Było: Ava Aktywator Młodości Hydranov - stosowałam ten produkt na szyję. Miałam wrażenie, że całkiem nieźle nawilżał skórę. Jednak nie potrafię jednoznacznie określić, czy go lubię, czy nie. Wydał mi się jakiś taki... zwyczajny. Moja ciocia (skóra sucha) bardzo go sobie chwali. Może skuszę się na kolejne opakowanie i wtedy uda mi się wyrobić zdanie na jego temat.

Jest: Alterra Gesichtsoel Bio-Granatapfel


Było: The Body Shop Almond Shower Gel - chyba najlepszy żel pod prysznic, jaki trafił na moją łazienkową półkę. Cudowna, żelowa konsystencja, niesamowita wydajność i brak zapędów do suszenia skóry. Z pewnością skuszę się jeszcze na żel TBS, szczególnie podczas wyprzedaży.
Fresh Juice Kremowy żel pod prysznic Tangerine&Awapuhi - marka Fresh Juice to kolejny twór Elfa Pharm, które sporo osób kojarzy z produktami Green Pharmacy. Żaden z kosmetyków GP mnie na razie nie oczarował, sceptycznie podchodziłam też do tego żelu. O ile zakochałam się w TBS tak, dla równowagi, znienawidziłam Fresh Juice. Słowo daję, to jakiś kuzyn tych popłuczyn, zwanych żelami Isana. Sprawia wrażenie tak samo "rozrobionego" (kremowe to są żele Nivea albo Dove, a nie to-to) i równie mocno wysusza skórę. Gorąco nie polecam.

Jest: Żel francuskiej firmy, z której nazwą mam problem :D.


Było: Alverde Glanz-Haarkur Zitrone Aprikose - wyjątkowo kiepski produkt. Jego aplikacja na włosy była zupełnie niecelowa - nie robił z nimi nic. Zużyłam go do golenia, ale też szału nie zrobił. Najlepiej omijać szerokim łukiem, bubel w każdym calu.

Jest: Kallos Crema al Latte - jeny, czego ja o tej masce nie czytałam. Toż to ona prawie góry przenosi! Niestety, z tak błahym zdaniem, jak pielęgnacja włosów radzi sobie marnie - ani ja, ani moja mama nie byłyśmy z niej zadowolone. Z uwagi na piękny zapach śmietankowych lodów (aż mam ochotę powiosłować łyżką w tym słoju) z lubością zaczęłam używać jej w roli "pianki do golenia". Jest naprawdę super :D!


Było: Garnier Protection 5 Cotton Fresh - poleciałam na dużą pojemność, przyznaję się. Niestety, produkt nie do końca się sprawdził. Jest dużo gorszy od mojego Invisi Mineral Calm. Ma męczący, pudrowo-słodko-mydlany zapach. Chroni dość słabo, bo około 4 godziny. Szybko czułam się nieświeżo, co było wyjątkowo uciążliwe w upały.

Jest: To, co być powinno :).


Było: Balneokosmetyki Malinowe masło do ciała - wydawać by się mogło, że treściwe masło to nienajlepszy wybór na lato. Ten produkt mile mnie zaskoczył. Niedługo pojawi się obszerna recenzja.

Jest: Tołpa Dermo Body Hydro Nawilżające mleczko regenerujące - lekka formuła mleczka jakoś mi nie współgra z obiecywanym działaniem regenerującym, ale sprawdzę.


Było: Lirene Balsam Brązujący Cafe Latte - od dawna miałam ochotę na ten produkt, ale kilka lat temu nie wyszła mi przygoda z balsamami brązującymi, więc panicznie bałam się, że znów zrobię sobie pomarańczowe zacieki. Na szczęście tym razem tak się nie stało, choć rozsmarowywanie tego kosmetyku jest dość pracochłonne. Trzeba go dobrze wetrzeć. Brązuje dość delikatnie, po dwóch tygodniach miałam nogi w biszkoptowym, dość żółtym, odcieniu. Lepszy biszkopt niż mąka :D.

Jest: Sunozon Selbstbraunungmilch fuer helle Haut - użyłam na razie raz, ale po kilku godzinach dał taki sam efekt, jaki Lirene zapewnił po dwóch tygodniach.


Było: Ziaja Rebuild Reduktor cellulitu Serum drenujące - pachnie apteką, ale jestem mu w stanie to wybaczyć, bo mam wrażenie, że działa. W zapasach czeka kolejne opakowanie.

Jest; Alterra Olejek "Brzoza i pomarańcza" - kolejny hit włosomaniaczek, który mnie jakoś nie podchodzi. Nie lubię go stosować na włosy. Za to do masażu ciała jest bardzo przyjemny :).


Było: Essence 24h hand protection balm Strawberry Dark Chocolate - "różowe" kremy do rąk mi podchodzą. Odpowiadała mi wersja Repair ze stałego asortymentu, sprawdził się także limitowany wariant truskawkowo-czekoladowy. Nie jest to może krem silnie regenerujący, ale nieźle odżywia dłonie przy regularnym stosowaniu - systematyczność nie sprawia problemu, bo krem przecudownie pachnie, aż chce się ciągle wcierać go w dłonie.

Jest: Isana Handcreme Intensiv 5% Urea - jeden z bardziej popularnych produktów do rąk. Jak na razie zrobił dobre wrażenie, teraz ma pod górkę, bo w związku ze zmianą pogody moja skóra dłoni szaleje.

Było: Isana Nagellack Entferner Mandelduft - jak dla mnie to najlepszy niedrogi zmywacz dostępny na szeroką skalę. Wszystkie badziewiaki w staroświeckich szklanych butelkach, te w tych plastikowych z kwiatkami i cuchnące Sensique z Natury mogą się schować do kąta i nie wychodzić.

Jest: Sally Hansen Fast Acting Polish Remover with Vitamin E&Chamomile - wyprzedawano go w związku ze zmianą opakowania całej linii, więc żal było nie skorzystać. Zwłaszcza, że za 20 zł wolę kupić książkę niż zmywacz. Muszę jednak przyznać, że to dobry produkt, który usuwa bez problemu nawet ciemne emalie. Nie pachnie przy tym tak intensywnie jak Isana.


Było: Avon Foot Works Intensive Callus Cream - tak, należę do tych leni, którzy o stopach zwykle przypominają sobie latem. Na początku sezonu odczułam pilną potrzebę zakupu kremu do stóp i, z uwagi na promocję i dobre opinie, wybór padł na ten. Od początku coś mi w nim nie grało. Nie wierzyłam, że ta gęsta żelowa konsystencja może wykazywać działenie odżywcze i zmiękczające skóry. Nie pomyliłam się. Produkt niespecjalnie "ugłaskiwał" zrogowacenia. Do tego baaardzo długo się wchłaniał. Nawet po kilku godzinach od aplikacji potrafiłam ślizgać się we własnych butach.

Jest: Yves Rocher Beaute des Pieds Krem intensywnie odżywiający do suchych stóp - już z 2 tygodnie stoi na biurku, a jakoś ciągle zapominam sięgnąć po niego przed snem. Muszę się zmobilizować :).


Było: Bell BB Cream 011 Natural - filtry zrobiły swoje i moja twarz oraz szyja nie zmieniły koloru w ciągu lata. Niestety, często zapominałam o posmarowaniu dekoltu, który nabrał trochę brązowego odcienia. Postanowiłam wrócić do tego BB, z którego właściwości byłam zadowolona (KLIK). Szkoda tylko, że paleta kolorów jest dość ograniczona, a najjaśniejszy kolor jest zwyczajnie odcieniem "świnkowym". Ten posiadany przeze mnie jest niestety odrobinę pomarańczowy.

