Gdyby dbanie o siebie było kierunkiem studiów, którego byłabym słuchaczką, to na sto procent miałabym warunek na warunku z pielęgnacji ciała. Koncertowo oblałabym ćwiczenia z peelingu i wykład z nakładania balsamu. Cóż, w końcu wytatuowałam sobie "leń" na czole. Ponieważ za odsłanianiem ciała nie przepadam i najchętniej przez życie przeszłabym w worku pokutnym, ja i skóra mamy różne wyobrażenia na temat pielęgnacji. Czasem ciało da mi do zrozumienia, że ono się na takie traktowanie nie zgadza i w tym związku to ja powinnam stawać na rzęsach. Potrafi mi tak dać do wiwatu, że nie mogę się zebrać przez jakiś czas. Zwykle wtedy zaczynam szukać ratunku na wszelkie możliwe sposoby i z czeluści szaf i szuflad na światło dzienne wychodzą różne specyfiki. W czasie jednej z takich katastrof dobrałam się do oleju kokosowego Organique.
Wiele dziewczyn sięga po ten apetycznie pachnący olej (kokosanki, mniam, nie żaden kokosowy Ludwik jak Vatika) w celu nacierania nim włosów - stosowanie go w takiej postaci jest bardziej popularne. Moje włosy nie przepadają za kokosem, dostają wręcz białej gorączki, dlatego rzeczonym kosmetykiem namiętnie nacierałam ciało.
Organique upchało olej kokosowy w słoiczek. To rozwiązanie, które jest jednocześnie dobre i złe. Odpowiednie z tego powodu, że prawie zawsze jesteśmy w stanie wydobyć produkt. Natomiast nie do końca trafione z tego względu, że gdy olej przybierze właściwą formę (czyli płynną), to bardzo łatwo go wylać. Nie dogodzisz :).
Olej koksowy ma to do siebie, że rozpuszcza się w ok. 23-26 stopniach. W niższej temperaturze ma formę stałą, która nie chce współpracować. Gdy olej zrobi się płynny rozprowadzanie go nie stanowi najmniejszego problemu, ślizga się po skórze jak każda oliwka. Z racji swojej tłustości wchłania się wieki - czasem nie wystarczył odcinek serialu na to, żeby moja skóra go wypiła. To nie jest kosmetyk, który można radośnie zaaplikować tuż przed założeniem ubrań.
Czy to długie czekanie na wchłonięcie produktu jest warte efektów? Jak najbardziej. Olej kokosowy znakomicie sprawdził się na moich łydkach, które stroiły fochy i z których wręcz sypała się skóra. Po zastosowaniu tego kosmetyku skóra stała się gładka, przyjemna w dotyku i taka... mięsista. Co więcej, taki stan utrzymywał się także na drugi dzień po aplikacji - osładzało to trochę nielubianą czynność. Łydki zaczęły wyglądać normalnie, a nie jak ser, który jest w zmowie z tarką.
Tym razem na koniec zostawiłam sobie małe dywagacje na temat ceny. Wiem, wiem, nie powinno się patrzeć na kosmetyk głównie przez pryzmat ceny, ale w tym wypadku marudzenie na jej temat uważam za wskazane. Za 100 ml tego specyfiku Organique woła aż 42 zł (200 ml kosztuje ponad 70 zł). Kosmetyk posiada certyfikat Ecoceret, ale mimo wszystko cenę uważam za dość wygórowaną - w sklepach z półproduktami olej kokosowy nierafinowany można znaleźć za około 15 zł (200 g), markowy olej (Khadi) kosztuje 40 zł za 270 g, a za 89 zł kupimy 823 g organicznego nierafinowanego oleju kokosowego z pierwszego tłoczenia (Nutiva). Cena Organique, w odniesieniu do pojemności, jest więc, w moim odczuciu, trochę przesadzona. Mam nieodparte wrażenie, że w tym przypadku płaci się za markę. A może za ten certyfikat (w końcu uzyskanie go podobno nie jest tanie)? Dajcie znać, co o tym myślicie.
Przygodę z olejem kokosowym uważam za udaną. Z pewnością ją jeszcze kiedyś powtórzę. Moja skóra polubiła jego działanie, a ja może kiedyś przyzwyczaję się do jego oswajania.
Cena: 42 (72) zł/100 (200) ml
Dostępność: salony Organique
Ocena: 4/5