Większość dziewczynek swoją przygodę z kosmetykami rozpoczęło od podkradania mazideł mamie. W maminych obcasach i, ciągnącej się po podłodze spódnicy, wkradałyśmy się do łazienki, żeby usmarować się szminkami, różami, podkładami... Wymazane jak klauny rozbawiałyśmy całą rodzinę. Nam często wesoło nie było, bo po chwili znów lądowałyśmy w łazience, gdzie mamy szorowały nasze buzie mydłem.
Dziś wiele z nas ma potężny arsenał kosmetyków i role się trochę odwróciły - to mamy podpatrują i podkradają. Moja zagląda za każdym razem, gdy przyniosę coś do domu. Czasem nie zdążę dobrać się do siatek/paczek, a ona już pokazuje jakiś kosmetyk i z miną kota ze Shreka powtarza jak mewy z "Gdzie jest Nemo": dajdajdajdajdajdaj :).
Moja mama jest najlepsza na świecie. Wiem, że prawie każde dziecko tak myśli o swojej rodzicielce, ale moja mama jest naprawdę wyjątkowa. Tej kobiety nie da się nie lubić. Zawsze ma dobry humor, swoim nastrojem zaraża otoczenie. Jest anielsko cierpliwa - nie zwraca uwagi na humory (szczególnie moje i taty, ale i moich braci, którzy czasem zachowują się jakby mieli zespół napięcia przedmiesiączkowego). Wie jak pocieszyć i jest najlepszą przyjaciółką. Koleżanki z pracy, które czasem przysłuchują się naszym telefonicznym rozmowom, dziwią się, że z córki można zrobić najlepszą kumpelę. Chociaż ja taka dobra wcale nie jestem :).
Z pomysłem wycieczki po kosmetyczce mamy noszę się od jakiegoś czasu. Pomyślałam, że Dzień Matki będzie idealną chwilą na tego typu posta. Natchnęła mnie mama, która bardzo często przylatuje z jakimś produktem i domaga się, żebym opisała go tutaj. "Napisz na blogu, że fajny!", to refren, który często pojawia się w codziennej rozmowie. Bronię się przed tym i tłumaczę, że nie mogę polecać czegoś, czego na dobrą sprawę nie znam. Gdy podzieliłam się z nią pomysłem, żeby pokazać zawartość jej kosmetyczki, zareagowała bardzo entuzjastycznie. Komu w drogę, temu kopa, jedziemy z tym :)!
![]()
Moja mama nie malowała się przez długi czas. Miała co prawda kilka kosmetyków, ale używała ich rzadko - nie miała czasu na zabawy przed lustrem. Sięgała jedynie po perłoworóżową pomadkę i smoliście czarną kredkę - z tym upodobaniem walczyłam przez kilka lat, aż w końcu się poddała. Odnośnie mamy w rodzinie krąży taka mała anegdota, która wiąże się częściowo z makijażem. Gdy mama wróciła do domu po urodzeniu mojego brata, wybrała się do fryzjera. Był początek lat 90., więc domyślcie się, jakie fryzury wtedy królowały. Fryzjerka zrobiła jej trwałą, mama się wystroiła i wymalowała, po czym z bratem wyszła na spacer. W tym czasie bawiłam się na podwórku z ciocią, która, gdy zobaczyła nadchodzącą siostrę zakrzyknęła radośnie "Zobacz, twoja mama idzie!". Rzuciłam się więc na ślepo we wskazanym kierunku, żeby wyściskać rodzicielkę. Nie minęła chwila, a już biegłam z rykiem w ramiona ciotki - "to nie jest moja mama, to baba jaga!" :D.