Jest: Catrice BB Allround Foundation 010 Light Beige - ciocia kupiła dla siebie, ale nie była do niego całkiem przekonana, więc wcisnęła go mnie. Pamiętałam, że zbierał całkiem niezłe recenzje i wiele osób ubolewa, że właśnie znika z szaf. Nie mam jeszcze zdania na jego temat.



Było: Bourjois Healthy Balance 52 Vanilla - przyzwoity puder, o ile pokombinuje się z jego aplikacją. Znakomicie sprawdzał się przy nakładaniu gąbeczką i zupełnie nie dawał dobrych rezultatów po omieceniu twarzy pędzlem. Pełna recenzja do przeczytania TU.

Jest: Bell 2skin Pocket Pressed Powder Mat 041 Transparent - ten ancymon, w przeciwieństwie do Healthy Balance bardzo lubi się z pędzlem i wręcz alergicznie reaguje na gąbeczkę, tworząc na twarzy piękną maskę. Jest bardziej suchy i pudrowy niż HB, ale zamierzam być z niego zadowolona :D.


Było: The Balm Cheater! Mascara - największą zaletą tego produktu jest szata graficzna. Możecie się więc domyślać, jak wielkimi przyjaciółmi byliśmy. Recenzja niedługo.

Jest: Rimmel Wonder'full Mascara - po nieudanych tuszach z serii Scandaleyes, maskara Wonder'full okazała się całkiem miłym zaskoczeniem,



Było: Catrice Ultimate Color 020 Maroon - uwielbiam odcień tej szminki. Niestety, sama formuła jest dla mnie zbyt tłusta, pomadka lubi wyjeżdżać poza usta i nie jest bardzo trwała. Recenzja do przeczytania TU.

Jest: Rimmel Lasting Finish 077 Asia - co prawda szminek mam mnóstwo, to jednak postanowiłam pokazać tę, z którą chcę pożegnać się w najbliższym czasie, choć bynajmniej nie dlatego, że jej nie lubię :).

To już wszystkie śmieci w tym miesiącu. Jestem z siebie zadowolona. A wam jak poszło? 
Miałyście może któryś z prezentowanych kosmetyków? Polubiłyście się z nim, a może zalazł wam za skórę? Koniecznie dajcie znać.

Oszuści (nie)mile widziani? The Balm Cheater! mascara

$
0
0
The Balm to marka, która w ostatnich latach zyskała rzesze wiernych fanów. Dziewczyny zakochały się w ich produktach, na co duży wpływ miała nie tylko prawie legendarna jakość tych kosmetyków, ale urocza otoczka wokół nich. Wesołe nazwy i pomysłowe opakowania okazały się świetnym wabikiem. Jednakże nie wszystko złoto, co się świeci. Detale potrafią skutecznie przyciągnąć, ale nie powinny przesłaniać tego, co najistotniejsze, czyli samego kosmetyku. 

Ciekawym zabiegiem było zaserwowanie przez producenta obietnic, które miał za zadanie spełniać produkt, w formie obrazków, nasuwających na myśl film: "Endless Drama: Vince Volume, Donnie Dark-Coat, Thomas Thick, Lance Long-Lash". Niestety, właściwie tylko "dramat" się zgadza i to bynajmniej nie chodzi o teatralny efekt na rzęsach.


Styl retro tak namiętnie wykorzystywany przez markę do ozdabiania opakowań, tym razem zajrzał także do środka kosmetyku.  Tusz ma najprostszą na świecie, klasyczną włochatą szczoteczkę średniej wielkości. Ameryki tym nie odkryli. Mówi się, że na sukces tuszu składa się w dużej mierze jego szczoteczka. Nie przepadam za włochaczami, dlatego nie polubiłam się szczególnie także i z tym aplikatorem. Nie sprawił mi jednak takich problemów jak szczoty-giganty Rimmel Scandaleyes, dlatego byłabym w stanie przymknąć oko na niedogodności w stosowaniu, gdyby tylko efekt był satysfakcjonujący.


Po lewej: The Balm Cheater! mascara
Po prawej: Catrice Waterproof Top Coat
Tusz praktycznie od samego otwarcia miał konsystencję odpowiednią do malowania. Nie był suchy, ale też nie bardzo mokry. Nie odbijał się i nie sklejał rzęs. Nie zauważyłam, żeby się osypywał czy kruszył. Jak zaczął, tak skończył. Nie jest to tusz wodoodporny, nie stawia oporu podczas zmywania.

Maskara dostępna jest w jednym, standardowym, czarnym kolorze. Odcień jest dość intensywny, ponadto nie blaknie i nie szarzeje w ciągu dnia.

Co możemy osiągnąć przy pomocy tego tuszu? Dziurę w portfelu. Choć ja akurat ten tusz wygrałam, to nie chcę sobie wyobrażać, jak czuły się osoby, które go kupiły. 55 zł piechotą nie chodzi - za taką kwotę można kupić tusze L'oreal, Bourjois i Max Factor, które zbierają dobre recenzje. Za 55 zł można przytargać do domu kilka niezłych tanich tuszy. Albo, wreszcie, za 55 zł można mieć kosmetyk, przy którym tak lubiane przeze mnie delikatne podkreślenie rzęs, idealne na co dzień to wręcz efekt przerysowany. Cheater, poza lekkim poczernieniem rzęs i może delikatnym wydłużeniem, nie robi niczego. Dowód? Proszę bardzo.


Przy całej sympatii do The Balm stwierdzam kategorycznie, że ten produkt im się wyjątkowo nie udał. Rzęsy wyglądają lepiej po tuszu za 10 zł. Skoro dla mnie, osoby, która lubi oszczędnie podkreślać rzęsy, jest to rezultat marny, to miłośniczki gęstych firan chyba spadną z krzesła.

Skład: Aqua, Polybutene, Acrylates Copolymer, VP/Hexadecene Copolymer, Stearic Acid, Nylon-12, Cera Carnauba, Paraffin, Silica, Isostearyl Isostearate, Triethanolamine, Hydroxyethylcellulose, Phenoxyethanol, Panthenol, Caprylyl Glycol, Ethylhexylglycerin, Hexylene Glycol, Iron Oxides (CI 77499).

Cena: ok. 55 zł/5,7 g
Ocena: 1,5-2/5

Nadzwyczajnie... zwyczajna. Balea Oil Repair Spüllung

$
0
0
Jak zapewne część zdążyła się zorientować, jestem samozwańczą królową marud blogosfery. Moje motto to "dzień bez czepiania się to dzień stracony". Uwielbiam szukać dziury w całym. Co prawda nie jestem dentystką z zawodu, ale w kwestii grzebania w dziurach radzę sobie nieźle. Dzisiaj dobiorę się ze swoim wiertłem dość popularnemu niemieckiemu smakołykowi kosmetycznemu - odżywce Balea z olejem arganowym.

To moje drugie podejście do "profesjonalnej" (błaaaaaagam, trzymajcie mnie) serii marki Balea. Na pierwszy ogień poszła odżywka wygładzająca, która coś tam wygładzała i której nie uznałam za taką najgorszą (KLIK). Z uwagi na pozytywne opinie, które zbierała ta czarna madonna, podczas kolejnej wizyty w DM, ochoczo wrzuciłam ją do koszyka.

Opakowanie jest standardowe dla tej serii. Miękka tuba, dość wygodna w użytku. Ciężko się z niej wyciska resztki, dlatego pod koniec warto ją przeciąć.

Konsystencja jest dość lekka, kremowa, taka odżywka jakich wiele. Łatwo się ją rozprowadza na włosach, produkt dobrze po nich sunie. Mimo nie najgęstszej formuły nie spływa po aplikacji. Bardzo przyjemnie pachnie; przez ten apetyczny zapach ciasteczek chętnie po nią sięgałam.

