Witaj zagubiony wędrowcze! Jeżeli trafiłeś do mnie przypadkiem, to wiedz, że przekroczyłeś granice krainy marudzenia i wiecznego narzekania. Kraju, w którym na tronie zalega wszechwładny Pech, a czasami zza chmur, niczym słońce, przebija Okazja. Pewnego pięknego dnia, gdy Okazja świeciła na niebie, podrygująca wesoło wieśniaczka wpadła do jednego z przydrożnych kramów (Tesco, gdyby się ktoś pytał). Przeglądając wystawiony towar, dostrzegła małe urocze puzderko (dobra, umówmy się, że takie jest). Czuła, że Okazja jej sprzyja, więc bez zastanowienia uiściła należność i wróciła do swojej chatynki nacieszyć się zdobyczą. Gdy zły Pech dowiedział się o skarbie odkrytym przez wieśniaczkę, w te pędy postanowił, że nikomu więcej w całym królestwie nie będzie dane rozkoszowanie się tą przyjemnością...
Niczego dzisiaj nie brałam, słowo :D. Po prostu nie chciałam po raz kolejny w ten sam sposób wałkować tematu wycofywanych produktów. W ocenie Em (klik) Essence wycofuje teraz rzeszę bubli. Niestety, na wylocie znalazł się też odcień różu, który pokochałam od pierwszego użycia.
Róże Silky Touch są dostępne w ofercie marki chyba od początku. Pamiętam zachwyty sprzed kilku lat nad odcieniami Babydoll i Adorable. Sama nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania jednego z nich. Sytuacja zmieniła się, gdy przypadkiem trafiłam na promocję odcienia Sweetheart, o którym wcześniej nie słyszałam.
Nie przejdę do porządku dziennego, dopóki nie roztrząsnę wszystkich błahostek. Opakowanie produktu nie należy do najpiękniejszych. Sprawia wrażenie dość lichego, jednak od kilku miesięcy z powodzeniem mi służy. Pudełko jest pozbawione bonusów w postaci lusterek czy pędzelków.
Sam róż jest dość mocno sprasowany. Nie robi wrażenia kremowego (jak Celia), ale nie jest też tak twardy jak wypiekany Bourjois. Nie pyli się. W miarę nieźle przyczepia się skóry i dobrze do pędzla. Łatwo się nakłada i rozciera. Pigmentacja jest w sam raz - kosmetyk nie jest za mocny, ale też nie trzeba się specjalnie namachać, żeby dostrzec go na policzku. Nie zapycha.
Trwałość jest fantastyczna, potrafi utrzymać się nawet 12 godzin. Nie schodzi plackami, tylko delikatnie blednie.
Ekspresowo przebiegłam przez tę nudniejszą część dystansu, dlaczego teraz pozwolę sobie na rozwlekły poemat na temat koloru. Jasny, ciepły odcień różu fantastycznie komponuje się z moją ciepłą karnacją. Mimo, że kolor nie uderza po oczach, to jest widoczny na skórze. Znakomicie ożywia policzki. Nie jest całkowicie matowy, posiada delikatne drobinki, ale są one subtelne i nie rażą w świetle.
Cudowny kolor, świetny kosmetyk! Ubolewam nad tym, idealnym dla mnie, odcieniem, ale myślę, że kiedyś skuszę się na inny wariat z tej serii. Tani i dobry, w sam raz na oswojenie różowego potwora przez początkujących.
Niczego dzisiaj nie brałam, słowo :D. Po prostu nie chciałam po raz kolejny w ten sam sposób wałkować tematu wycofywanych produktów. W ocenie Em (klik) Essence wycofuje teraz rzeszę bubli. Niestety, na wylocie znalazł się też odcień różu, który pokochałam od pierwszego użycia.
Róże Silky Touch są dostępne w ofercie marki chyba od początku. Pamiętam zachwyty sprzed kilku lat nad odcieniami Babydoll i Adorable. Sama nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania jednego z nich. Sytuacja zmieniła się, gdy przypadkiem trafiłam na promocję odcienia Sweetheart, o którym wcześniej nie słyszałam.
Nie przejdę do porządku dziennego, dopóki nie roztrząsnę wszystkich błahostek. Opakowanie produktu nie należy do najpiękniejszych. Sprawia wrażenie dość lichego, jednak od kilku miesięcy z powodzeniem mi służy. Pudełko jest pozbawione bonusów w postaci lusterek czy pędzelków.
Sam róż jest dość mocno sprasowany. Nie robi wrażenia kremowego (jak Celia), ale nie jest też tak twardy jak wypiekany Bourjois. Nie pyli się. W miarę nieźle przyczepia się skóry i dobrze do pędzla. Łatwo się nakłada i rozciera. Pigmentacja jest w sam raz - kosmetyk nie jest za mocny, ale też nie trzeba się specjalnie namachać, żeby dostrzec go na policzku. Nie zapycha.
![]() |
Od lewej: Essence 50 Sweetheart Celia Róż nr 4 Wibo Róż z jedwabiem i wit. E nr 2 |
Ekspresowo przebiegłam przez tę nudniejszą część dystansu, dlaczego teraz pozwolę sobie na rozwlekły poemat na temat koloru. Jasny, ciepły odcień różu fantastycznie komponuje się z moją ciepłą karnacją. Mimo, że kolor nie uderza po oczach, to jest widoczny na skórze. Znakomicie ożywia policzki. Nie jest całkowicie matowy, posiada delikatne drobinki, ale są one subtelne i nie rażą w świetle.
Cudowny kolor, świetny kosmetyk! Ubolewam nad tym, idealnym dla mnie, odcieniem, ale myślę, że kiedyś skuszę się na inny wariat z tej serii. Tani i dobry, w sam raz na oswojenie różowego potwora przez początkujących.
Skład: Talc, Mica, Magnesium Carbonate, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Isostearyl Neopentanoate, Zinc Stearate, Tocopheryl Acetate, Glyceryl Caprylate, P-Ansisic Acid, Alumina, Tin Oxide, Phenoxyethanol, CI 15850, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77891.
Cena: ok. 11 zł/5g
Dostępność: Drogerie Natura, Hebe, wybrane Tesco, Super-Pharmy i Kauflandy
Ocena: 5/5