Początek każdego miesiąca to u wielu dziewczyn czas denek i ulubieńców. Ten pierwszy typ postów pojawia się u mnie cyklicznie, gorzej natomiast z ulubieńcami. Z określeniem czegoś mianem "ulubionego" jest tak jak nazywaniem kogoś "przyjacielem" - w moim przypadku zdarza się rzadko :D. Zdecydowanie częściej trafiam na kosmetyki średnie. Trafiają się także takie, na których myśl cierpnie mi skóra. Niektóre buble mają tak ogromne "zasługi", że dostają własnego posta, inne cierpliwie czekają na swoją kolej. Spokojnie, nie pali się i na te przeciętne buble przyjdzie kiedyś czas - początek tego miesiąca wydał mi się odpowiednią porą.
Na wstępie zaznaczę jeszcze, że to, że coś dla mnie jest niewypałem, to nie oznacza, że nie sprawdzi się u was. Co więcej, niektóre z tych produktów mogą być waszymi hitami. Każdy ma inne preferencje :).
Niemiecki kosmetyk na miniaturce oznacza większą klikalność (:D), więc prezentację bubli zacznę od samego czubka głowy i maski Alverde (Glanz-haarkur Zitrone Aprikose). To z pewnością byłby świetny produkt, gdyby cokolwiek robił. Tymczasem, nie ma różnicy, czy go nałożę, czy nie - włosy i tak wyglądają jak siano i w dodatku są tak samo suche. Nadawanie blasku włosom to w przypadku tego produktu jakaś kpina - szukam i szukam, i doszukać się nie mogę. Tak się rozpędziłam, że zapomniałam wspomnieć o walorach technicznych - opakowanie jest nieadekwatne do konsystencji, mam wrażenie, że eksploduje podczas wyciskania. Do tego maska pachnie jak proszek do czyszczenia kuchenek/wanny. Nie, nie, nie!
Skład: Aqua, Glycine Soja Oil, Cetearyl Alcohol, Alcohol, Glycerin, Stearamidopropyl Dimethylamine, Lauroyl Sarcosine, Sodium Lactate, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Citrus Aurantifolia Fruit Extract, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Avena Sativa Straw Extract, Prunus Armeniaca Fruit Extract, Hydrolyzed Corn Protein, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Soy Protein, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Sodium Hyaluronate, Panthenyl Ethyl Ether, Panthenol, Hydroxyethylcellulose, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Citric Acid, Lactic Acid, Tartaric Acid, Ascorbyl Palmitate, Parfum, Limonene, Citral, Linalool, Geraniol, Citronellol
Cena: ok. 2,50 euro/150 ml
Dostępność: Drogerie DM
Pozostając ciągle w temacie włosów, czas rozprawić się z jednym z blogowych hitów, czyli maską Biovax. Na produkty tej marki czaiłam się od długiego czasu. Zawsze jakoś szkoda mi było 20 zł na maskę, więc odwlekałam zakup w czasie. Gdy w Biedronce pojawiły się małe saszetki tychże masek skusiłam się na dwa warianty. O ile w kwestii tej z keratyną i jedwabiem na razie zdania nie mam, tak ta z naturalnymi olejami wyjątkowo nie przypadła mi do gustu. W przeciwieństwie do maski Alverde, która poza podnoszeniem ciśnienia nie robi nic, maska Biovax całkiem przyjemnie nawilża i zmiękcza włosy. I cóż z tego, skoro po jej użyciu nadal wyglądają jak siano - co prawda nie są suche w dotyku, ale wyglądają jak połamane druty. Cieszę się, że nie połakomiłam się na pełen wymiar, wtedy dopiero byłby płacz.
Skład: Aqua, Cetyl Alcohol, Glycerin, Cetearyl Alcohol,Ceteareth-20, Quaternium-87, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Cocos Nucifera Oil, BetaineAcetylated Lanolin, Lawsonia InermisLeaf Extract,Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin,Methylisothiazolinone, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Triethanolamine, Hexyl Salicylate.
