Kiedy rano otwieram oczy, zazwyczaj marzę tylko o tym, żeby zacisnąć mocno powieki i przewrócić się na drugi bok. Najczęściej trzeba jednak pożegnać koc oraz poduszkę i wyjść do ludzi. Wypadałoby przy tym jakoś wyglądać, byle jak, ale wyglądać :D. Czasem podstawowy wariant szpachli warto wzbogacić o dodatkowy element ozdobny. Zwłaszcza, jeżeli "coś ekstra", wcale nie musi być czasochłonne (a czas, jak wiadomo, rzadko bywa sprzymierzeńcem o poranku).
Cienie Rimmel zainteresowały mnie, gdy tylko pojawiły się w ofercie. Poprzednia wersja cieni w kremie zbierała dobre recenzje, dlatego, gdy marka znów zaserwowała kosmetyk tego rodzaju, nie mogłam się oprzeć. Recenzja 9thPrincess ostatecznie mnie przekonała do zakupu. Z ubogiej, bo liczącej zaledwie 4 odcienie, gamy wybrałam kolor Rich Russet.
Poprzednio Rimmel zapakował kremowe cienie w tubki. Tym razem postawił na opakowanie, które jest charakterystyczne dla błyszczyków. Rozwiązanie jest co prawda mniej higieniczne, ale za to nie ma obaw, że kosmetyk się zmarnuje. Osobom, które profesjonalnie zajmują się wizażem, nie będzie to specjalnie w smak i będzie wymagało wspomagania się pędzelkiem, ale pozostałym "do użytku domowego" nie powinno to nastręczać problemów. Pacynka jest dobrej jakości, nie drapie i nie rozwala się.
Cień ma przyjemną, kremową konsystencję. Różni się ona od tej, którą mają dość zbite cienie w kremie Maybelline. Cienie Scandaleyes nie są w żadnym wypadku tłuste i do powieki przyklejają się tak na sucho jak Maybelline. Dobrze je wklepać i lekko rozetrzeć - można do tego celu użyć palców, ale ja polecam syntetyczny pędzelek języczkowy do wklepania i puchaty do roztarcia granic. Dość szybko zastygają na skórze, dlatego staram się je nakładać w przyspieszonym tempie. Mam wrażenie, że Rimmel dodał do tego produktu chłodzący kompleks, bo po aplikacji na powiekę czuć lekki chłód - bez obaw, nie jest to jakieś mrożenie.
W kwestii trwałości początkowo miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, czy ja coś robię źle, czy cień jest po prostu beznadziejny. Rolował mi się po trzech godzinach, na bazie było minimalnie lepiej. Dopiero po jakimś czasie odkryłam, gdzie jest pies pogrzebany. W przypadku tego kosmetyku trzeba bardzo uważać przy aplikacji kremu na oczy i powieki. Nie przepada on za towarzystwem. Bogata formuła kremu Eucerin dramatycznie skracała jego żywotność. Gdy przestałam aplikować krem na powieki, problem zniknął, a cień zaczął się utrzymywać dłużej. Średnio (bez bazy) grzecznie siedzi na powiekach 6 godzin w porywach do 8.
W kwestii trwałości początkowo miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam, czy ja coś robię źle, czy cień jest po prostu beznadziejny. Rolował mi się po trzech godzinach, na bazie było minimalnie lepiej. Dopiero po jakimś czasie odkryłam, gdzie jest pies pogrzebany. W przypadku tego kosmetyku trzeba bardzo uważać przy aplikacji kremu na oczy i powieki. Nie przepada on za towarzystwem. Bogata formuła kremu Eucerin dramatycznie skracała jego żywotność. Gdy przestałam aplikować krem na powieki, problem zniknął, a cień zaczął się utrzymywać dłużej. Średnio (bez bazy) grzecznie siedzi na powiekach 6 godzin w porywach do 8.
Jak już wspominałam, gama kolorystyczna nie pozostawia dużego pola do popisu. Rich Russet to taki złotawy brąz jakich wiele na rynku. Wychodzę z założenia, że takich odcieni nigdy dość, dlatego nie narzekam. Atutem tego koloru jest to, że to świetny wybór na co dzień, bo on jeden "robi cały makijaż". Można go zaaplikować mniej lub więcej - nałożony cienką warstwę wygląda bardzo subtelnie.
![]() |
Od lewej: Everyday Minerals In the garden Rimmel Scandaleyes 006 Rich Russet Maybelline Color Tattoo Bad to the bronze (On and on bronze) |
Muszę przyznać, że udał się Rimmelowi ten produkt. W związku z tym, że ostatnio widziałam go na sporej przecenie, zastanawiam się, czy przypadkiem marka nie rezygnuje z jego sprzedaży. Byłoby naprawdę szkoda.
Dostępność: Hebe, Super-Pharm, Natura, Rossmann (ostatnio na wyprzedaży za 9,99 zł)
Ocena: 4-4,5/5