Quantcast
Channel: Czasami kosmetycznie
Viewing all articles
Browse latest Browse all 404

Bum-cyk-cyk i tralalala, czerwcowe śmieci na blog(a) wywalam

$
0
0

Bam! Czerwiec już się skończył (jakby ktoś, mimo dość późnej pory jeszcze nie do końca kontaktował), więc czas zajrzeć do torby ze śmieciami, która z dnia na dzień zaczyna mi zawadzać coraz bardziej. Ponieważ ostatnio potykam się o wszystko, o co tylko można, postanowiłam się szybko i sprawnie rozprawić z torbą z pustymi opakowaniami, bo jak znam życie, to i ona spróbowałaby mnie w końcu zabić. Bez dalszych wstępów, przejdę do konkretów.


Było: Yves Rocher Delikatny szampon z wyciągiem z hamamelisu - dostałam ten szampon w prezencie gwiazdkowym (na zasadzie, masz kasę, idź sobie coś kup :D), zaczęłam używać jakoś w marcu, a skończył się w połowie czerwca. Całkiem niezła wydajność była w dużej mierze zasługą pompki, którą dokupiłam. Ogromnie żałuję, że ten produkt już mi się skończył, moja skóra głowy go lubiła - nic mnie po nim nie swędziało, skóra nie śnieżyła wszystkiego dookoła. Panie w sklepie stacjonarnym twierdzą, że ten kosmetyk został wycofany, natomiast w e-sklepie nadal można go kupić, w dodatku został oznaczony jako "nowość". Przy okazji zakupów w YR warto wrzucić go do koszyka.

Jest: Yves Rocher Szampon oczyszczający z wyciągiem z pokrzywy - śmierdzi zielskiem, a na dodatek ten zapach utrzymuje się na włosach. Może uda mi się go zabić mocniej perfumowanymi odżywkami, bo to będą ciężkie miesiące.


Było: Iwostin Purritin Pianka oczyszczająca - kolejny z produktów, który towarzyszył mi przez dłuższy czas - dobrałam się do niego pod koniec stycznia (aż musiałam sięgnąć do notki z denkiem), a skończył mi się w połowie czerwca. Pianki używało się bardzo przyjemnie, kosmetyk dobrze oczyszcza twarz, a jednocześnie nie ściąga cery. Ciężko jest mi stwierdzić, czy wpłynął jakoś pozytywnie na stan cery, ale z pewnością jej nie zaszkodził. Z pewnością jeszcze do niego wrócę!

Jest: Pharmaceris A Łagodząca pianka myjąca - z kosmetykami produkowanymi przez marki Ireny Eris jakoś nigdy nie było mi po drodze. Czułam głęboką niechęć do Lirene i Pharmaceris, miałam wrażenie, że te produkty wyskoczą mi z lodówki i pogryzą w ręce, gdy będę chciała sięgnąć po serek wiejski. Postanowiłam sprawdzić fenomen tych marek na własnej skórze i z Lirene przytuliłam balsam brązujący (o stosowaniu którego nigdy nie pamiętam), a z Pharmaceris tę piankę. Na razie ją lubię, jest rzadsza od Iwostinu, który przypominał bardziej ubite na sztywno białka i jest bardzo łagodna - mogę sobie ją ładować do oczu wedle upodobania.


Było: Rimmel Rockin' Curves i Essence Get Big Lashes Volume Boost Waterproof - jeden i drugi specjalnie się nie wykazał. Obsługa Rimmela była katorgą, pogięta szczoteczka, wbrew intencjom producenta, wcale nie okazała się idealną parą dla rzęs. Nie dla moich. Essence spisał się lepiej, klasyczna, prosta szczotka to zawsze mniejsze zło niż takie jakieś połamane wymysły. Niestety, również nie spełnił obietnic jego twórców, bo okazał się nie do końca wodoodporny.
Recenzja Rimmela: KLIK
Recenzja Essence: KLIK

Jest; The Balm Cheater Mascara i Catrice Waterproof Top Coat - urocze, pomysłowe opakowania tuszu The Balm skrywa mało ciekawy produkt. Ot, tusz jak tusz, efektu wow nie ma. Szczególnie za taką cenę. Top Coat z Catrice to interesujący wynalazek - poszukiwania dobrego tuszu wodoodpornego jak na razie nie przyniosły większych rezultatów, więc postanowiłam "uwodoodpornić" zwykłe tusze. Na razie nie chcę się wypowiadać na jego temat, myślę, że napiszę o nim coś więcej za jakiś czas.


