Kto się cieszy, że sierpień już się kończy ręka do góry! Widzę las rąk. Smutno jest nie tylko tym, którzy jutro zakładają tornistry i po miesiącach błogiej laby przekroczą szkolne mury, ale także wszystkim tym, którzy kochają lato. Dni już są trochę krótsze, powietrze pachnie liśćmi... Mam nieodparte wrażenie, że już intensywnie szykujemy się na jesień. Każda pora roku ma swój urok. Tegoroczny sierpień będę miło wspominała, zwłaszcza jeżeli chodzi o zużycia, które dzisiaj prezentuję.
Było: Schauma Kids Szampon i odżywka - produkty firmy Schwarzkopf nie cieszą się najlepszą sławą, szczególny popłoch budzą farby Palette. Miałam tę myśl w głowie, gdy szukałam delikatnego szamponu na dziale dziecięcym. Nie mogłam się jednak oprzeć tej różowej butelce.
Shauma to teoretycznie szampon z odżywką, jednakże to odżywka to jest chyba tylko w nazwie. Dość przeciętny produkt myjący, o chemicznym malinowym zapachu. Trochę wysusza skórę głowy.
Jest: Bobini Baby Hypoaergiczny Żel do mycia ciała i włosów dla niemowląt i dzieci.
Było: Balea Oil Repair Spuellung - jak dla mnie największym jej atutem jest ciasteczkowy zapach. Więcej niebawem.
Jest: Alterra Feuchtigkeitsspuellung Granatapfel&Aloe Vera - miałam maskę z tej linii, była całkiem niezła, liczę, że odżywka też się sprawdzi.
Było: Avene Woda termalna - psikadło znakomicie sprawdziło się do zwilżania maseczki z glinki, a także do odświeżania w czasie upałów.
Jest: KTC Woda różana - podobno to nie jest prawdziwa woda różana, bo składa się z wody i esencji różanej. W składzie wody powinien znaleźć się olejek różany. Cóż, zejdzie na glinki.
Było: Eucerin Q10 Active Krem pod oczy - zaufałam pani konsultantce i z jednej promocji przytargałam do domu ten krem. Nie żałuję. Więcej napiszę niedługo.
Jest; Rival de Loop Q10 Glaettende Augencreme - skład wygląda zachęcająco...
Było: Ava Aktywator Młodości Hydranov - stosowałam ten produkt na szyję. Miałam wrażenie, że całkiem nieźle nawilżał skórę. Jednak nie potrafię jednoznacznie określić, czy go lubię, czy nie. Wydał mi się jakiś taki... zwyczajny. Moja ciocia (skóra sucha) bardzo go sobie chwali. Może skuszę się na kolejne opakowanie i wtedy uda mi się wyrobić zdanie na jego temat.
Jest: Alterra Gesichtsoel Bio-Granatapfel
Było: The Body Shop Almond Shower Gel - chyba najlepszy żel pod prysznic, jaki trafił na moją łazienkową półkę. Cudowna, żelowa konsystencja, niesamowita wydajność i brak zapędów do suszenia skóry. Z pewnością skuszę się jeszcze na żel TBS, szczególnie podczas wyprzedaży.
Fresh Juice Kremowy żel pod prysznic Tangerine&Awapuhi - marka Fresh Juice to kolejny twór Elfa Pharm, które sporo osób kojarzy z produktami Green Pharmacy. Żaden z kosmetyków GP mnie na razie nie oczarował, sceptycznie podchodziłam też do tego żelu. O ile zakochałam się w TBS tak, dla równowagi, znienawidziłam Fresh Juice. Słowo daję, to jakiś kuzyn tych popłuczyn, zwanych żelami Isana. Sprawia wrażenie tak samo "rozrobionego" (kremowe to są żele Nivea albo Dove, a nie to-to) i równie mocno wysusza skórę. Gorąco nie polecam.
Jest: Żel francuskiej firmy, z której nazwą mam problem :D.
Było: Alverde Glanz-Haarkur Zitrone Aprikose - wyjątkowo kiepski produkt. Jego aplikacja na włosy była zupełnie niecelowa - nie robił z nimi nic. Zużyłam go do golenia, ale też szału nie zrobił. Najlepiej omijać szerokim łukiem, bubel w każdym calu.