W każdym razie kosmetyki kolorowe wróciły do łazienki całkiem niedawno. Obecnie kosmetyczkę zamieszkują:
L'oreal Glam Bronze Podwójny puder brązujący dla blondynek (nr 101) - namówiłam mamę na niego w czasie promocji -49%. Jego poprzednik, puder Joko, był już dawno po terminie i skamieniał. Mama ceni L'oreala za lusterko, dołączony aplikator (chociaż woli pędzelek p2, który wyprowadziła z mojej kosmetyczce :D) i mały rozświetlajacy prostokąt, które to dodatki w jej ocenie są całkiem miłymi akcentami. Brązowy fragment lubi, ma on dość ciepły, biszkoptowy kolor i dobrze komponuje się z jej śniadą karnacją. Puder dobrze się rozprowadza, nie tworzy placków. Jest nieźle napigmentowany i nie trzeba go dużo, żeby był widoczny na twarzy.
Max Factor False Lash Effect Mascara - to też stosunkowo świeży nabytek. Rzęsy mamy były do niedawna bardzo mizerne, więc potrzebowała tuszu cudotwórcy. Max Factor nie dał wówczas takiego efektu, jakiego oczekiwała (czyli dłuższych, gęstych rzęs), ale obecnie jest z niego zadowolona. Tusz dobrze rozczesuje rzęsy, pogrubia je znacznie i trochę wydłuża. Nie tworzy nieestetycznych grud - mama miała tendencję do nakładania kilku warstw maskary na swoje resztki rzęs, żeby były bardziej widoczne. Silikonowa szczoteczka Max Factora zniwelowała ryzyko wystąpienia kołtunów na rzęsach.
Misslyn Rich Color Gloss 176 Naked Truth - kupiłam ten błyszczyk w prezencie na Dzień Matki, ale nie mogłam się powstrzymać i wręczyłam go od razu po zakupie. Mama zakochała się w kolorze, delikatnym różowo-brzoskwiniowym odcieniu, w przylegającej do ust konsystencji i apetycznym waniliowo-karmelowym zapachu. Podoba jej się, że pomimo iż produkt jest błyszczykiem, nie zlepia nieestetycznie ust i nie daje efektu karpia.
Isadora Twist-up Gloss Stick Moisturizing Lip Filler Lovely Lavender - kredka początkowo była w moim posiadaniu i nawet chętnie jej używałam. Gdy jednak zobaczyłam, że mamie na jej widok świecą się oczy, przekazłam ją w lepsze ręce. Kredka zamieszkała w torebce, mama sięga po nią w pracy. Według niej taka forma produktu do ust jest wygodna, a sama kredka jest wyjątkowo poręczna. Mama lubi ją za delikatny kolor, subtelne nabłyszczenie i nawilżanie ust.
Catrice Eye brow Stylist 040 Don't Let Me Brow'n - przez kilka lat mama regularnie fundowała sobie ciemną hennę, ale dała się przekonać do podkreślania brwi w inny sposób i przy użyciu jaśniejszego odcienia, który bardziej pasuje prawie blondynce niż krucza czerń. To druga kredka Catrice w rękach mamy, poprzednio operowała odcieniem 030. Jest zadowolona z tego produktu, lubi go za szybkość aplikacji i trwałość. Nawet gdy się bardzo spieszy, zawsze sięga po tę kredkę.
Rimmel Waterproof Gel Eyeliner 002 Brown - moja mama ma trudną powiekę, która właściwie nie jest opadająca, tylko opadnięta, więc nie podkreśla swoich oczu ani cieniami ani eyelinerami. Tego z Rimmela używa do brwi, gdy ma trochę więcej czasu. Nakładanie go wymaga lekkiej ręki, bo łatwo z nim przedobrzyć. Ale namalowane nim włoski wyglądają na bardziej staranne niż brwi pociągnięte na szybko kredką.
Oceanic, 4 Long Lashes, Serum do rzęs - gdy koleżanki blogerki zaczęły zachwycać się tym produktem, zawołałam mamę przed monitor i pokazałam efekty, jakie można osiągnąć przy jej udziale i poinformowałam, że produkt jest w promocji, rodzicielka zapragnęła ją mieć. Nie zważając na protesty, zwlokła mnie z łóżka w jedną niedzielę i zaciągnęła po serum. Zdziałało u niej cuda.
