Ledwo nowy rok się zaczął, a już upłynął pierwszy jego miesiąc. Musiałam więc zanurkować w głąb szafy i wygrzebać torbę ze śmieciami - czas na prezentację eksponatów. Niektórzy zbierają znaczki, inni kolekcjonują monety, a ja lubuję się w chomikowaniu pustych opakowań. Każdy ma swojego małego (albo większego) bzika.
Mój zbiór śmieci może nie jest imponujący, ale robię postępy. Staram się zużywać to, co mam i nie gromadzić zapasów. Przynajmniej jeśli chodzi o pielęgnację - kolorówka (w szczególności szminki) to nadal moja pięta achillesowa.
Zapraszam na małą prezentację zużyć, a w niektórych przypadkach, także ich zastępców:
Było: Avene woda termalna - kto nie był w potrzebie, ten nie doceni przydatności wody termalnej. To chyba jeden z tych kosmetyków, który w normalnych sytuacjach nie zachwyca, a w ekstremalnych okazuje się zbawieniem. Niby zwykła woda, ale jednak nie do końca. Recenzję tego produktu znajdziecie TU.
Jest: Vichy woda termalna
Było: Lilibe płatki kosmetyczne - delikatne, nie zostawiają białego nalotu. Jakby były obszyte na brzegu, to byłoby idealnie. Ale nie narzekam, sprawdzają się i bez tego.
Jest: dokładnie to samo
Było: Ziaja Bloker - niezwykle wydajny produkt. Tak długo go zużywałam, że zdążył w międzyczasie zmienić opakowanie. Na pewno doczeka się odrębnej recenzji. Jest równie skuteczny jak Antidral, a przy tym prawie sześciokrotnie tańszy.
Jest: to samo, ale w odświeżonym opakowaniu.
Było: L'oreal Lip Balm 818 Nourushing Nude - przyjemny produkt, choć ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy go lubię, czy jednak nie. Nie można go oceniać jak typowej szminki, klasyfikacja go w kategorii balsamu do ust też byłaby krzywdząca. Pełną recenzję znajdziecie TU.
Jest: Celia Care Pomadko-błyszczyk nr 6
Było: Balea Pflegedusche Feigen- und Schokoladenduft - żele pod prysznic z limitowanej serii Balei cieszą się w blogosferze sporym uznaniem. Nie do końca podzielam ten zachwyt, przynajmniej jeżeli chodzi o tę wersję zapachową. Za kilka dni powinna ukazać się recenzja tego produktu.
Jest: Balea Pflegedusche Kirsch- und Mandelduft
Było: AA Pielęgnacja Młodości 18+ Krem matująco-normalizujący - bardzo przyjemny krem do twarzy dla problematycznej cery w rozsądnej cenie. W sam raz dla młodych osób z dziurą w portfelu. Wykazał się dobrym działaniem, choć niekoniecznie takim jakie obiecywał producent. Recenzję tego produktu znajdziecie TU.
Było: AA Sensitive Nature Spa Relaksujące masło do ciała Kokos - masło świetnie sprawdzało się na mojej skórze i do tego cudnie pachniało - smarowałam się nim przy każdym napadzie sesyjnego humoru. W recenzji (KLIK) marudziłam co prawda, że trochę trzeba popracować nad jego wcieraniem, bo maże się na biało, ale... Przy tym twardzielu w srebrnej puszce, który szczerzy się za nim, to małe miki.
Jest: Organique Shea Body Butter Len (to pieruństwo zacznę chyba wstawiać do piekarnika albo na kaloryfer :D)
Było: Lilliputz Extrasensitive Shampoo&Dusche - produkt typu 2w1, który zużyłam wyłącznie jako szampon. Niedługo możecie spodziewać się jego recenzji. Ale mogę zdradzić, że wybitny to on nie jest.
Jest: Natura Siberica Szampon Neutralny
Było: EM Żywe mydło - ciekawy wynalazek, wciśnięty mi przez ciocię. Mam mieszane uczucia i mimo zużycia półlitrowej butli nie jestem na razie w stanie go zrecenzować. Szczególnie jego rzekomego wpływu na zanieczyszczoną skórę - muszę zrobić mały eksperyment.
Jest: Bioderma Sebium płyn micelarny - nie jestem przekonana do mycia buzi bez wody, ale spróbować nie zaszkodzi. Może Bioderma tym razem trafi w moje potrzeby.
Pożegnałam także:
Babydream Feuchte Waschlappen - kupiłam je, bo potrzebowałam nawilżanych chusteczek do torebki, aby móc nimi czyścić buty. Do szału doprowadza mnie ta sól, którą we Wrocławiu sypią chodniki jak wariaci. Czarne buty po kilkuminutowym spacerze są całkiem białe. Te chusteczki choć na chwilę doprowadzały buty do stanu używalności. Niestety sól szybko wyłaziła. Dużo lepsze są chusteczki w niebieskim opakowaniu (Feuchttuecher) - ich skład jest taki sam, ale gładka struktura (te zielone przypominają fakturą trochę papierowe ręczniki) znacznie lepiej sprawdza się przy oczyszczaniu butów.
Tso Moriri Kula kąpielowa z olejkiem kokosowym Drzewko różane - taki gadżet. Zaszkodzić nie zaszkodzi, pomóc też nie pomoże, a portfel o kilka złotych lżejszy. Recenzję tego produktu znajdziecie TU.
Tso Moriri Mydło organiczne z olejem kokosowym Amore - nie przekonuje mnie idea ozdobnych mydełek, ale ten produkt trochę złagodził moją niechęć. Wkrótce dowiecie się dlaczego :).
Próbki: AA Balsam do ciała do skóry suchej Dynia (nie mam zdania) i Bare Minerals Mineral Veil (całkiem niezły puder wykańczający - matowił moją skórę na kilka godzin).
I to by było na tyle. A wam jak idzie denko? Zaczęłyście przykładnie rok :D? Jesteście z siebie zadowolone?