Jest: Kallos Crema al Latte - jeny, czego ja o tej masce nie czytałam. Toż to ona prawie góry przenosi! Niestety, z tak błahym zdaniem, jak pielęgnacja włosów radzi sobie marnie - ani ja, ani moja mama nie byłyśmy z niej zadowolone. Z uwagi na piękny zapach śmietankowych lodów (aż mam ochotę powiosłować łyżką w tym słoju) z lubością zaczęłam używać jej w roli "pianki do golenia". Jest naprawdę super :D!
Było: Garnier Protection 5 Cotton Fresh - poleciałam na dużą pojemność, przyznaję się. Niestety, produkt nie do końca się sprawdził. Jest dużo gorszy od mojego Invisi Mineral Calm. Ma męczący, pudrowo-słodko-mydlany zapach. Chroni dość słabo, bo około 4 godziny. Szybko czułam się nieświeżo, co było wyjątkowo uciążliwe w upały.
Jest: To, co być powinno :).
Było: Balneokosmetyki Malinowe masło do ciała - wydawać by się mogło, że treściwe masło to nienajlepszy wybór na lato. Ten produkt mile mnie zaskoczył. Niedługo pojawi się obszerna recenzja.
Jest: Tołpa Dermo Body Hydro Nawilżające mleczko regenerujące - lekka formuła mleczka jakoś mi nie współgra z obiecywanym działaniem regenerującym, ale sprawdzę.
Było: Lirene Balsam Brązujący Cafe Latte - od dawna miałam ochotę na ten produkt, ale kilka lat temu nie wyszła mi przygoda z balsamami brązującymi, więc panicznie bałam się, że znów zrobię sobie pomarańczowe zacieki. Na szczęście tym razem tak się nie stało, choć rozsmarowywanie tego kosmetyku jest dość pracochłonne. Trzeba go dobrze wetrzeć. Brązuje dość delikatnie, po dwóch tygodniach miałam nogi w biszkoptowym, dość żółtym, odcieniu. Lepszy biszkopt niż mąka :D.
Jest: Sunozon Selbstbraunungmilch fuer helle Haut - użyłam na razie raz, ale po kilku godzinach dał taki sam efekt, jaki Lirene zapewnił po dwóch tygodniach.
Było: Ziaja Rebuild Reduktor cellulitu Serum drenujące - pachnie apteką, ale jestem mu w stanie to wybaczyć, bo mam wrażenie, że działa. W zapasach czeka kolejne opakowanie.
Jest; Alterra Olejek "Brzoza i pomarańcza" - kolejny hit włosomaniaczek, który mnie jakoś nie podchodzi. Nie lubię go stosować na włosy. Za to do masażu ciała jest bardzo przyjemny :).
Było: Essence 24h hand protection balm Strawberry Dark Chocolate - "różowe" kremy do rąk mi podchodzą. Odpowiadała mi wersja Repair ze stałego asortymentu, sprawdził się także limitowany wariant truskawkowo-czekoladowy. Nie jest to może krem silnie regenerujący, ale nieźle odżywia dłonie przy regularnym stosowaniu - systematyczność nie sprawia problemu, bo krem przecudownie pachnie, aż chce się ciągle wcierać go w dłonie.
Jest: Isana Handcreme Intensiv 5% Urea - jeden z bardziej popularnych produktów do rąk. Jak na razie zrobił dobre wrażenie, teraz ma pod górkę, bo w związku ze zmianą pogody moja skóra dłoni szaleje.
Było: Isana Nagellack Entferner Mandelduft - jak dla mnie to najlepszy niedrogi zmywacz dostępny na szeroką skalę. Wszystkie badziewiaki w staroświeckich szklanych butelkach, te w tych plastikowych z kwiatkami i cuchnące Sensique z Natury mogą się schować do kąta i nie wychodzić.
