Obecny rok dobiega już do końca (odkrywcze, nie?). Ten czas po świętach, a przed Nowym Rokiem, to zwykle okres całorocznych podsumowań. Porządnie najedzony po świętach człowiek zwalnia trochę, aby z przerażeniem stwierdzić, że kolejny rok już mu umknął, czas przeciekł przez palce. W tym okresie zaczynamy zastanawiać się nad tym, co przyniósł nam, mający się ku końcowi, rok. Choć w moim życiu nie był to złoty czas, kosmetycznie okazało się całkiem przyjemnie.
W kosmetyczce pojawiło się dużo kosmetyków dobrych; niektóre rzuciły na kolana, inne były (a w dużej mierze nadal są) bardzo dobre. Buble oczywiście też się trafiły, ale nie było ich aż tak dużo - konsument bardziej świadomy kupuje mniej badziewia. Zanim jeszcze zacznę opłakiwać nietrafione wybory, zacznę od miłej części i przedstawię kosmetyki, które pozytywnie zaskoczyły mnie w tym roku.
Twarz - makijaż
W tym roku, szczególnie w porównaniu z poprzednim, znacząco przybyło mi kosmetyków do makijażu. Kiedyś wystarczył mi w zupełności jeden róż, teraz pięć to nadal za mało. Nie wspominając już o szminkach - przestałam liczyć ile ich mam. Nie wszystkie nabytki okazały się jednak hitami. Niektóre, po minięciu pierwszego zauroczenia, powędrowały do pudełka i czekają na lepsze czasy. Najczęściej w tym roku maltretowałam swoją buzię następującymi smarowidłami:
Bell 2skin pocket rouge nr 51 - mały, niepozorny róż z Bell okazał się strzałem w dziesiątkę. Piękny dzienny kolor, który ożywia policzki, jednocześnie nie sprawiając, że wyglądają na "zmalowane". Prosty w obsłudze nawet dla osoby z tak lewymi rękami, jak moje. Jedyny minus? Nie do końca zadowalająca trwałość. Pełną recenzję różu możecie przeczytać TU.
Catrice LE Revoltaire Lipstick C01 Colour Bomb - szminka o tak jadowicie różowym kolorze, tak neonowa, że nikt o zdrowych zmysłach nie sądził chyba, że można w niej wyjść do ludzi - chyba że w stylizacji na Nicki Minaj na bal przebierańców. Okazało się jednak, że ten wściekły kolor pasuje sporej części osób i szminka w błyskawicznym tempie zniknęła ze standów. I ja się w niej bez pamięci zakochałam. Ten kolor niezawodnie poprawia mi humor. O szmince pisałam TU.
Hean Black Elixir Tusz do rzęs - po przygodzie z Rimmelem, wyciągnęłam z zapasów tusz Hean. Ma mój ulubiony typ szczoteczki (silikon :)). Perfekcyjne rozdziela rzęsy. Recenzję napiszę po dłuższym stosowaniu, na razie jestem oczarowana - i to na tyle, że każdy tusz, który pojawił się w mojej kosmetyczce w tym roku poszedł w niepamięć.
Alverde Camouflage 002 Beige - cudownie kremowy korektor, który bardzo dobrze kryje niedoskonałości cery, a jednocześnie jest na tyle lekki, że bez obaw można go stosować pod oczy. Uwielbiam go i jak tylko nadarzy się okazja, ponownie zapanuje w kosmetyczce. Recenzja - KLIK
Sunshade Minerals Flat top - wrzesień zaowocował nowym genialnym pomysłem: minerały! Hip, hip, hura! Zaraz, przecież palcem sobie ich nie nałożę. Zaczęłam więc szukać w miarę niedrogiego pędzla (żeby nie przepłacić zbytnio, gdyby przypadkiem kosmetyki mineralne szybko mi się znudziły), po małych konsultacjach padło na Sunshade. Jest świetny! Nawet, gdy nie nakładam podkładu mineralnego, ten pędzel i tak idzie w ruch - uwielbiam rozcierać nim korektor. Bardziej szczegółowe zachwyty z pewnością za jakiś czas pojawią się pod postacią osobnej notki.
Hakuro H24 - początkowo nie byłam przekonana do tego pędzla. Wydawał mi się mały i nie rozumiałam tych pieśni pochwalnych adresowanych do Hakuro. Gdy nabrałam wprawy w nakładanie różu, ten pędzel okazał się nieoceniony. Nie mam weny do pisania na jego temat - mam go prawie od roku, więc chyba wypadałoby coś o nim skrobnąć. Może się przemogę i go zrecenzuję.
Twarz - pielęgnacja
Po niemiłym letnim flircie z OCM, musiałam doprowadzić swoją skórę do stanu w miarę zadowalającego - nie mogłam wrócić na uczelnię, strasząc ludzi paskudnymi syfami. W walce z moją problematyczną cerą pomogli mi:
Alouette ręcznik kuchenny - odkąd przestawiłam się z ręczników frotte na jednorazowe ręczniki kuchenne, widzę sporą różnicę. Buzia nie jest tak zanieczyszczona jak dawniej. Ręczniki Alouette może nie są wybitnie miękkie, ale nie podrażniają buzi. Ponadto nie są wybielane chlorem, dlatego nie zostawiają na buzi białego nalotu.