Jeżeli chodzi o działanie na włosy to niestety obyło się bez fajerwerków. Po kilki pierwszych myciach nie widziałam żadnego efektu. Dopiero w miarę używania szopa stała się bardziej miękka i skręt zaczął wyglądać lepiej. Odżywka niespecjalnie dociążała włosy, mimo delikatnego wygładzenia nie zabiła objętości - nadal wyglądałam jak lew, tylko odrobinę ulizany. Nie zauważyłam specjalnego działania odbudowującego, raczej nie jest to odżywka do włosów zniszczonych. Myślę, że niskoporowate włosy bardziej się z niej ucieszą niż wszystkie strachy na wróble.

Moim zdaniem to dość przeciętna odżywka. Spodziewałam się mocniejszego działania po odżywce "naprawczej". Suche kłaki nie będą z niej bardzo zadowolone.

Skład:  Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Isopropyl Palmitate, Behentrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Parfum, Panthenol, Isopropyl Alcohol, Sodium Benzoate, Hhydrolyzed Wheat Protein, Potassium Sorbate, Citric Acid.

Cena: ok 1,50 euro (ok. 11 zł w sieci)
Dostępność: drogerie DM, Kokardi
Ocena: 3,5/5

Wazelina bez wazeliniarstwa. Bell Tint Lipstick 03

$
0
0

Przed zakupem zwykle czytam opinie, jakie zbiera upatrzony przeze mnie produkt. Zaglądam na KWC, buszuję po blogach... Gdy kosmetyk ma dobre noty w każdym miejscu w sieci, zyskuję przekonanie, graniczące wręcz z pewnością, że to świetny produkt i się na nim nie zawiodę. Nie wszystko będzie jednak pasowało każdemu, co często potrafi mi umknąć...

Bardzo lubię markę Bell, szczególnie jeżeli chodzi o kosmetyki do makijażu twarzy. Z tego segmentu udało mi się znaleźć kilka przyzwoitych produktów. Pozostałą część asortymentu do niedawna ignorowałam. Podczas jednej z promocji z Naturze przykleił mi się do rąk tint w pomadce i tak już wróciłam z nim do domu.

Bell zarobiło u mnie minusa już na wstępie. Opakowanie nie jest może piękne, ale jest całkiem wytrzymałe. Natomiast szata graficzna jest tak tandetna, że aż bolą zęby. Te paskudne napisy szybko złażą - na szczęście i nieszczęście: wraz z metalicznym różykiem znika też skład.

Pomadka przypomina mi trochę wazelinę (choć, co ciekawe, w składzie nie ma żadnej postaci parafiny). Jest miękka i ciapowata. Bardzo lubi się łamać. Bez problemu sunie po ustach, zostawiając na nich takie wazelinowate wykończenie. Nie wysusza, ale i nie pielęgnuje ust.

Nie chciało mi się wierzyć, że tint może być wazeliną w przebraniu. Tinty kojarzyły mi się ze znakomita trwałością, wżeraniem koloru w usta, czego nie można powiedzieć o barwiących wazelinkach. Niestety produkt Bell zachowuje się właśnie jak takie mazidło ze słoiczka także pod względem trwałości. Nie wżera się w moje usta i zostaje na nich może z pół godziny. Rozczarowanie.

Żałuję, że nie polubiłam się z tym kosmetykiem i nie mam najmniejszej ochoty go używać, bo kolor jest naprawdę ładny. Trójka to najciemniejszy odcień z całej gamy (liczącej aż 3 kolory! Niesamowity wybór). W sztyfcie wygląda dość intensywnie czerwono, ale na ustach kolor jest delikatniejszy, różowo-czerwony, całkiem twarzowy.


Szkoda miejsca w szafie na taki koszmarek. Liczę, że Bell wkrótce wyśle go w kosmos i wprowadzi w jego miejsce coś lepszego.

Skład: Polybutene, Isostearyl Isostearate, Pctyldodecanol, Behenyl Beeswax, Stearyl Beeswax, Isocetyl Stearoyl Stearate, VP/Hexadecene, Copolymer, Ethykhexyl Methoxycinnamate, Ozokerite, Isopropyl Palmitate, Lanolin, Isonanyl Isananoate, Polyethylene, Citric Acid, Methylparaben, Propylparaben, BHT, Parfum, Benzyl Alcohol, Citronellol, Limonene, Linalool
Może zawierać: CI 15850, CI 45380, CI 45410.

Cena: ok. 12 zł
Dostępność: Drogerie Natura, Hebe
Ocena: 2/5

Chcesz poszaleć? Zakupy z Fleszem i Vivą

$
0
0

Sezon na akcje rabatowe z różnymi czasopismami trwa. W ten weekend można było upolować coś ze Zwierciadłem i Sensem, w następną sobotę i niedzielę (20 i 21 września) w centrach handlowych spotkamy tłumy z Fleszem albo Vivą pod pachami. Czy i tym razem maniaczki kosmetyków znajdą coś dla siebie?

Sklepy (salony) stacjonarne

Bath&Body Works - warszawianki pewnie ucieszy zniżka 40% przy zakupie minimum dwóch produktów.

Estetica - 30% na pierwszy zabieg depilacji laserowej (estetica.pl), do 26 września.

Klinika Bieńkowscy -25% na terapię laserem frakcyjnym lub depilację laserową Vectus (esteticmed.pl), ważny od 9 do 27 września.

Klinika Medycyna Urody - 40% na zabieg Pelleve.

MAC - szminka gratis przy zakupach za 250 zł.

Magic Pot - 20% na pierwszy dowolny zabieg wyszczuplający lub liftingujący (magicpot.pl), do 26 września.

Mydlarnia u Franciszka - zakupy zrobimy z rabatem w wysokości 20%.

NYX - 20% na asortyment w salonie firmowym. Znowu tylko Warszawa się ucieszy :).

OPI The Pedicure Place -20% na wszystkie usługi z oferty, do 22 września.

Super-Pharm - 30% na wszystkie kosmetyki do makijażu oczu.

The Body Shop - 20% na cały asortyment.

Vipera - 20% na cały asortyment w punktach firmowych, do 27 września.

Yasumi epil - 25% na pierwszy zabieg pielęgnujący twarz lub pierwszy zabieg trwałej depilacji, do 26 września (yasumi-epil.pl).

Yasumi - 20% na pierwszy zabieg na twarz lub wyszczuplający, do 26 września (yasumi.pl).

Yasumi slim - 30% na pierwszy dowolny zabieg wyszczuplający, do 26 września (yasumi-slim.pl).

ZikoDermo - 20% na asortyment z wyłączeniem promocji i opakowań promocyjnych, działa powyżej 100 zł.


Stacjonarnie i online


Anna Pikura- 50 zł rabatu na kosmetyki, zabiegi kosmetyczne,medycyny estetycznej za min. 200 zł, ważny do 27 września.
Kod do sklepu (annapikura.com) - FLESZ2014

Bandi - 25% na kosmetyki w sklepie internetowym i zabiegi pielęgnacyjne w Instytucie Urody Bandi w Warszawie.
Kod do sklepu (bandi,pl) - flesz25

Douglas - 15% na wszystkie zapachy
Kod do sklepu (douglas.pl) - FV2014

Inglot - ze zniżką 20% będzie można kupić prawie wszystkie produkty marki, rabat nie obejmuje akcesoriów.
Kod do sklepu (inglot.pl) - FLESZ2014

Paese - 40% do wykorzystania na stoiskach firmowych i w sklepie online.
Kod do sklepu (paese.pl) - flesz_paese2014

Perfumeria Quality - 30% na perfumy marek Honore des Pres i Huiterme Art Parfums w perfumeriach w Warszawie i Wrocławiu.
Kod do sklepu (perfumeriauality.pl) - PQM

Stenders - 30% na cały asortyment.
Kod do sklepu (stenders-cosmetics.pl) - vivaflesz