Jest: Sally Hansen Fast Acting Polish Remover with Vitamin E&Chamomile - wyprzedawano go w związku ze zmianą opakowania całej linii, więc żal było nie skorzystać. Zwłaszcza, że za 20 zł wolę kupić książkę niż zmywacz. Muszę jednak przyznać, że to dobry produkt, który usuwa bez problemu nawet ciemne emalie. Nie pachnie przy tym tak intensywnie jak Isana.
Było: Avon Foot Works Intensive Callus Cream - tak, należę do tych leni, którzy o stopach zwykle przypominają sobie latem. Na początku sezonu odczułam pilną potrzebę zakupu kremu do stóp i, z uwagi na promocję i dobre opinie, wybór padł na ten. Od początku coś mi w nim nie grało. Nie wierzyłam, że ta gęsta żelowa konsystencja może wykazywać działenie odżywcze i zmiękczające skóry. Nie pomyliłam się. Produkt niespecjalnie "ugłaskiwał" zrogowacenia. Do tego baaardzo długo się wchłaniał. Nawet po kilku godzinach od aplikacji potrafiłam ślizgać się we własnych butach.
Jest: Yves Rocher Beaute des Pieds Krem intensywnie odżywiający do suchych stóp - już z 2 tygodnie stoi na biurku, a jakoś ciągle zapominam sięgnąć po niego przed snem. Muszę się zmobilizować :).
Było: Bell BB Cream 011 Natural - filtry zrobiły swoje i moja twarz oraz szyja nie zmieniły koloru w ciągu lata. Niestety, często zapominałam o posmarowaniu dekoltu, który nabrał trochę brązowego odcienia. Postanowiłam wrócić do tego BB, z którego właściwości byłam zadowolona (
KLIK). Szkoda tylko, że paleta kolorów jest dość ograniczona, a najjaśniejszy kolor jest zwyczajnie odcieniem "świnkowym". Ten posiadany przeze mnie jest niestety odrobinę pomarańczowy.
Jest: Catrice BB Allround Foundation 010 Light Beige - ciocia kupiła dla siebie, ale nie była do niego całkiem przekonana, więc wcisnęła go mnie. Pamiętałam, że zbierał całkiem niezłe recenzje i wiele osób ubolewa, że właśnie znika z szaf. Nie mam jeszcze zdania na jego temat.
Było: Bourjois Healthy Balance 52 Vanilla - przyzwoity puder, o ile pokombinuje się z jego aplikacją. Znakomicie sprawdzał się przy nakładaniu gąbeczką i zupełnie nie dawał dobrych rezultatów po omieceniu twarzy pędzlem. Pełna recenzja do przeczytania
TU.
Jest: Bell 2skin Pocket Pressed Powder Mat 041 Transparent - ten ancymon, w przeciwieństwie do Healthy Balance bardzo lubi się z pędzlem i wręcz alergicznie reaguje na gąbeczkę, tworząc na twarzy piękną maskę. Jest bardziej suchy i pudrowy niż HB, ale zamierzam być z niego zadowolona :D.
Było: The Balm Cheater! Mascara - największą zaletą tego produktu jest szata graficzna. Możecie się więc domyślać, jak wielkimi przyjaciółmi byliśmy. Recenzja niedługo.
Jest: Rimmel Wonder'full Mascara - po nieudanych tuszach z serii Scandaleyes, maskara Wonder'full okazała się całkiem miłym zaskoczeniem,
Było: Catrice Ultimate Color 020 Maroon - uwielbiam odcień tej szminki. Niestety, sama formuła jest dla mnie zbyt tłusta, pomadka lubi wyjeżdżać poza usta i nie jest bardzo trwała. Recenzja do przeczytania
TU.
Jest: Rimmel Lasting Finish 077 Asia - co prawda szminek mam mnóstwo, to jednak postanowiłam pokazać tę, z którą chcę pożegnać się w najbliższym czasie, choć bynajmniej nie dlatego, że jej nie lubię :).
To już wszystkie śmieci w tym miesiącu. Jestem z siebie zadowolona. A wam jak poszło?
Miałyście może któryś z prezentowanych kosmetyków? Polubiłyście się z nim, a może zalazł wam za skórę? Koniecznie dajcie znać.