Spotkałam się kiedyś z artykułem, którego autor dowodził, że blogi i vlogi mają niewielki wpływ na decyzje konsumentów i firmy powinny raczej inwestować w inne kierunki reklamy (zapewne w portalu, w którym pracuje ten redaktor), bo blogo- i vlogosfera to margines. Choć spora część z nas to płotki, są osoby, które naprawdę inicjują modę na dane produkty. W tym zakresie najbardziej mogą popisać się popularne vlogerki, ale także kilka blogerek. Wystarczy, że jedna z rzeszą widzów/czytelników coś napomknie, druga podchwyci, a reszta pójdzie w ich ślady.
Jakiś czas temu głośno zrobiło się o kremie Alantandermoline. Poleciła go jedna z dziewczyn kręcących filmy, za jakiś czas pokazała go kolejna i lawina ruszyła. Choć do internetowych hitów staram się podchodzić ostrożnie, to jednak tym razem ciekawość zwyciężyła i grzecznie podreptałam do apteki po to cudo.
Krem nie robi piorunującego wrażenia na wstępie. Nie uwodzi kolorowym kartonikiem, nie kusi uroczym słoiczkiem. Produkt znajduje się w, oszczędnej w ozdoby, miękkiej tubie, nad którą nie ma się co dłużej pochylać.
Kosmetyk miał być w założeniu lekkim kremem. Nie jestem pewna, do czego to ma się odnosić. Jeżeli w założeniu producenta ta lekkość miała odnosić się do formuły, to nie do końca mu się udało. Może i ten krem jest lżejszy niż jego tłusty i półtułsty brat, ale taki całkiem light to on nie jest (coś jak majonez light - niby trochę odtłuszczony, ale to nadal majonez :D). Krem ma konsystencję jak balsam do ciała - łatwo go rozprowadzić, ale nie znika od razu ze skóry. Nie wchłania się do matu, pozostawia takie satynowe wykończenie. Mam wrażenie, że tworzy taką delikatną, ochronną warstwę - nie jest to jakiś uparty film, ale czuję go, gdy dotykam skóry. Nie podrażnia ani nie zapycha, nie roluje się pod makijażem.
Czy jego działanie faktycznie powala na kolana? Nie. To przyjemny krem, choć nie idealny. Po pierwszej aplikacji myślałam, że złapałam Boga za nogi - policzki sprawiały wrażenie tak nawilżonych, że myślałam, że zaraz zaczną pryskać wodą. Jednakże Alantandermoline to nie jest krem głęboko nawilżający - po pewnym czasie uczucie porządnego "nasycenia" cery mija. Nie twierdzę, że skóra jest sucha, ale z pewnością nie tak przyjemnie nawilżona.
Myślę, że byłabym zachwycona tym kremem, gdybym miała 18-20 lat. Teraz potrzeby mojej cery są trochę inne - nadal sprawia mi syfiaste problemy, ale jest jednocześnie bardziej "spragniona". Wydaje mi się, że będzie to dobry krem dla osób z cerą mieszaną i tłustą, których skóra nie jest nadmiernie odwodniona i poszukują one produktu nawilżająco-ochronnego. Czytałam jednak też opinie, w których pieśni pochwalne tworzyły "sucharki". Za taką cenę warto spróbować na sobie.
Skład: Aqua, Panthenol and Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol and Polysorbate 60, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Octyldodekanol. Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-8, Allantoin, Dimethicone, Ethylparaben, Methylparaben, Propylparaben, Citric Acid.
Dostępność: apteki
Ocena: 3,5-4/5