Cena: ok. 20 zł/250 ml
Dostępność: Super-Pharm, Hebe, Drogerie Natura
Kolejny produkt, z którym biorę się za bary, to raczej lubiany suchy szampon Batiste w wersji XXL Volume, czyli połączenie suchego szamponu i produktu utrwalającego. Od razu zaznaczę, że suchego szamponu staram się używać rzadko i tylko w awaryjnych sytuacjach. Tak jak przecieranie twarzy płynem micelarnym, tak pryskanie włosów suchym szamponem to nie jest dla mnie mycie. Wody nic nie zastąpi.
Czym podpadł mi ten kosmetyk? Wychodzę z założenia, że produkt powinien spełniać dobrze swoją funkcję. Gdy producent obiecuje, że coś ma kilkutorowe działanie, to liczę, że kosmetyk sprawdzi się w każdym polu. Ten nie daje rady w żadnej kwestii. Nie odświeża włosów - bo ta zlepiająca warstwa pseudolakieru to chyba nie to? Dodatkowo nie unosi włosów bardziej niż przeciętny Batiste, ba, powiedziałabym, że XXL radzi sobie nawet gorzej niż np. Wild. Gwoździem do trumny tego produktu jest to, że okropnie swędzi po nim skóra głowy. Dziękuję, wolę się myć niż drapać jak oszalała.
Skład: Butane, Isobutane, Propane, Oryza Sativa Starch, Alcohol Denat, Silica, Talc, Parfum, Limonene, Linalool, Distearyldimonium Chloride,Cetrimonium Chloride.
Cena: ok. 17 zł/200 ml
Dostępność: Hebe
Obraziłyście się kiedyś na markę kosmetyczną? Mnie się to zdarzyło kilka razy. Swego czasu podpadł mi Avon i przez długi czas na samą myśl o ich produktach, dostawałam wysypki. Gdy poszukiwałam kremu pod oczy, natknęłam się na pozytywne recenzje żelu z serii Solutions, nagrodzonego przez In Style, dlatego nie zastanawiałam się długo i zamówiłam Truly Radiant Eye Gel. Byłam podekscytowana na samą myśl o jego używaniu i gdy dostałam go w swoje ręce, popędziłam do łazienki, żeby wypróbować to cudo.
Pierwsza aplikacja przebiegła bez większych komplikacji. Każda kolejna była jednak powodem do łez. I to dosłownie! Wystarczyło, że rozprowadziłam kosmetyk na skórze, a oczy zaczynały piec i łzawić. Co ciekawe, nie wcierałam żelu do oka, a nakładałam w pewnej odległości od gałki. Produkt nie nawilża nawet odrobinkę, rozjaśnienia cieni też nie zauważyłam - dałam sobie spokój z tą nierówną walką i po zużyciu 2/3 opakowania bezceremonialnie wrzuciłam avonowy twór do torby z bublami.
Skład: Aqua, Hamamelis Virginiana Extract, Glycerin, Aluminium Starch Octenylsuccinate, Butylene Glycol, Carbomer, Diazolidinyl Urea, Sodium Hydroxide, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Allantoin, Ethylenene/Acrylic Acid Copolymer, Panthenol, Tetrasodium EDTA, Squalane, Mica, Silica, PEG-8, Polysorbate 60, Glyceryl Acrylate/Acrylic Acid Copolymer, Bupleurum Falcatum Root Extract, Aronia Melanocarpa Fruit Jucie, Polyurethane-40, Sodium Hyaluronate, Zizyphus Jujuba Fruit Extract, Caffeine, Saccharomyces/Platinum Ferment, Petasites Hybridus Leaf Extract,CI 77891, CI 16035, CI 19140.
