Jestem okropnym konsumentem. Nienawidzę cackania się z produktami, dużo od nich oczekuję. Zazwyczaj nie daję też sobie wcisnąć steku bzdur, który serwuje mi sprzedawca. Płacę, więc wymagam. Nawet jeżeli z portfela wytacza się tylko kilka monet.
Na płyn dwufazowy Balea nikt mnie nie musiał namawiać. Uwielbiam kosmetyki tego typu, dlatego przy okazji wizyty w drogerii DM musiałam spróbować ich dwukolorowego specyfiku. Zużyłam dwa opakowania, więc czuję się w pełni upoważniona do jego zrecenzowania.
Opakowanie? Proste z nakrętką. Wolałabym klapkę, ale nie będę płakać z powodu innego typu zamknięcia. Dziurka jest odpowiedniej wielkości, butelka nie wyrzuca długich "strzał", więc, koniec końców, tę kwestią oceniam na plus.
Płyn składa się z dwóch faz, wodnej i olejowej. Po zmieszaniu całość jest dość tłusta, ale nie jest to roztopiony smalec. Co ciekawe, na powiekach ta tłustość szybko się ulatnia, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie i delikatną, silikonową warstwę. Balea nie szczypie i nie podrażnia oczu.
Na razie płyn nie wypada najgorzej, prawda? Przejdźmy jednak do kwestii najistotniejszej, czyli zmywania. Tutaj jest tak średnio na jeża. Płyn wykazuje się niezłą skutecznością, podobną do niektórych płynów micelarnych, ale ja po taki produkt sięgam, żeby usunąć absolutnie wszystko. Nie interesują mnie resztki tuszu na rzęsach, czy szminki na ustach. A Balea tego niestety nie domywa.
Pamiątka z zagranicy okazała się produktem niezłym, choć gdyby była uczestniczką Perfekcyjnej Pani Domu nie przeszłaby testu białej rękawiczki :).
Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, Isohexadecane, Isopropyl Palmitate, Panthenol, Sodium Chloride, Potassium Phosphate, Sodium Benzoate, Levulinic Acid, Glycerin, Sodium Levulinate, CI 61565.
Cena: 1,45 euro/100 ml
Dostępność: drogerie DMOcena: 3,5/5