Yves Rocher - 30% na pierwszy kosmetyk i 50% na drugi. Choć nie jest to wyraźnie zaznaczone, to zapewne zniżka nie obejmie produktów z zielonym punktem.
Kod do sklepu (yves-rocher.pl) - 409780


Online

beGlossy - 15 zł mniej zapłacimy za pudełko (nie określono, ale chyba rabat obejmuje tylko pierwsze), jeżeli kupimy subskrypcję albo pakiet, oferta ważna od 8 do 21 września
Kod do sklepu (beglossy.pl) - 09GB

Bell - 20% na wszystkie produkty w ofercie przy minimalnej kwocie zakupów 80 zł
Kod do sklepu (bell-kosmetyki.pl) - 3c0b8a16

Farmona - 20% na kosmetyki do pielęgnacji twarzy, ciała i włosów, ważny do 30 września
Kod do sklepu (sklep.farmona.pl) - FLESZ

Gosh - 30% na wszystkie podkłady, od 15 do 21 września.
Kod do sklepu (kochamkosmetyki.pl) - Flesz

Pat&Rub - 20% zniżki na kosmetyki i zestawy.
Kod do sklepu (patandrub.pl) - FLESZ

PerhapsMe - 20% na cały asortyment sklepu (w tym kosmetyki m.in. Lumene, pędzle Bdellium Tools).
Kod do sklepu (perhapsme.com) - AW2014

Tołpa -20% na kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała.
Kod do sklepu (tołpa.pl) - tołpaflesz


Chyba jestem wyjątkowo wybredna, bo jakoś nie zachwyca mnie ta akcja rabatowa. Szkoda, że zniżki do sklepów internetowych nie są większe - opłacają się tylko większe zakupy, przy mniejszych koszty przesyłki zjedzą rabat - na to samo wyjdzie, gdy kupimy produkt w sklepie stacjonarnym po normalnej cenie. Zastanawiam się nad wykorzystaniem rabatu do Inglota, a także nad Paese. Nie zrobię jednak wielkich zakupów. Nie tym razem.

Kredyt zaufania. Eucerin Q10 Active Krem przeciwzmarszczkowy pod oczy

$
0
0
Myślę, że nie przesadzę zbytnio, gdy napiszę, że w dzisiejszych czasach bez internetu to jak bez ręki. Wiele z nas dzień rozpoczyna od przeglądania portali internetowych przy kubku kawy. W sieci obracamy się w czasie pracy, w internecie szperamy, gdy jakieś zadanie domowe sprawia nam trudność... Kopalnia wiedzy otwiera się na dwa kliki. Możemy wyszukać informację na wiele interesujących tematów. Jak gotować kukurydzę, czym wywabić plamy z wina, który telefon komórkowy ma lepsze parametry, który krem do twarzy wybrać. Zapewne niektórym ciężko będzie uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu nieźle radziliśmy sobie bez cioci Wiki i wujka Google'a. Czasy się zmieniają. Niedawno to, co nam zaserwował sprzedawca było dla nas prawdą objawioną. Dziś kwestionujemy kit wciskany przez handlarzy na własną rękę. Bardziej ufamy temu, co znajdziemy w internecie, niż temu, co powie nam pani za ladą czy pan złapany między mąką a papierem toaletowym. Czasem jednak warto się przemóc, bo istnieją jeszcze osoby, które mają pojęcie o tym, o czym mówią i co polecają.

Eucerin wylądował w mojej kosmetyczce zupełnie przypadkowo. Wybrałam się do Super-Pharmu z zamiarem zakupu kremu pod oczy (poprzednik, badziew z Avonu doprowadzał mnie do szewskiej pasji). Z uwagi na to, że w owym czasie była spora obniżka na kilka marek, uparłam się, że koniecznie wybiorę produkt z jednej z nich. Już miałam iść do kasy, gdy zaczepiła mnie konsultantka. Z ciekawości poprosiłam ją o polecenie jakiegoś produktu. Po kilku pytaniach, pani wskazała mi właśnie Eucerin Q10. Raz się żyje, pomyślałam, gdy odkładałam wcześniej wybrany produkt i po chwili pędziłam zapłacić za ten.

Krem mieści się w tubie z grubego, mało giętkiego plastiku. Opakowanie nie przepuszcza światła, dlatego nawet pod lampę nie widać, ile kosmetyku zostało.

Eucerin utwierdził mnie w przekonaniu, że nazwanie przez Tołpę tego mleczka (KLIK) kremem odżywczym to jakaś kpina. Q10 to zdecydowanie cięższy kaliber (jest też bardziej konkretny niż AA Eco). Wyraźnie bardziej skoncentrowana formuła dobrze wróżyła. Krem pozostawia na skórze delikatną warstwę, powiedzmy "pielęgnacyjną" - nie widać jej, ale czuć pod palcami. Nawet po kilku godzinach od aplikacji czuć, że coś było nakładane. Ta warstewka współgra z makijażem, nie roluje się, nie powoduje skrócenia trwałości korektora.

Działanie pozytywnie mnie zaskoczyło. Okolice pod oczami nie wyglądały u mnie za ciekawie. Skóra pod oczami była sucha, zmarszczki  bardzo widoczne, a do tego wszystkiego miałam cienie. Po przygodzie z tym kremem mogę o tym pisać w czasie przeszłym. Skóra wygląda teraz dużo lepiej, jest gładka, miękka, taka bardziej... mięsista? Linie pod oczami są też mniej widoczne. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że ten krem podziałał na moje cienie pod oczami. Pewnego dnia zorientowałam się, że choć jestem niewyspana jak zwykle, to potrzebuję dużo mniejszej ilości korektora niż wcześniej. Plamy pod oczami i powieki w brunatnym odcieniu straciły na intensywności. Tak, to jest to!

Myślę, że jeszcze wrócę do tego produktu. Działa stopniowo (pierwsze efekty zauważyłam po miesiącu), ale skutecznie. Robi to, czego wymagam w tej chwili wymagam od kremu pod oczy. Minusy? Jeden - cena. Na szczęście coraz częściej trafiają się znaczne promocje na dermokosmetyki.

Skład: Aqua, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Dicaprylyl Ether, Behenyl Alcohol, Butylene Glycol, Stearyl Alcohol, Butyl Methoxydibenzomathane, Glyceryl Stearate Citrate, Methylpropanediol, Phenylbenzimidazole Sufonic Acid, Ubiquinone, Bio-sacharide Gum-1, Sodium Carbomer, Trisodium EDTA, 1,2 Hexandiol, Phenoxyethanol, Ethylparaben, Methylparaben.

Cena: ok. 60 zł/15 ml
Dostępność: Super-Pharm, apteki
Ocena: 4,5-5/5

Malinowy cud? Balneokosmetyki Malinowe masło do ciała

$
0
0
Blogowo-vlogowa sfera urodowa to mechanizm, który napędzany jest od środka. Czasami wystarczy jeden post, jedna dziewczyna, żeby połowa maniaczek kosmetyków zwlokła tyłki sprzed komputerów i ruszyła tłumnie do drogerii żeby ogołocić półki. Im bardziej popularna jest blo/vlogerka, tym większą ma siłę rażenia. Doceniają to także marki, szczególnie te młode lub/i niezbyt uznane. 

O Balneokosmetyki usłyszałam po raz pierwszy w jednym z filmików. Zaciekawiona zaczęłam buszować po ich stronie i stwierdziłam, że muszę kiedyś czegoś spróbować. Postanowiłam się skusić na flagowy kosmetyk, czyli malinowe masło. Poprosiłam ciocię, która czasem korzysta z usług hotelu Malinowy Dwór, aby sprawdziła, czy mają tam te produkty. Okazało się, że są tam sprzedawane. Tym sposobem stałam się posiadaczką masła (ciotka tylko zapomniała o tym, że chciałam małe i zaszalała).

