Tak, tak, minął kolejny miesiąc (jakby się ktoś jeszcze nie zdążył zorientował). Nawet jeżeli ukradli wam kalendarz, blogerki spieszą z pomocą i, niczym grzyby po deszczu, wyrastają notki o ulubieńcach, denku, podsumowaniach z perspektywy telefonu. Tak, tak, to już marzec, czas obudzić się z zimowego snu i jakoś zebrać się w sobie - pochować koce do szafy, rozpocząć akcję "uwolnić orkę" (x dni do bikini :D) i posprzątać. Warto zacząć już dziś :).
Choć nie dopadła mnie jeszcze mania porządkowania, to jak co miesiąc, zdecydowałam się zajrzeć do torby z pustymi opakowaniami, która wydała mi się podejrzanie napchana... Chyba muszę skołować większą torbę, moce przerobowe mi się zwiększyły :).
Było: Alverde Nutri-Care Shampoo Mandel Argan - odnośnie tego szamponu mam mieszane uczucia, bo o ile końcówki go polubiły, tak włosy u nasady urządziły tłusty strajk. Pisałam o nim
TU.
Jest: Alverde Sensitiv Shampoo Birke Salbei - jak na razie nie zrobił mi krzywdy, mam nadzieję, że nie odstawie później takiego numeru jak Alterra migdałowa i nie postanowi, że przerzedzi mi czuprynę.
Było: Balea Colorglanz Shampoo Cocos+Tiarebluete - właściwie nie ja zużyłam ten szampon (w sensie na włosy), tylko jajko Ebelin. Ale jajko nie ma swojego bloga, więc butelka kokosowego szamponu wpadła na moje konto :D. Żeby nie było - próbowałam kilka razy myć nim włosy, ale robił mi okropny czepek na głowie. Mojej mamie też nie odpowiadał, więc kilka miesięcy kurzył się w łazience. Do czasu, aż zdesperowana zaczęłam szukać czegoś co dopierze gąbkę Ebelin. Mydła, żele antybakteryjne i mydło malarskie poległy. Nieoczekiwanie jajko odpuściło, gdy potraktowałam je szamponem Balea.
Jest: Balea Jeden Tag Shampoo Blaubeere - ten szampon akurat lubię (recenzja), ale mam jeszcze inne w zapasach, więc ostatecznie mogę poświęcić jagody. Może pojawią się inne, godne pożądania, szampony "codzienne".
Było: Alverde Haarkur Granatapfel+Aloe Vera - o tej masce napisano już tomy. I ja ją bardzo polubiłam, choć ze względu na to, że stosowałam ją na zmianę z innymi produktami, nie czuję się kompetentna do smarowania posta na jej temat. Może kupię kolejne opakowanie, przyłożę się do testów i wtedy definitywnie zakocham na amen.
L'biotica Biovax Maska Naturalne Oleje Argan+Makadamia+Kokos - takie małe pojemności są idealne, aby nie zostać z pełnowymiarowym opakowaniem produktu, który zalezie nam za skórę. Maski Biovax kusiły mnie od dłuższego czasu, ale jakoś nie mogłam zdecydować się na jedną. Cieszę się, że w Biedronce pojawiły się saszetki z dwiema maskami, na które miałam ochotę - w przypadku tego produktu uniknęłam wyrzucenia kilkunastu złotych w błoto.
Jest: Alverde Glanz Haarkur Zitrone Aprikose - chyba miłości z tego nie będzie. Na razie jestem bardzo rozczarowana tym kosmetykiem, efekty są właściwie żadne.
Było: Fitomed Płyn oczarowy do twarzy z kwiatem pomarańczy - ostatnio w kwestii oczyszczania twarzy królował u mnie Fitomed. Aż dziwne, ale wszystkie wypróbowane kosmetyki się sprawdziły i wiem, że do nich wrócę, gdy znudzą mi się eksperymenty. O płynie pisałam
TU.
Jest: BarbraPro Płyn micelarny - od dawna miałam ochotę na ten płyn. Kiedy wreszcie się na niego zdecydowałam, zniknął z DOZu i tym sposobem stał się dla mnie nieosiągalny. W Wigilię na Colorowo był rabat na zakupy i dlatego płyn w końcu powędrował do koszyka. Ubolewam nad tym, że jest tak słabo dostępny i drogi w stosunku do swojej pojemności... Więcej niebawem.
Było: SVR Lysalpha Active Creme - z chwilą skończenia tej tubki robię sobie urlop od kwasów. O kremie SVR napiszę niebawem.
Jest: Organic Theraphy Serum zwężające pory - czekało prawie rok na premierę, niech to będzie Oskar, a nie Złota Malina!
Było: Serum z witaminą C (olej z pestek malin+palmitynian askorbylu) - gdy czytałam proporcje, zmontowanie serum wydawało mi się łatwe. Przepis przepisem, życie życiem. Chciałam "po taniości" to miałam. Nie powinnam była łączyć palmitynianu, który lubi być rozpuszczany w wysokiej temperaturze, z olejem z pestek malin, którego nie powinno się zbyt mocno rozgrzewać. Coś mi nie wyszło. No cóż, następnym razem będę mądrzejsza i nie będę kombinować. Chemik ze mnie marny.
Jest: Apis Serum do twarzy z wit. C i białymi winogronami - wróciłam w bezpieczną strefę "gotowców".
