![]() |
Zestaw startowy :) |
OCM, czyli oczyszczanie za pomocą olei, szturmem zdobyło blogosferę kilka miesięcy temu. Wiele z nas cisnęło w kąt drogeryjne specyfiki do oczyszczania twarzy i czym prędzej rzuciło się do sklepów w poszukiwaniu odpowiednich olejów i ściereczek. Początkowo OCM mnie nie ruszało. Jednak przyszedł maj, od siedzenia w książkach człowiek zgłupiał, to i ja poleciałam po składniki potrzebne do sporządzenia tajemnej mikstury, która miała zrewolucjonizować moją pielęgnację.
Przed zrobieniem swojej mieszanki zaczytywałam się wpisami Idalii oraz Aliny. Wydawało mi się, że OCM będzie zbawieniem dla cery. Okazało się koszmarem, ale o tym za chwilę.
Do sporządzenia olejowej mikstury potrzebujemy oleju rycynowego, jakiegoś innego oleju, ściereczki oraz opakowania, do którego przelejemy nasz specyfik. Nie będę się rozpisywać o proporcjach poszczególnych olei, czy też ich przeznaczeniu - w internecie znajdziecie morze notek na ten temat. Nie będę także pisała o sposobie zastosowania - o tym też dziewczyny już pisały.
Skupię się chwilkę na ściereczce. Musimy ją dość często wymieniać - minimum raz na dwa tygodnie. Muślinowe szmatki Liz Earle czy The Body Shop są dość drogie (15 zł za kawałek szmatki), dlatego radzę znaleźć coś tańszego. Możemy kupić w Ikei muślinowy ręczniczek Vandring (12,99 zł/2 szt) i go porozcinać - z każdego ręczniczka wyjdą nam 4 ściereczki.
Jeżeli nie mamy dostępu do Ikei albo chcemy skorzystać z innego materiału, możemy kupić zwykły mały ręcznik lub ścierkę mikrofibrową. Tej pierwszej opcji nie polecam - choć frotte dobrze trzyma ciepło, to jest trochę ciężkie. Mikrofibrowe szmatki są tanie i dobrze dostępne - już za około 3 zł/szt. w Biedronce lub 7 zł/3 szt. w Pepco. Nie należy ich jednak całkowicie odsączać z wody, bo wtedy szybko tracą odpowiednią temperaturę - a ściereczka musi być ciepła, żeby pory się otworzyły i wypłynęło sebum.
Skoro już prześliznęłam się przez kwestie techniczne to teraz czas na clou programu, czyli opis działania metody OCM na moją skórę.
Zgodnie z tym co przeczytałam, przez początkowy czas stosowania tej metody może pojawić się wysyp niespodzianek, bo skóra się oczyszcza. Dlatego, gdy zaczęło mi się pojawiać więcej cudów niż zwykle, byłam spokojna. Syfy skolonizowały brodę, na której do tej pory pojawiały się tylko zaskórniki, oraz policzki, z którymi nigdy nie miałam problemu. Dziwnym trafem obronną ręką wychodził nos - dotychczasowe kratery znacznie się zmniejszyły i pojawiało się o wiele mniej czarnych głów. Z czasem jednak ten wysyp niespodzianek stawał się coraz bardziej upierdliwy. Wyrzuciłam więc dotychczasową mieszankę (z olejem BD dla mam) i sporządziłam nową, z olejem lnianym, który podobno jest świetny dla tłustej, trądzikowej cery. Niestety złota era gul trwała nadal - wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie.
![]() |
Tak wyglądało moje czoło w lipcu |
Po blisko 2 miesiącach katowania swojej buzi olejem, odpuściłam. Efekty OCM leczę do teraz (czyli 2 miesiące). Nie mam do nikogo pretensji. Sama zdecydowałam, nikt mi ręki przy przykładaniu ścierki nie trzymał. Ale mam nauczkę na przyszłość - żadnych eksperymentów, szczególnie na twarzy.