Kosmetyk zapakowany jest w prosty, wytrzymały słoiczek. Opakowanie nie jest specjalnie ozdobne ani funkcjonalne, dlatego nie będę się nad nim dłużej zatrzymywać.

Konsystencja jest dość interesująca. Takie 100% masła w maśle - kosmetyk jest mocno zbity, palec nie wchodzi w niego tak gładko jak w lżejsze struktury maseł z Joanny czy Ziai. Żeby nabrać masło, musimy je zebrać z wierzchu palcami. Taka formuła przypomina mi trochę masło shea z The Body Shop. W rozprowadzenie tego kosmetyku trzeba włożyć trochę więcej wysiłku, zwłaszcza, że potrafi zostawić białe smugi, jeżeli niedokładnie go rozsmarujemy. Bardzo zdziwiło mnie to, że masło nie jest tłuste i szybko się wchłania.

Działanie także nie rozczarowało. Masło fantastycznie nawilża skórę. Po jego użyciu nawet łydki są miękkie i gładkie, a do tego takie "nasycone". Koi przesuszone miejsca i odżywia - skóra na łokciach i kolanach przestała być szorstka i kłująca. Muszę jednak podkreślić, że nie usuwa wszystkich problemów od razu - łokcie po aplikacji masła nie od razu były zregenerowane (a np. krem do rąk Isana z mocznikiem zadziałał na nie bajecznie chwilę po nałożeniu). Stosowany regularnie sprawił, że moja skóra była w dobrej kondycji przez około dobę od aplikacji, nawet gdy używałam parszywego żelu Fresh Juice.

Na koniec zostawiłam sobie tę kwestię, która była głównym motorem zakupu tego produktu - zapach. Po tym, czego się nasłuchałam, o "malinach prosto z krzaczka", czy "pięknym malinowym zapachu", spodziewałam się aromatu świeżych słodkich malin, w ostateczności nieco chemicznego zapachu gumy Mamba. Tymczasem zapach przypomina mieszankę jeżyn i malin z przewagą pierwszego owocu. Małe rozczarowanie. Na skórze z czasem robi się delikatniejszy i wychodzą z niego malinowe nuty. Niestety, zapach nie jest trwały i po 2 godzinach kompletnie go nie czuć, nawet po przytknięciu nosa do skóry.

Balneokosmetyki stworzyło całkiem przyjemne masło do codziennego użytku. Nie jest to może produkt do zadań specjalnych, ale z pewnością umili regularną pielęgnację. Nie wiem, czy ponownie je kupię, cena nie jest specjalnie zachęcająca.

Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Cetearyl Alcohol, PEG-20 Stearate, Hydrogenated Polydecene, Fucus Vesiculosus Extract, Perphyra Umbilicalis Extract, Sulfide/Hydrogen Sulfide Mineral Water, Argania Spinosa Kernel Oil, Panthenol, Sodium Lactate, Sodium PCA, Fructose, Urea, Niacinamide, Inositol, Sodium Benzoate, Lactic Acid, Melanocarpan Juice, Wheat Germ Oil, Avocado Oil, Macadamia Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Parfum, Aesculus Hipocastanum Extract, Aloe Vera Barbadensis, Sodium Polyacrylate, Trideceth-6, Tocopheryl Acetate, Ascorbyl Palmitate, Lecithin,Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Phenoxyethanol, Polyaminopropyl Biguanide, Ethylhexylglycerin, Hexyl Cinnamal.

Cena: 53 zł/230 ml
Dostępność: strona producenta, Malinowe Hotele (np. Malinowy Dwór w Świeradowie-Zdroju)
Ocena: 4/5

Mmmmiodzio. Nuxe Reve de Miel Lip Balm

$
0
0
Po kilku latach blogowania stali czytelnicy zapewne orientują się, że nie należę do osób zachwyconych sobą i właściwie rzadko jestem z siebie zadowolona. Cóż, Natura poskąpiła mi urody, co nie znaczy, że powinnam darować sobie dbanie o wygląd. Szczególnie zajmowanie się jednym z fragmentów ciała sprawia mi przyjemność. Lubię nacierać czymś usta - nie są może piękne, ale to je najchętniej rozpieszczam. 

Na balsam do ust Nuxe miałam ochotę od kilku lat. Jednak z krzykiem wybiegałam z aptek, gdy dostrzegałam jego cenę. Pod koniec zeszłego roku udało mi się wypatrzeć zniżkę i z bólem serca wyskoczyłam z 25 zł.

Balsam mieści się w ciężkim, szklanym słoiczku. Opakowanie wygląda bardzo porządnie, ale zupełnie nie nadaje się do torebki - kolejnego kamienia już targać nie chciałam. Takie rozwiązanie nie jest specjalnie higieniczne, dlatego Nuxe zamieszkał na biurku w domu. Podobno firma ma w swojej ofercie także sztyft, ciekawa jestem, czy bardzo różni się od wersji w słoiczku.


Konsystencja zmienia się w zależności od temperatury. Gdy jest ciepło, balsam się topi i jest dość smarowny. Natomiast w zimne dni robi się zbity i czasem się odrobiną scukrza. Wolę go w bardziej "stałej" postaci - mam wrażenie, że wtedy aplikuje się go mniej. A w przypadku tego produktu umiar jest wskazany.

Zawsze wydawało mi się, że im więcej produktu pielęgnacyjnego, tym lepiej. Niestety, nie w przypadku balsamu do ust Nuxe. Tutaj wystarczy naprawdę minimalna ilość. Balsam cudownie odżywia usta, już po kilkunastu minutach stają się miękkie i gładkie. Jeżeli go nawalimy to nie dość, że wargi będą białe (kosmetyk lekko rozjaśnia usta), to balsam dodatkowo się zroluje. Po kilku pierwszych nocach budziłam się z białymi wałkami :D. Warto wypracować swój sposób aplikacji, bo efekty są warte trudności. Po nałożeniu na noc nie potrzebuję kolejnej dawki balsamu aż do popołudnia następnego dnia. Uwielbiam to! Pomadka Alverde w torebce leży i się kurzy.

Przed zakupem tego produktu miałam pewne obawy odnośnie zapachu. Nie cierpię aromatu miodu, kojarzy mi się z brudem. Na szczęście Nuxe, choć teoretycznie miodowy, pachnie cytryną, ale taką przyjemną dla nosa, nie koszmarkiem rodem z chemii gospodarczej.

Po 9 miesiącach prawie dobiłam dna w tym produkcie. Z pewnością kupię go ponownie, ale najchętniej kilkanaście procent taniej - warto wyskrobać na niego 25 zł, ale nie szarpnęłabym się na niego za dwa razy większą kwotę.

Skład: Cera Alba, Olus Oil, Lecithin, Behenoxy Dimethicone, Prunus Amygdalus Dulcis Oil. Butyrospermum Parkii Extract, Mel, Butyrospermum Parkii, Dimethicone, Ethylhxyl Methioxycinnamate, Citrus Grandis Peel Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Hydrogenated Vegetable Oil, Glycine Soya Oil, Rosa Moschata Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Candelilla Cera/Euphorbia Cerifera Wax, Allantoin, Calendula Officinalis Flower Extract, BHT, Citric Acid, Citral, Limonene, Linalool.

Cena: 30-45 zł/15 g
Dostępność: apteki (np. ZikoApteka, Lekosfera)
Ocena: 4,5/5

Lepszy rydz niż nic? Weekend zniżek z Elle/Glamour/In Style

$
0
0


Już w następny weekend (4 i 5 października) do sklepów ruszą zakupoholiczki uzbrojone w Elle, Glamour i In Style. Czy i tym razem fanki kosmetyków znajdą coś dla siebie?