Kilka lat temu mama załatwiła sobie rzęsy na własne życzenie. Brała od ciotek tusze, które im się znudziły, zakopywała w łazienkowym koszyku i zadowolona odgrzebywała pod kilku latach. Kiedyś wydobyła dwuczęściowy tusz L'oreal (baza+maskara).i zaczęła go intensywnie eksploatować w efekcie czego rzęsy jej się po prostu wykruszyły. Włoski miały nie więcej niż dwa milimetry, praktycznie nie miała czego malować tuszem. Zaczęła stosowanie odżywek, w ruch poszła L'biotica - rzęsy odrosły, ale minimalnie. Po 3 miesiącach używania tego kosmetyku rzęsy mojej mamy mają długość 1 cm, jest ich dużo więcej, a jak Muminek pomaluje je tuszem Max Factor to zahaczają o sufit.
L'oreal Lumi Magique Korektor rozświetlający 3 Dark - ten okaz też pojawił się w maminej kosmetyczce niedawno. Bawiłyśmy się kosmetykami i na próbę położyłam jej korektor pod oczy. Efekt spodobał jej się tak bardzo, że postanowiła zaopatrzyć się we własny egzemplarz, w bardziej odpowiednim kolorze. Lumi Magique jest w ciemniejszym odcieniu beżu, nie tworzy białej pandy pod okiem. Lekko kryje zasinienie, rozświetla i odświeża spojrzenie.
Yves Rocher Podkład Zero niedoskonałości 200 Beige - gdy mama ma rano więcej czasu, łapie za ten podkład. Jest lekki i dobrze wyrównuje koloryt. Nie kryje specjalnie, ale moja mama tego nie potrzebuje. Mama nosi go bez przypudrowania i trzyma się jej cały dzień. Zapowiedziała, że chyba zacznie wstawać wcześniej, żeby go nałożyć - zakochała się w nim na nowo, gdy na wesele koleżanki z pracy nałożyłam go (tak ja, makijażowa sierota, to nie żaden żart :D) jej jajkiem Ebelin. Twarz wyglądała tak nieskazitelnie, jak potraktowana programem graficznym. Podkład nie jest suchy, nie zbiera się w załamaniach skóry, nie tworzy dodatkowych zmarszczek.
Garnier Essentials Płyn do demakijażu 2w1 - mama nie przykłada dużej wagi do demakijażu, do jego wykonania, jak i higieny twarzy wystarcza jej mydło i woda. Oczy zmywa płynem dwufazowym, bo mydło szczypie i rozmazuje tusz. Z Garniera jest bardzo zadowolona, szybko i bezproblemowo usuwa tusz, nie sprawia, że oczy zachodzą mgłą.
Dax Cashmere Rozświetlający krem liftingujący - w czasie żałoby po serii Cure Solutions zaczęłyśmy szukać zamiennika ulubionych produktów. Ze swoich zapasów wygrzebałam krem Dax. Krem bardzo pozytywnie zaskoczył moją mamę, uważa ona, że jego działanie "upiększające" jest trochę podobne do ulubionej zieleniny, ale to nie do końca "to".
Yves Rocher Cure Solutions Krem do twarzy oraz krem pod oczy - ten zielony duet rozkochał w sobie mamę w zeszłym roku. Krem do twarzy sprawił, że jej dość ziemista cera zaczęła wyglądać dużo bardziej promienie, nie jest szara, a rodzicielka czuje się młodziej. Krem pod oczy dość wyraźnie rozjaśnił cienie, Czarna rozpacz zapanowała, gdy okazało się, że YR zastąpiło serię Cure Solutions linią Elixir 7.9. Płacz i zgrzytanie zębami. Mama ma jeszcze mały zapas, ale już się niepokoi o przyszłość swojej skóry. Jeżeli któraś z was ma porównanie CS z Elixirem to dajcie koniecznie znać!
Palmolive Nieodpara miękkość Żel pod prysznic - ulubiony żel, mama kupuje go od lat i jest mu wierna. Uważa, że ładnie pachnie, odpowiadają jej te kwiaty.