Było: Purederm Botanical Choice Nose Pore Strips Oczyszczające plastry na nos - jakiś czas temu namiętnie używałam plastrów na nos, ale nie znalazłam idealnych, więc zarzuciłam poszukiwania. Biedronka uraczyła nas niedawno ofertą kosmetyczną, w której wypatrzyłam te plasterki. Kupiłam na spróbowanie i... wróciłam po kolejne opakowanie. Myślę, że recenzja powinna pojawić się w tym miesiącu.
Jest: To samo
![]() |
A cóż to za dżinn w butelce :D? |
Było: Avon Pretty Glamourous EDT - początkowo męczący i taki ostro-ulepkowy, z czasem łagodnieje. Taki zapach na co dzień, do psikania bez opamiętania :).
Jest: Playboy Play it pin-up EDT - dość słodki, ale niezbyt intensywny, przez co miło się go nosi. Ma kiepskie opinie, a mnie się wyjątkowo podoba.
Było: Rexona Invisible Diamond - z tym panem muszę się policzyć... W denku nie otrzymałby odpowiedniej ilości "czasu antenowego", więc swoje pięć minut będzie miał za jakiś czas.
Jest: Ekhem, to co zwykle.
Było: Lirene Żel pod prysznic Kusząca gruszka - pachnąca rewelacja. Cudowny zapach słodkich, dojrzałych gruszek (producent pisze jeszcze o jabłku i melonie, ale dla mnie ten żel jest po prostu gruszkowy). Nie wykazywał się specjalnymi właściwościami pielęgnacyjnymi, ale mycie się nim było prawdziwą przyjemnością. Proszę, niech Lirene zrobi taki balsam, żebym mogła się dłużej cieszyć tym zapachem!
Jest: Nivea Hawaiian Flower&Oil - żele Nivea od lat należą do moich ulubieńców pod prysznic, ale ta wersja wyjątkowo mnie zauroczyła. Może nie tyle zapachem, ale konsystencją (gęsty, treściwy żel) i tym, że nie wysusza skóry.
Było: Balea Creme-Öl Bodylotion Pistazie - tak szczerze powiedziawszy, to nie jest smarowidło, które odmieni życie. Ładnie pachnie, nieźle nawilża, ale koszmarnie długo schnie. Nie jest to produkt, który wart byłby stawania na głowie, są inne, równie dobre i bardziej dostępne - recenzja.
Jest: Organique Coconut Oil - już raz się do niego zabierałam, ale w łapy wpadła Balea, więc kokos został wysłany na przymusowe wakacje do szafy :).
Był: L'biotica Evolet Krem na blizny i rozstępy - świetny produkt, cudnie zadziałał na rozstępy na biodrach. Niestety, cena nie urządza mnie na tyle, żeby do niego natychmiast wrócić. Nie wykluczam, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
Jest: Babydream fur Mama Pflegeol - sprawdzony i niezastąpiony :).
Było: Essence 24h hand protection balm Repair - warto dać się zaskoczyć. Essence, oprócz różnych jakościowo kosmetyków kolorowych, tworzy także (zapewne równie nierówną) pielęgnację. Ten krem im się nawet udał -
recenzja.
Jest: Cien Moisturizing Hand Cream with almond oil&shea butter -"pamiątka" z Lidla, zamiast czekolady.
Było: Isana Nagellack Entferner Mandelduft - tani, skuteczny i ogólnodostępny. Po prostu pewna lokata kapitału :).
Jest: BarbraPro Tonik do zmywania paznokci z olejkiem ze słodkiej pomarańczy - miło wrócić do tego produktu po pewnym czasie i przekonać się, że nic w nim nie zepsuli (recenzja).
Było: Pixie Cosmetics Reviving Under Eye Concealer Vanilla - przyjemny korektor, zarówno pod oczy, jak i na syfki. Szkoda, że zniknął z oferty marki.
Jest: Bell BB Cream Lightening 7in1 Eye Concealer - ten produkt, podobnie jak serum Organic Therpy, odleżał swoje. Krem BB z tej linii mnie zauroczył. Muszę przyznać, że korektor też całkiem nieźle sobie poczyna.
Było: Rimmel Lash Accelerator - dla moich rzęs silikonowa szczoteczka to jedyne słuszne rozwiązanie. Dobry tusz, jak na Rimmela wręcz genialny. Może jeszcze do niego wrócę.
Jest: Rimmel Scandaleyes Rockin' Curves - przeraża mnie ta "pogięta w locie" szczota, na razie kiepsko idzie mi zaprzyjaźnianie się z nią.
"Niezastąpieni":
Oriflame Swedish Spa Anti-cellulite cream - gwiazdkowy prezent od cioci. Niewiele mogę o nim napisać, bo właściwie niczego nie zauważyłam. Krem ma postać gęstego żelu, który zamknięty jest w tubie z dość małym otworem (bałam się, że pęknie przy wyciskaniu). Wykazuje działanie chłodzące, przy czym chłodzi, a nie mrozi i wręcz szczypie, jak wytwory Eveline. Przyjemnie pachnie. I to właściwie byłoby tyle :).
La Roche-Posay Woda termalna - wypsikałam całe opakowanie na maseczki z glinki, więc nie wiem, czy działa na skórze odmiennie niż Uriage :). Woda jak woda.
Luty nie był specjalnie długim miesiącem, więc trzeba było się spiąć. Uważam, że nieźle mi poszło. A jak realizacja waszego projektu denko? Meldujecie wykonanie zadania?