Stacjonarnie

Hebe - nie da się ukryć, że najwięcej rabatów na kosmetyki i jest do tej sieci. Po spisaniu wszystkich zniżek, okazało się, że tym razem nie poszalejemy w innych sklepach...
makijaż dzienny z kuponem i kartą 50% taniej
makijaż wieczorowy z kuponem i kartą 43% taniej

  • Lee Stafford 25%
  • Hask 25%
  • Ariel 25%
  • Prosalon 25%
  • Marc Anthony 25%
  • Silan 25%
  • Ambi Pur 25%
  • Allverne 30% (pielęgnacja ciała)
  • Eveline 30% (pielęgnacja ciała)
  • Nivea 30% (pielęgnacja ciała i twarzy)
  • Perfecta 30% (pielęgnacja twarzy)
  • Palmolive 30%
  • Colgate 30%
  • Green Pharmacy 20% (pielęgnacja ciała)
  • Soraya 25%(pielęgnacja twarzy z serii Metamorphose, Hialuronowy Mikrozastrzyk, Art&Diamonds oraz podkłady)
  • Kinetics 25%
  • Delawell 30% (pielęgnacja ciała)
  • CD 30% (pielęgnacja ciała i dezodoranty)
  • Aminogenesis 30%
  • AA 30% (produkty do twarzy poza linią Theraphy)
  • Bali Spa 25%
  • Jacques Batini 25% (na zapachy z serii Murano)
  • Roberto Verino 25%
  • L'oreal przy zakupie maskary L'oreal Volume Million Lashes cienie L'oreal Color Riche Mono za 1 zł.
  • Max Factor 20% (produkty do makijażu ust)
  • Sally Hansen 25%
  • Jesus del Pozo 25%
  • Bourjois 25% (maskary z serii Glamour)
  • Inecto 25% (produkty do włosów)
  • Eveline 50% (fluidy Art Scenic)
  • Carmex 25%
  • Bell 30% (seria Hypoallergenic)
  • Gosh 30% (wybrane produkty)
  • David Beckham 25%
  • Salon Perfect 25%
  • Ingrid 25%
  • Rimmel 25% (tusze do rzęs, cienie i kredki)


Lifeage Premium Wellness Club 25% na zabiegi spa i kosmetyki, promocja od 4 października do 4 listopada.

Nuxe 20% na kosmetyki tej marki w wybranych aptekach, przy zakupie dwóch kosmetyków przent

Przychodnia specjalistyczna High Med 20% na 5 zabiegów mezoterapii igłowej skóry głowy

Salon Eclair 25% rabatu na stylizację paznokci. Promocja trwa od 4 października do 18 października.

Sephora

  • 20% na fluidy Provoke
  • 3 za 2 na markę Sephora (3 produkt za 1 zł)


Super-Pharm 40% na produkty AA


Stacjonarnie i online

Aromatella - 20% na markę Bomb Cosmetics

Inglot 20% (nie obejmuje akcesoriów)

Kevin Murphy 20% (marki Kevin Murphy i Alterna)
Kod do sklepu internetowego: SZALEŃSTWO2014

Stenders 20% w sklepie internetowym, 25% przy zakupie minimum dwóch produktów w sklepie stacjonarnym.

Online

Clinique przy zakupach za 149 zł kosmetyczka z miniaturami.
Kod do sklepu internetowego- OFERTAVIP

Hean 20%
Kod do sklepu internetowego: heankosmetyki

Is Clinical 15%

Murad - przy zakupie kosmetyków dwa miniprodukty w prezencie
Kod do sklepu internetowego -SZMURAD2014

Strefa Urody - przy zakupach za 20 zł wyszczuplający peeling solny Bielenda Polinezja Spa gratis

Bardzo słabe te rabaty. Bardzo mało sklepów i salonów bierze udział w akcji. Liczyłam na kupon do Organique, niestety tym razem nim nie uraczyli. Jedyną zniżką, która mnie zainteresowała, jest 20% do Inglota. Cienizna.

ALE

Jeżeli mieszkanki Gdańska, Krakowa, Katowic, Poznania i Warszawy planują zrobić zakupy z tymi zniżkami (może coś z ubrań?) to polecam upatrzyć sobie coś wcześniej i raniutko w sobotę lecieć do sklepu. Odpowiednio w Galerii Bałtyckiej, Galerii Krakowskiej, Poznań City Center i Galerii Mokotów za okazaniem w specjalnej strefie paragonu (albo paragonów) na łączną kwotę 50 zł oraz kuponu na niespodziankę zamieszczonego w czasopiśmie będzie można dokonać wyboru prezentu. A tu już można się na coś przy okazji połakomić. Do ustrzelenia będą:

352 zestawy kosmetyków Tołpa
150 zestawów kosmetyków NYX (baza pod podkład, matujący puder w kompakcie, cień do powiek) - w tym przypadku trzeba zrobić zakupy nie za 50 zł, a za 200 zł
129 zestawów pędzli Hakuro
170 zestawów Orly
110 soli do kąpieli Bodhi Thailand Spa
735 zestawów kosmetyków Farmona Tutti Frutti
150 pomadek koloryzujących Isadora Lip Chock
700 suchych olejków Nuxe Huile Prodigieuse
200 pudełek beGlossy
86 zestawów kosmetyków Guinot (peeling enzymatyczny i maska nawilżająca)
259 rozświetlaczy Bobbi Brown Shimmer Brick - tutaj też trzeba zrobić zakupy za 200 zł
190 flakoników perfum Rouge Bunny Rouge - musimy okazać paragony aż na 500 zł.

Aż kusi, żeby wsiąść w pociąg. Byle jaki, byle do tych przybytków :). 

Chcesz z liścia? Ziaja Liście Manuka Krem nawilżający balans korygująco-ściągający

$
0
0
Nie ukrywam, że testowanie rynkowych nowości sprawia mi przyjemność. Za każdym razem daję się złapać na kolejną innowację, która zrewolucjonizuje moje życie. Zazwyczaj wychodzi jak zwykle, czyli przeciętnie. Czasem jednak cudowna nowość potrafi porządnie zaleźć za skórę.

Lubię polskie, tanie marki, bo są polskie i tanie :D. Śledzę więc uważnie strony Ziai, AA, Farmony, czy Joanny. Jakiś czas temu na stronie pierwszej z obserwowanych marek pojawiła się zapowiedź serii, która wydawała się odpowiedzią na moje problemy z cerą. Alleluja! Grzecznie podreptałam do firmowego sklepu, gdzie udało mi się dorwać dwa promocyjne zestawy serii Manuka. Tym sposobem weszłam w posiadanie kremu na dzień, kremu na noc, toniku i pasty oczyszczającej. W tamtym momencie wydawało mi się, że złapałam Boga za nogi. Nie chciałam jednak robić rewolucji w pielęgnacji twarzy od razu i włączałam manukowe kosmetyki stopniowo. Na pierwszy ogień poszła pasta (o której napiszę niebawem) i krem na dzień.

Ziaja załadowała kremy z tej serii w tubki. To niezłe rozwiązanie, w każdym razie trochę bardziej higieniczne niż klasyczny słoiczek, przy którym trzeba uruchomić "palca-grzebalca".

Producent chyba nie do końca zrozumiał znaczenie słów, które umieścił na etykiecie. Rozumiem, że "nietłusty" i "bardzo lekki"ładnie brzmią, ale zupełnie nie odpowiadają prawdzie. Krem może nie jest zbity, ale mimo swojej dość "płynnej" konsystencji ma okropnie tłustą bazę, która zabija całą ewentualną "lekkość" formuły. Twarz się po nim koszmarnie świeci - słowo daję, tej dyskotece dorównuje tylko smalcowaty filtr 50 z Dermedic. A Ziaja ma w sobie ochronę niską, spf na poziomie 10. Co gorsza, ten okropny film się w ogóle nie wchłania. Żeby było jeszcze weselej, dodam, że krem powoduje, że cera przetłuszcza się jak wściekła. Gdy stosowałam krem Tołpy nie miałam ani grama smalcu na czole, skóra się trochę ustabilizowała. Przy Ziai mogłam tam smażyć kotlety. Można na niego nałożyć podkład, nie roluje się (uścisk dłoni prezesa, komu uda się okiełznać tego tłuściocha pudrem. Chyba trzeba byłoby nałożyć gips).