Yves Rocher So Elixir Mleczko do ciała - perfumowane mleczka z Yves Rocher to prawdziwi zabójcy. Zapach jest tak intensywny, że unosi się w całym mieszkaniu. Mamę zaskoczył tego typu produkt z linii Moment De Bonheur, dlatego w ramach prezentu urodzinowego zażądała podobnego specyfiku z ulubionej linii zapachowej. Minusem jest opakowanie - butelka jest z grubego plastiku i ciężko wyciska się z niej produkt.
Ziaja Rebuild Reduktor cellulitu Serum drenujące - o tym, że czerń wyszczupla, wiadomo nie od dziś ;). Kosmetyki z serii Rebuild goszczą w łazience od dłuższego czasu. To serum dobrze się rozprowadza, nie zostawia tłustej warstwy. Mama twierdzi, że po dłuższym stosowaniu widzi znaczące ujędrnienie.
Yves Rocher Culture Bio Odżywczy krem do rąk Miód&Muesli Bio - niepozorna tubka skrywa pachnący marcepanem specyfik, po który mama chętnie sięga. Nawilża dłonie, nie otacza ich zbędnym tłustym filmem.
Yves Rocher So Elixir EDP - w zeszłym roku założyłam kartę klienta w stacjonarnym sklepie Yves Rocher i z tej okazji zostałam obdarowana pakietem próbek. Większość z nich zagarnęła mama. Jedna z saszetek skrywała zapachową chusteczkę, po powąchaniu której mama przepadła. Od ponad roku So Elixir to jej "firmowy" zapach i na razie nie planuje się z nim rozstać. Jest niesamowicie trwały, wyczuwalny na skórze po 12 godzinach od aplikacji. Dość intensywny, ale nie migrenogenny, kobiecy, elegancki, różano-drzewny. Oby tylko go nie wycofali.
Rexona Clear Diamond - ja z Rexoną mam na pieńku, moja mama lubi te antyperspiranty. Najbardziej męskie sztyfty, które w jej ocenie lepiej chronią, ale i damską kulką czy psikadłem nie pogardzi. Czasem podbiera mi mojego Garniera, z którego też jest zadowolona.
Balea Blond Szampon i odżywka - przywiozłyśmy ten duet jako pamiątkę z Niemiec. Tuby wyglądają na sfatygowane, bo są w ciągłym użyciu. Mama jest z tych produktów bardzo zadowolona, twierdzi, że dzięki nimi blond nie żółknie.
Nivea Styling Mousse Volume Sensation - niezmierzone pokłady cierpliwości mojej mamy objawiają się też w tym, do czego ja serca nie mam, a mianowicie stylizacji włosów. Okrągłe szczotki i wałki to jej przyjaciele. Lubi też produkty do stylizacji. Przez lata była wierna piankom Wella, jakiś czas temu dała się namówić na Niveę. Ta pianka ją oczarowała. Świetnie unosi włosy, nie usztywniając ich przy tym. Nie skleja, nie obciąża. Efekt uniesienia utrzymuje się całkiem długo - mama myje i stylizuje włosy wieczorem, a na drugi dzień po pracy nadal "stoją na baczność".
Got2be Powder'ful Volumiznig Styling Powder - to kosmetyk, w stosunku do którego mama ma mieszane uczucia. Polubiła go za to, że unosi włosy, ale nie przepada za tą jego tępą, trochę lepiącą konsystencją i matowieniem fryzury.
Zaprezentowane produkty to te, które najczęściej idą w ruch. Mama ma więcej kosmetyków, namiętnie otwiera balsamy i odżywki, ale z racji i tak sporych rozmiarów tej notki, zdecydowałam się ograniczyć trochę wycieczkę po zakamarkach jej kosmetyczki. Dajcie znać, czy używałyście, któregoś z tych kosmetyków. A może korzystają z nich i wasze mamy? Co stosują wasze mamy?