Było Isana Duch Gel Violet Passion i Ol Dusche Melone&Birne - ciągle nie mogę wyjść z szoku po zetknięciu się z tymi produktami. Niepojęte jest dla mnie to, jak marka mogła stworzyć tak skrajne produkty. Z jednej strony mamy fiołkowo-porzeczkowy żel, który koszmarnie wysusza skórę, a przez swoja konsystencję sprawia wrażenie popłuczyn po jakimś żelu. Natomiast po drugiej stronie ringu staje konkretny zawodnik - "żelowy"żel z dodatkiem olejków, który cudnie się rozprowadza i całkiem przyjemnie pachnie. Wynik? Melon i gruszka wygrywają przez nokaut. Pozostałym żelom Isany mówią stanowcze nie.

Jest: Nuxe Kremowy żel pod prysznic - ładnie pachnie, ma "żelową" konsystencję, czego chcieć więcej? Niższej ceny :).


Było: Oriflame Swedish Spa Exfoliating Body Scrub i Bielenda Fruit Bomb Arbruz Peeling do ciała - marmolada Oriflame z mikrymi drobinkami w środku nie zachwyciła mnie tak, jak oczarowała recenzentki na stronie Oriflame (kliku klik klikędy). Słaby peeling w dość wygórowanej cenie. Po Bielendzie z Biedronki cudów się nie spodziewałam. I rewelacji  nie było - moc cukrowych drobinek także została ugłaskana ślizgającą się parafiną. Szkoda.

Jest: Joanna Peeling do ciała gruboziarnisty Dojrzała marakuja - nie mam przekonania do czegoś w rodzaju żelu z peelingiem, ale mam cichą nadzieję, że to okaże się bardziej peelingiem :).


I co, zatkało kakao :D? Tym razem postawiłam na inną wersję (bo jest większa i była w promocji).


Było: AA Eco Balsam do ciała Dynia - cieniutki balsam w tłuściutkiej cenie. Gdybym kupiła go za tyle, ile wołają za niego w aptece, byłabym wściekła. Za 6 zł ten zawód aż tak nie bolał. Pełna recenzja do przeczytania TU.

Jest: BalneoKosmetyki Malinowe Masło do ciała - 100% masła w maśle, konsystencja jest fantastyczna! Zapach trochę mniej, bo bardziej niż malinę przypomina jeżynę, a tak naprawdę najbliżej mu do proszku do prania.


Było: Soraya Serum do ciała zapobieganie rozstępom - zarzucić mu niczego nie mogę, ale specjalnie pochwalić też nie. W każdym razie rozstępy na brzuchu mi się nie pojawiły w czasie jego stosowania :).

Jest: Ziaja Rebuild Reduktor cellulitu serum drenujące - moja mama jest fanką tej serii, mam nadzieję, że i u mnie jakiś efekt będzie.


Było: Purederm Exfoliating Foot Mask - ciekawy zabieg złuszczania skóry na stopach. Po kuracji myślę jednak, że jest z nim więcej zachodu niż to wszystko warte. Nie jestem przekonana. Notka powinna ukazać się niebawem.

Jest: BeBeauty Peeling do stóp i Avon Foot Works Intensive Callus Cream


Garść próbek, saszetek i miniaturek. Do kremu aloesowego z Exclusive wrócę zimą, bo zostawia taką warstwę ochronną, która sprawdzi się w chłody, a dodatkowo pachnie żelkami. Godna uwagi okazała się pro-regenerująca maseczka żelowa do twarzy, szyi i dekoltu z Eveline - cudnie nawilżyła skórę szyi. Szczególnie zalazł mi za skórę punktowy koncentrat korygujący z Tołpy, który cuchnął okropnie, rolował się i niczego nie zdziałał.

W czerwcu nie byłam może mistrzynią zużyć, ale udało mi się choć trochę zdziesiątkować próbkowe zapasy. A wam jak poszło?

Viewing all articles
Browse latest Browse all 404