Vichy Normaderm Preparat oczyszczający 3w1 - choć według producenta ten kosmetyk ma wiele zastosowań, to jednak ja z wielką przyjemnością spożytkowałam go jako żel do mycia buzi. Fenomenalnie oczyszczał, a do tego nie wysuszał, co często przypada w udziale preparatom do cery tłustej i trądzikowej. Ze względu na fakt, że jak na produkt myjący, ma dość wygórowaną cenę, na razie ponownie go nie kupiłam. Ale warto to zrobić - o czym przekonacie się czytając recenzję.
Pharma Tech Olejek z drzewa herbacianego - geniusz i zmora w jednym. Olejek ma znakomite działanie antybakteryjne, ale jednocześnie zdarza mu się paskudnie wysuszyć skórę. Stosowany z umiarem może pomóc, w nadmiarze spowodować kataklizm. Pełna recenzja znajduje się TU.
W 2012 r. odkryłam bardzo pozytywne działanie kremu pod oczy. Od czasu romansu z AA Wrażliwa Natura 20+ nie wyobrażam sobie życia bez tego typu kosmetyku. Na razie nie znalazł on godnego zastępcy. O kremie AA przeczytacie TU.
Uwielbiam wszelkiego rodzaju smarowidła do ust - zarówno te dopieszczające usta kolorem, jak i nawilżeniem. W tym roku dzięki peelingowi Pat&Rub przekonałam się, że uprzednie pozbycie się martwego naskórka na ustach przynosi wymierne korzyści. Choć taki peeling można sobie zrobić samemu, to jednak myślę, że gdyby nie ten "gotowiec" nie odkryłabym dobroczynnego działania ścierania :).
Reszta :)
Tej reszty nie będzie tak znowu dużo. W pielęgnacji reszty ciała oraz włosów nie było szałowych odkryć. Głęboko w pamięć zapadły mi kosmetyki z serii Babydream dla mam. Olejek (recenzja) okazał się rycerzem w lśniącej zbroi w walce z paskudnymi czerwonymi rozstępami. Niedostępna na rynku polskim maść (recenzja) to kosmetyk wielofunkcyjny - ukoi każde suche miejsce, uleczy spierzchnięte usta, zmiękczy sianowate końcówki włosów. Luba maści, wróć!
Ble, ble, ble, le buble
Choć bezsprzecznie największym rozczarowaniem roku okazała się modna metoda OCM, to jednak zdecydowałam się nie zamieszczać jej wśród bubli - postawiłam na produkty gotowe, które zgodnie z opisami na etykietach miały mnie rzucić na kolana, biust, twarz, czy kto co tam preferuje. Medale olimpijskie, wszystkie złote, w kategorii koszmar roku lecą do:
Alterra Migdały i jojoba Szampon do włosów - ten kosmetyk wywołał u mnie chyba największy atak agresji. Jaki prawem to coś, ten płyn do mycia toalet śmie udawać szampon do wrażliwej skóry głowy. To domestos w kategorii szamponów. Nie wybaczę mu tego, że pozbawił mnie pewnej części włosów. Recenzję tego gagatka znajdziecie TU.
Garnier Mineral Bio Dezodorant Słodkie Migdały - jestem patentowaną kretynką, która daje się zwariować różnym modom. Nasłuchałam się (dodajmy, że po raz kolejny w życiu) o tym jakie be są sole aluminium w antyperspirantach, że zginę przez nie marnie. I jak ostatnia idiotka, hipochondryczka i histeryczka, pobiegłam po produkt bez aluminium, zachwalany Garnier Bio. I jak szczerze lubię niektóre produkty Garnier, tak tego im nie wybaczę. Gdybym chciała, aby pachy pachniały mi alkoholem, to umyłabym je wódką. Zaś gdy chciałabym pachnieć, jak spracowany człowiek 15 minut po prysznicu, to poszłabym wozić taczki na budowie w upał. Dziękuję, postoję. O niewypale z Garniera przeczytacie TU.
Green Pharmacy Scrub do stóp - nie wiem, co ten preparat ma zetrzeć, bo wątpię, żeby to miała być twarda skóra na stopach. Może niemowlęcą pupę? Zraziłam się do GP przez ten produkt - recenzję znajdziecie TU.
A wy jak kończycie ten rok? Szczęśliwe, spełnione? Nie mam na myśli tylko kosmetyków :). Jak prezentuje się wasz roczny bilans życiowy i kosmetyczny?
Zdjęcia pochodzą ze stron: Bell, Catrice, Rossnet, Rossmann Online, Pat&Rub, Wizazysci.pl, Makeup Box, Drogerie DM, Aptekawsieci, Elfa Pharm, Sklep Kosmetyki AA, Vichy, Hean
Zdjęcia pochodzą ze stron: Bell, Catrice, Rossnet, Rossmann Online, Pat&Rub, Wizazysci.pl, Makeup Box, Drogerie DM, Aptekawsieci, Elfa Pharm, Sklep Kosmetyki AA, Vichy, Hean