Cena: ok. 26 zł/15 ml
Dostępność: konsultantki Avon
Kontynuując temat produktów do okolic twarzy, nie mogłabym zapomnieć o Maybelline Baby Lips Pink Puch. Mój wujek mawia, że im coś szerzej jest reklamowane, tym większe badziewie. Nie lubię się z nim zgadzać - dla zasady, a także dlatego, że sama też w jakimś stopniu jestem częścią tego reklamowego mechanizmu, ale w tym wypadku, to stwierdzenie idealnie odzwierciedla jakość tego produktu. Baby Lips, dla którego zorganizowano dość szeroko zakrojoną kampanię promocyjną, to zwyczajna chała. Może mam jakieś wyjątkowo wymagające usta, a może nastolatki (bo mam wrażenie, że to do nich kierowany jest produkt) nie potrzebują kosmetyków, które zadbają o wargi, tylko coś, żeby poczuć się bardziej dorosłą - w tym wypadku namiastkę szminki. Baby Lips to słaba pomadka pielęgnacyjna, która nie wpływa w żaden pozytywny sposób na kondycję ust. Zastrzeżenia mam także do koloru, Pink Punch to cukierkowy, tandetny, Barbie róż, który nierówno się rozkłada - tutaj mogę jedynie sobie pluć w brodę, nie wiem, jaki diabeł mnie podkusił, żeby zgarnąć z półki tego różowego demona.
Cena: ok. 10 zł
Dostępność: Rossmann, Natura, Super-Pharm, Hebe
Cena: ok. 10 zł
Dostępność: Rossmann, Natura, Super-Pharm, Hebe
Powinnam mieć zakaz spędzania czasu w sklepach. Chyba narzucę sobie 2-minutowy limit, żeby nie namyślać się zbyt długo. Jak mnie weźmie na rozmyślania, to klękajcie narody. Kto normalny medytuje przy półce z antyperspirantami 10 minut? Pewnego razu, zamiast złapać ulubionego Garniera i popędzić do kasy, zaczęłam dumać. W efekcie postanowiłam dać szansę innej marce i innej formule. Do koszyka wpadł Lady Speed Stick 24/7 Invisible Antyperspirant w żelu. Po otwarciu tego kosmetyku zaczęłam żałować, że nie macam w drogeriach. Gdybym wiedziała, jak to pachnie, to w życiu bym tego nie wzięła, co więcej, uciekałabym ze wrzaskiem, machając przy tym rękoma. LSS kojarzy mi się z osobą, która porządnie wyszorowała się mydłem z okazji jakiejś uroczystości, a następnie chlapnęła sobie coś mocniejszego - mydełko i wóda to nie są moje ulubione noty zapachowe. Zapach jest tak mocny i sprawiał, że podczas jego noszenia czułam się tak nieświeżo, że kurczowo zaciskałam pachy.
Dodatkowo, choć kosmetyk miał być z gatunku tych niebrudzących, pozostawił białe mazy na ubraniach, które ciężko było na szybko usunąć.
Kluczową sprawą, w przypadku antyperspirantu, jest jego działanie. LSS zatrzymuje szaleńcze wydzielanie potu przez godzinę, potem pojawiają się malownicze mokre plamy.
Skład: Aqua, Aluminium Zirconium Tetrachlorohydrex, GLY, Cyclomethicone, Alcohol Denat, Tripropylene Glycol, Dimethicone, Propylene Glycol, Phenyl Trimethicone, Parfum, PEG?PPG-18/18 Dimethicone, Anise Alcohol, Coumarin, Limonene.
Cena: ok. 10 zł/65 g
Dostępność: Kaufland, Tesco, Super-Pharm, Hebe
Zanim zakochałam się na zabój w Garnierze, sięgałam po produkty Rexony. Szukając odmiany, wróciłam do popularnej marki i wybrałam wersję Invisible Diamond. Początkowo nie miałam się do czego przyczepić, kosmetyk nie był może rewelacyjny, ale przyjemnie pachniał i zapewniał kilkugodzinną ochronę. Po pewnym czasie zaobserwowałam, że Rexona mnie dusi. Dochodziło do tego, że musiałam wybiegać z łazienki/pokoju, w którym psikałam, bo robiłam się prawie sina.
Skład: Butane, Isobutane, Propane, Cyclopentasiloxane, Aluminium Chlorohydrate, PPG-14 Butyl Ether, Parfum, Disteardimonium Hectorite, Propylene Carbonate, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methypropional, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Limoene, Linalool.
Cena: ok. 10 zł/150 ml
Dostępność: Rossman, Natura, Kaufland, Hebe
To już wszystkie kosmetyki, które ostatnio zalazły mi za skórę. Opróżniłam torbę z bublami - już czeka na nowych mieszkańców. Dajcie znać, jak u was sprawdziły się te produkty. Może któryś z moich niewypałów to wasz ulubieniec?