Jeżeli jest coś za czym nie przepadam, to są to długie kąpiele. Może ta niechęć wynika z faktu, że już się w życiu namoczyłam; w dzieciństwie rodzice musieli mnie siłą wyciągać z wanny, potrafiłam w niej siedzieć tak długo, że skóra zaczynała przypominać pomarszczoną suszoną śliwkę :). Nigdy nie interesowały mnie gadżety do kąpieli dla dorosłych. Wszelkie produkty, które w zamyśle mają umilić wylegiwanie w wannie, trafiają do mnie z przypadku.
Kuli Organique (ani pewnie jakiejkolwiek innej kuli) nie kupiłabym sama. I gdyby nie spotkanie blogerek w sierpniu, pewnie nawet nie spojrzałabym na tę firmę jednym okiem. Ponieważ zostałam uszczęśliwiona kulą o zapachu magnolii, to wypadałoby ją kiedyś zużyć. Zima to idealna pora do praktykowania ciepłych kąpieli, dlatego w ramach relaksu świąteczno - "naukowego", zdecydowałam się sięgnąć do zapasów i sprawdzić cudowne działanie cudów do wanny.
Kula z Organique przeraziła mnie swoją wielkością. Jest ogromna, nie wyobrażałam sobie, jak można takiego klocka wrzucić do wanny. Po zerwaniu brązowego paska z danymi produktu, okazało się, że kula została podzielona na pół. Ponieważ nawet ta połowa wydawała mi się ogromna, chciałam przełamać produkt jeszcze raz. Niestety kula postawiła się i z łamania nic nie wyszło. Zdecydowałam się wrzucić porcję odmierzoną przez producenta. Po wrzuceniu do wanny kula zaczyna musować (znowu wracają wspomnienia z dzieciństwa - obserwowanie, jak rozpuszcza się wapno albo Pluszz, zawsze był frapującym zajęciem). Produkt bardzo szybko się rozpuszcza, po około minucie nie ma już żadnych stałych fragmentów. Kula po rozpuszczeniu sprawia, że woda staje się mętna, lekko biała. Nie ma żadnej piany.
Gdy weszłam do wanny od razu poczułam różnicę. Woda we Wrocławiu jest dość twarda i niezbyt przyjemnie wpływa na skórę. Natomiast woda w wannie zrobiła się taka lekko śliska. Przesuwając ręką po skórze, czułam, że skóra robi się gładka, dłoń po niej lepiej sunęła. Zdecydowałam się na mały test i chwyciłam za maszynkę do golenia i przystąpiłam do maltretowania nóg. Wyjątkowo nie zastosowałam nawet żelu pod prysznic. Nie chciałam maszynce ułatwiać zadania. I o dziwo, maszynka spełniła swoją rolę bez żadnego wspomagania, nie miałam ani jednego draśnięcia, golarka dobrze ślizgała się po skórze. To było coś. Po wyjściu z wanny skóra była gładka, miękka i mimo tego, że nie zastosowałam żadnego produktu nawilżającego, wydawała się dobrze dopieszczona.
Na koniec zostawiłam sobie to, co w takich produktach odgrywa jedną z bardziej znaczących ról, czyli zapach. Dość naturalny, bez proszkowych nut, kwiatowy. Może to magnolia, nie wiem, nie wąchałam nigdy tego kwiatu :). Początkowo trochę rozczarował mnie trochę fakt, że zapach nie unosi się w łazience. Czuć go było tylko, gdy zbliżyłam nos do wody. Choć marzyłam o oparach aromatu, który mnie odpręży w wannie, nie będę narzekała. Bo zapach jest dość długo wyczuwalny na skórze - nawet po 4 godzinach był lekko wyczuwalny.
Jestem przyjemnie zaskoczona tym produktem. Choć za 2 kąpiele musimy zapłacić około 13 zł (a np. sól do kąpieli z Biedronki, która starczy nam na kilka razy kosztuje 5 zł), to uważam, że od czasu do czasu można sobie na taki luksus pozwolić. Naprawdę warto! Myślę, że skuszę się na inne wersje zapachowe.
Skład: Sodium Bicarbonate, Citric Acid, Solanum Tuberosum Starch, Avocado Oil, Soya Oil, Grape Seed Oil, Aqua, Parfum
Cena: ok. 13 zł/170 g
Dostępność: sklepy Organique (we Wrocławiu: Galeria Dominikańska, Renoma, Magnolia, Factory; placówki w innych miastach można sprawdzić TU), Mydlarnia Wrocławska
Ocena: 5/5