Smalec dyskwalifikuje krem na dzień w moim przypadku, ale myślałam, że z uwagi na dobre działanie antybakteryjne będę go mogła stosować na noc. Niestety, "korygowanie" i "ściąganie" idzie mu średnio. Gdy rozpoczęłam jego stosowanie na twarzy pojawiły się dawno niewidziane, bolące gule, które zeszły po jakimś czasie. Twarz się jednak nie oczyściła całkowicie, nadal jest na niej pełno niedoskonałości - przez kilka miesięcy cieszyłam się okresowymi niespodziankami, po Ziai moja twarz znowu czymś obsypywało.

Jakby tego wszystkiego było mało, kosmetyk nie pachnie zbyt przyjemnie. Pasta do zębów w zaskakującym duecie z leśną kostką do WC (taki chyba urok tej serii, pasta też tak cuchnie).

Plusy? Tak, jeden, całkiem niska cena jak za krem do twarzy. Jednak zdecydowanie za dużo o te 10-12 zł jak na taki bubel. Omijać szerokim łukiem!

Skład:Aqua, C12-15 Alkyl Benzoate, Glycerin, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Isononyl Isononanoate, Cetyl Alcohol, Cyclopentasiloxane, Glyceryl Strarate, PEG-10 Stearate, Potassium Cetyl Phospjate, Panthenol, Dimethicone, Methylene Bis-Benzotriazolyl, Tetramethylbutylphenol (nano), Octocrylene, Butylene Glycol, Enantia Chlorantha Extract, Oleanolic Acid, Laminaria Ochroleuca Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Zinc Gluconate, Sodium Hyaluronate, Propylene Glycol, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Sodium olyacrylate, CI 77891, Mica, Tin Oxide, Xanthan Dum DMDM Hydantoin, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linaloo, Citral, Eugenol, Sodium Hydroxide.

Cena: ok. 10-12 zł/50 ml
Dostępność: drogeria Hebe, Rossmann
Ocena: 1/5

Trzeba zagrabić (nie tylko liście). Zużycia września

$
0
0
Uczniowie otrząsnęli się już po wakacyjnym śnie, studentom, mimo tego, że rok akademicki dopiero się rozpoczął (wnioskuję po radosnych imprezkach na osiedlu), też idzie całkiem nieźle. Pora, żebym i ja się zebrała do kupy (chociaż akurat nie po wakacjach). Pierwszy etap - rozliczenie września :).


Było: Green Pharmacy Płyn micelarny 3 w 1 Owies - praktycznie za każdym razem, gdy wspominam o tej marce, dodaję, że jej nie lubię, bo źle mi się kojarzy i na początku przygody z ich kosmetykami trafiłam na gigantyczny niewypał w postaci scrubu do stóp. Muszę przyznać, że choć sceptycznie podchodziłam do tego płynu nie okazał się on koszmarem. A to już sukces, bo byłam do niego uprzedzona na wstępie. Więcej o jego działaniu napiszę niebawem.

Jest: Sylveco Lipowy płyn micelarny - tak jak wspominałam na Facebooku, liczę, że choć płyn zawiera ekstrakt z lipy to "lipy nie będzie" :).


Było: Organique Ghassoul Clay Powder - choć jestem dopiero na początku mojej przygody z glinkami to przy Ghassoul zostanę na trochę dłużej. Bardzo mi odpowiada, podoba mi się, że dobrze oczyszcza skórę, ale nie jest taka "żrąca" jak zielona. Uwielbiam!

Jest: Nacomi Glinka Ghassoul


Było: Rival de Loop Revital Q10 Glaettende Augencreme - gdy tubka kremu Eucerin zaczęła wypluwać resztki, zaczęłam rozglądać się za nowym kosmetykiem pod oczy, który przy okazji nie zrujnuje budżetu. Całkiem niezłe opinie sprawiły, że dałam szansę Rival de Loop. Więcej na jego temat przeczytacie niebawem.

Jest: Ava Eco Linea Rewitalizujący krem pod oczy - od dawna miałam na niego ochotę, ale cena oscylująca w granicach 40 zł skutecznie mnie odstraszała. Na szczęście udało mi się trafić na promocję i z dziką radością wyskoczyłam z niecałych 30 zł.


Było: Nuxe Reve de Miel Lip Balm - bardzo dobry balsam do ust, na stosowanie którego trzeba wypracować sobie własną technikę. Odrobinkę problematyczny, ale efekty są tego warte. Pełna recenzja do przeczytania TU.

Jest: Nivea Lip Butter Raspberry Rose - prawdopodobnie ten kosmetyk wyląduje w następnym denku. Zapewne zużywałabym go miesiącami, gdyby nie paskudne przeziębienie, które przyspieszyło zużycie tego balsamu. Sprawdził się na zakatarzonym nosie :D. Opinię na jego temat już mam, recenzja powinna pojawić się w tym miesiącu. Krótka piłka.


Było: Catrice Waterproof Top Coat - wielka szkoda, że o tym kosmetyku dowiedziałam się dopiero wtedy, gdy postanowili go wycofać. Fantastyczny "uwodoodparniacz", który trzyma w ryzach tusz. Jeżeli gdzieś się uchował, a macie problemy ze znalezieniem wodoodpornego tuszu, to polecam go przytulić. Recenzja do przeczytania TU.

Jest: To samo :)


Było: Sundance Mattierendes Sonnenfluid SPF 30 - całkiem udany spontaniczny zakup. Filtr spisał się nieźle, ale choć dobrze go oceniłam (KLIK), raczej do niego nie wrócę. Ten alkoholowy smrodek był jednak trochę uciążliwy i z ulgą przerzuciłam się na krem o mniej drażniącym zapachu.

Jest: Bielenda Bikini Ochronny krem do twarzy SPF 30


Było: Ta-firma-której-nazwy-nigdy-nie-umiem-napisać-bo-te-kreski-mienią-mi-się-przed-oczami Żel pod prysznic Kwiat pomarańczy - u Pauli z One little smile przeczytałam, że to najlepiej oceniany przez konsumentów zapach w tej serii. Mnie nie powalił, to taki zapach kwiaciarni (jakieś kwiatki+woda), podobnie jak Paula skłaniam się bardziej ku wersji brzoskwiniowej. Muszę jednak przyznać, że te żele nie są aż tak szałowe, żebym kupowała je bez przerwy. Wolę Nivea :).

Jest: Bobini Baby Hypoalergiczny Żel do mycia ciała i włosów dla niemowląt i dzieci - tutaj należy się małe wyjaśnienie, bo ten produkt się już pojawił w sierpniowym denku jako następca szamponu Schauma. Niestety, Bobini zrobił mi ze skóry głowy masakrę. Pierwszy śnieg miałam w tym roku we wrześniu. Koszmar. Zużywam do ciała. 



Było: Tołpa Spa Bio Anti Stress Peeling borowinowy - peeling-marzenie, naprawdę. Nie sądziłam, że polubię się tak bardzo z peelingiem solnym, który w dodatku tak mocno pachnie (śmierdzi) ziołami (cóż poradzić, wolę karmel). Przecudnie ściera skórę, jest odpowiednio mocny, ale przy tym nie za ostry. Nie zdecyduję się na pełnowymiarowe opakowanie z uwagi na ten aromat, ale może peeling Czarna Róża pachnie przyjemniej. Miał ktoś?
Joanna Fruit Fantasy Peeling gruboziarnisty do ciała Dojrzała marakuja - zapomniałam o tym, że Joanna robi naprawdę udane peelingi. Kilka lat temu namiętnie używałam wersji z grejpfrutem i z czarną porzeczką (tych takich maluchów). Nie trą mocno, ale można nimi wykonać przyjemny masaż ciała. Drobinki są spore i producent ich nie pożałował. Na pewno kupię inne warianty zapachowe!

