Krem do twarzy stanowi podstawowe wyposażenie damskich łazienek. Choćby się waliło i paliło, natrzeć się czymś, co w zamyśle producentów ma zdziałać cuda, trzeba. Dlatego wszystkie zaspane zombie rano i zmęczone zjawy wieczorem sięgają po smarowidła do twarzy - niektóre po jedno, inne, bardziej zdesperowane, po cały arsenał.
Osobiście nigdy nie czułam potrzeby, aby na łazienkowej półce stało zatrzęsienie kremów - na dzień, na noc, na wesele i inne okazje. Zwykle moje skromne potrzeby o każdej porze i przy każdej okazji realizował jeden krem. Niektóre produkty sprawdzały się lepiej, niektóre gorzej, do jednych wróciłam, o innych chcę zapomnieć. Krem z AA, bohater dzisiejszej notki, należy do kategorii "kupię ponownie".
Recenzja bez dogłębnej analizy opakowania produktu, to nie recenzja, dlatego zaczynam jak zwykle od tego, co rzuca nam się od razu w oczy. Plastikowy nieprzezroczysty słoiczek, trochę inny kształtem od kremów AA z innych serii, zapakowany jest dodatkowo w zafoliowany kartonik. To jednak nie wszystkie zabezpieczenia przed "macantami" uparcie uprawiającymi ten paskudny proceder - krem zabezpieczony jest standardowym sreberkiem. Ale bez odkręcania nakrętki i sprawdzania wnętrza, będziemy wiedziały, czy jakieś małe paluszki nie dobrały nam się do produktu. Bardzo podoba mi się rozwiązanie z taśmą zabezpieczającą - wątpię, żeby macantowi chciało się ładnie ją odkleić i po dokonanych oględzinach zakleić, a przerwana jest widoczna gołym okiem.
Krem ma dość zwartą konsystencję. Zdecydowanie bliżej mu do zbitego Fitomedu niż wodnistej Polleny Evy. Rozprowadza się dobrze, bez problemów sunie po skórze, nie bieli jej. Nie roluje się pod makijażem. Pachnie dość przyjemnie, delikatnie, ten zapach trochę kojarzy mi się z kwiaciarnią.
Mam nadzieję, że opowieści o pierdołach was nie zanudziły i dotrwałyście do tego momentu, w którym zamierzam opisać działanie produktu. Choć krem ma w założeniu być kremem matującym, to jest taki tylko z nazwy - osoby, które szukają w kremie matu, raczej nie powinny po niego sięgać. Nie zostawia co prawda tak wyraźnej warstwy jak Fitomed, ale możemy zaobserwować lekko błyszczącą otoczkę. Nie wpływa na zmniejszenie się przetłuszczania skóry - w tym obszarze nie odnotowałam zmniejszenia tego zjawiska.
Co w takim razie robi ten krem? Całkiem przyjemnie nawilża - sprawdzi się jako lekki nawilżacz dla cer normalnych i mieszanych. Moja cera jest dość problematyczna, reaguje często wysypem paskud. Ten krem mnie nie zapchał, ba!, od kiedy go używam pojawia się mniej niespodzianek na buzi. Zauważyłam też lekkie rozjaśnienie plam po OCM na policzkach - obstawiałam, że to zasługa witaminy C, o której napisano na pudełku, ale nie widzę jej w składzie.
Krem zawiera też, o czym producent nie napomknął, a na co warto zwrócić uwagę, filtr chemiczny (octocrylene) - wiele osób omija kremy bez filtra. Ten filtr ma, tylko nie bardzo wiadomo w jakiej wysokości.
Moim zdaniem to dobry krem. Miałam kupić kolejne opakowanie, ale skusiły mnie rosyjskie kosmetyki. Niemniej będę o nim pamiętać. Wbrew nazwie polecałabym go osobom, które potrzebują lekkiego nawilżenia, nie zaś tym które poszukują konkretnego matu.
Krem ma dość zwartą konsystencję. Zdecydowanie bliżej mu do zbitego Fitomedu niż wodnistej Polleny Evy. Rozprowadza się dobrze, bez problemów sunie po skórze, nie bieli jej. Nie roluje się pod makijażem. Pachnie dość przyjemnie, delikatnie, ten zapach trochę kojarzy mi się z kwiaciarnią.
Mam nadzieję, że opowieści o pierdołach was nie zanudziły i dotrwałyście do tego momentu, w którym zamierzam opisać działanie produktu. Choć krem ma w założeniu być kremem matującym, to jest taki tylko z nazwy - osoby, które szukają w kremie matu, raczej nie powinny po niego sięgać. Nie zostawia co prawda tak wyraźnej warstwy jak Fitomed, ale możemy zaobserwować lekko błyszczącą otoczkę. Nie wpływa na zmniejszenie się przetłuszczania skóry - w tym obszarze nie odnotowałam zmniejszenia tego zjawiska.
Co w takim razie robi ten krem? Całkiem przyjemnie nawilża - sprawdzi się jako lekki nawilżacz dla cer normalnych i mieszanych. Moja cera jest dość problematyczna, reaguje często wysypem paskud. Ten krem mnie nie zapchał, ba!, od kiedy go używam pojawia się mniej niespodzianek na buzi. Zauważyłam też lekkie rozjaśnienie plam po OCM na policzkach - obstawiałam, że to zasługa witaminy C, o której napisano na pudełku, ale nie widzę jej w składzie.
Krem zawiera też, o czym producent nie napomknął, a na co warto zwrócić uwagę, filtr chemiczny (octocrylene) - wiele osób omija kremy bez filtra. Ten filtr ma, tylko nie bardzo wiadomo w jakiej wysokości.
Moim zdaniem to dobry krem. Miałam kupić kolejne opakowanie, ale skusiły mnie rosyjskie kosmetyki. Niemniej będę o nim pamiętać. Wbrew nazwie polecałabym go osobom, które potrzebują lekkiego nawilżenia, nie zaś tym które poszukują konkretnego matu.
Skład: Aqua, Cetyl Riconoleate, Propylene Glycol, Tridecyl Salicylate, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Betaine, Glyceryl Stearate, Nylon-12, Triethylhexanoin, Glyceryl Stearate Citrate, Capryl Methicone, Cetearyl Alcohol, Hexyldecanol. Hexyldecyl Laurate, Aluminium Starch Octenylsuccinate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Octocrylene, Tocopherryl Acetate, Vitis Vinifera Seed Oil, Malpighia Puncifolia Fruit Extract, Borago Officinalis Seed Oil, Ceramide NP, Squalane, Cholesterol, Arginine, Panthenol, Allantoin, Paraffinum Liquidum, Glyceryl Behenate, Hydrogenated Palm Oil, Carbomer, Acrylamide/Sodium Acrylate Copolymer, Caprylyl Glycil, Disodium Phosphate, Phenoxyethanol, Etgylhexylglycerin, Tridecth-6, Parfum
Cena: ok. 17-23 zł
Dostępność: Rossmann, Hebe (najtaniej), Super-Pharm, Natura
Ocena: 4/5
Krem został mi przekazany przez firmę Oceanic do recenzji :)