Jest: Paloma Body Spa Peeling do ciała z olejkiem arganowym


Jakieś pytania :D?


Było: Alterra Olejek Brzoza i Pomarańcza - olejek, jak olejek, ten przyjemnie pachniał i dlatego chętnie go używałam. Czy działa antycellulitowo? Nie mam pojęcia :).
Ziaja Rebuild Reduktor cellulitu Serum drenujące - to moja kolejna butelka tego specyfiku, a nadal nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, czy to działa.

Jest: AA 5HD Serum ujędrniająco - antycellulitowe Uda i pośladki - było za 5 zł w Biedronie, więc się skusiłam. Cudów nie oczekuję, stosuję dla poprawy samopoczucia :).


Udało mi się dobrać trochę do chomikowanych próbek. Balsam pod prysznic Nivea okazał się wodnistym czymś, które przyjemnie pachnie w opakowaniu i w ogóle na skórze, za to potrafi pięknie przesuszyć. Eveline wypuściło coś podobnego - tutaj z kolei zapach jest tak intensywny, że czuć go przez opakowanie. Krzywdy mi nie zrobił, ale dobroczynnego działania nie zauważyłam. Żel pod prysznic Kneipp nie przypadł mi do gustu z uwagi na zapach, ale fanki cytrynowych aromatów będą zachwycone. Ultra lekki fluid La Roche-Posay bardzo przyjemnie zaskoczył mnie swoją lekkością, pełnowymiarowe opakowanie będzie moje! O dziwo, krem dla dzieci z SPF 50 Eucerin też wypadł zachęcająco, wcale nie gorzej od Sundance - chyba też się nim zainteresuję w przyszłym roku.


Było: Balea Jeden Tag Shampoo Blaubeere - zazwyczaj produkty do włosów otwierają notkę, tym razem będzie inaczej, z tego względu, że nie używałam tego szamponu do mycia szopy, a do prania pędzli. 

Jest: Yves Rocher Szampon oczyszczający - okropnie cuchnie, dlatego niezbyt chętnie używam tego kosmetyku do włosów. Do mycia pędzli będzie jak znalazł.

To wszystkie kosmetyki, z którymi rozprawiłam się we wrześniu. Nie jest tego może specjalnie dużo, ale staram się redukować zapasy. A wam jak poszło?

Polowanie na upiększanie. Stylowe zakupy z Grazią i Twoim Stylem

$
0
0

Jesienne szaleństwo zniżkowe ma się ku końcowi. O ile się nie mylę, 11 i 12 października to będą ostatnia sobota i niedziela, w które zrobimy zakupy z rabatami z gazet. Tym razem uzbroić trzeba się w Twój Styl (10/2014, cena: 7,99 zł) albo Grazię (nr 20, 2 października 2014 r., cena 2,99 zł).

Sklepy stacjonarne

Bath&Body Works - zniżka w wysokości 30%

Dayli - 25% rabatu, który nie łączy się z innymi promocjami i ofertami z gazetki oraz nie dotyczy towarów i usług objętych akcyzą.

Jasmin - kupon uprawnia nas do zakupu produktów marek własnych 20% taniej. Zniżka 15% obejmie pozostałe produkty. Obowiązuje w wybranych drogeriach Jasmin.

MAC - przy zakupach za min. 250 zł gratis szminka

Organique - 20% zniżki na produkty marki w salonach. Nie łączy się z innymi promocjami.

Super-Pharm - 30% na dermokosmetyki. Rabat nie łączy się z innymi promocjami, nie obejmuje też zestawów.

The Body Shop - w weekend zakupy zrobimy 20% taniej. Zniżka nie łączy się z innymi promocjami.

Stacjonarnie i online

Alterna, Kevin Murphy - 20% w wybranych salonach fryzjerskich oraz na stronach alternapolska.pl, kevinmurphy.pl, hair2go.pl
Kod do sklepu online: Grazia2014

Anna Pikura - 50 zł mniej zapłacimy za kosmetyki i zabiegi przy kwocie minimum 200 zł, dostępny w Klinikach ANNA PIKURA i na annapikura.com, do 25 października
Kod do sklepu online: Grazia2014

Bandi - 25% na produkty i usługi w Instytucie Urody Bandi oraz na bandi.pl, do 17 października
Kod do sklepu online: grazia25

Douglas - 15% rabatu na wszystkie zapachy, także na douglas.pl. Nie łączy się z innymi promocjami.
Kod do sklepu online: STYL2014

Golden Rose - kosmetyki tej popularnej marki kupimy 20% taniej, także na goldenrose.pl. Rabat nie łączy się z innymi ofertami.
Kod do sklepu online: Grazia2014

Inglot - 20% na cały asortyment z wyłączeniem akcesoriów, dostępny także na inglot.pl
Kod do sklepu online: Grazia2014

L'occitane - rabat w wysokości 20% na cały asortyment z wyłączeniem pojedynczych produktów z linii Divine. Nie łączy się z innymi promocjami i zniżkami. Także na loccitane.pl
Kod do sklepu online: Grazia2014

Mydlarnia u Franciszka - 20% na produkty sprzedawane w tej mydlarni. Także online: ufranciszka.pl
Kod do sklepu online: StyloweZakupy2014

Paese - 40% do zrealizowania na stoiskach firmowych i na sklep.paese.pl
Kod do sklepu online: stylowe_paese2014

Phenome - 20% w sklepach firmowych i na phenome.pl
Kod do sklepu online: Grazia2014

Stenders -20% na wszystko poza towarami przecenionymi, do wykorzystania także na stenders-cosmetics.pl
Kod do sklepu online: Grazia 2014

Yves Rocher -30% na jeden kosmetyk poza Zielonym Punktem + błyszczyk Sexy Pulp przy zakupach za min. 59 zł. Także na yves-rocher.pl
Kod do sklepu online: 410760

Online

Farmona - 20% na sklep.farmona.pl, do 10 do 31 października
Kod: Grazia2014

Pat&Rub -20% rabatu na kosmetyki naturalne i zestawy, dostępny na patandrub.pl
Kod: GRAZIA2014

PerhapsMe- 20% na cały asortyment (mają m.in. kosmetyki Lumene i pędzle Bdellium), nie łączy się z innymi promocjami, do wykorzystania na perhapsme.com
Kod: Grazia2014

Synesis - nietypowy rabat, bo 37%. Obowiązuje na stronie synesis.pl
Kod: Grazia2014

Jeżeli chodzi o kosmetykoholiczki to chyba najlepsza akcja rabatowa tej jesieni. W ramach tej akcji jest jeszcze trochę rabatów na zabiegi, ale nie chciałam już ich spisywać, żeby nie poumykały te bardziej kuszące zniżki. Sama zamierzam skorzystać ze zniżki do Organiue, Paese, Golden Rose, nie wykluczam też małego wypadu do Jamin i Dayli oraz Inglota.

Zaciekawiło mnie także kilka kuponów z "innych działek", np. 20% zniżki na Yankee Candle w wybranych sklepach stacjonarnych, 20% do Home&You, 20% do Księgarni Gandalf (książki), 20% do Merlina (książki, muzyka, film), 20% do Sarenzy (szkoda, że przy zakupach za 200 zł). 20% do Empiku (muzyka, film, gry planszowe, artykuły szkolne, produkty do dekoracji). Może gazeta mi się zwróci :D.
Viewing all 404 articles
Browse latest View live