Sporo o mnie już wiecie. W ponad trzech setkach notek przekazałam wam piękny obraz siebie samej. Zdradziłam chyba wszystkie najgorsze cechy charakteru - wiecie, że jestem ciapą, chomikiem, zakupoholiczką i żarłokiem. Cudnie, po prostu rewelacja, człowiek powinien się prezentować od najlepszej strony. Jak takową u siebie znajdę, to na pewno się od niej pokażę :D.
Dziś zamierzam trochę jeszcze zdradzić o sobie. Nie znoszę wyjazdów. Chociaż nie, same podróże lubię (szczególnie pociągiem). Miejsca docelowe również - inaczej żadna siła nie wygoniłaby mnie z domu. Nie cierpię za to przygotowań do wycieczek. Słabo mi się robi na widok mojej małej walizki. Primo - ta mydelniczka jest za mała, jak na moje potrzeby, secundo - kto to będzie nosił :D?
Prawdziwą klęskę, gdy idzie o pakowanie, ponoszę w kwestiach kosmetycznych. Lubię brać dużo - trzeba być przecież przygotowanym na każdą sytuację! Ostatnim razem, gdy wybrałam się w podróż, kosmetyczka zajęła pół walizki. A była w niej tylko pielęgnacja. Druga, z przyborami do makijażu, z trudem zmieściła się do torebki. O nie, dość tego dobrego, czas się trochę ogarnąć i ograniczyć swoje zapędy!
Jutro wsiadam do niebylejakiego pociągu i sunę w Polskę na kilka dni, dlatego pomyślałam, że napiszę, co tym razem postanowiłam ze sobą zabrać.
Kosmetyczka w wersji minimalistycznej jest trochę oszukana. Jadę do rodziny i część kosmetyków (szampon, żel pod prysznic, odżywka, płyn micelarny, balsam do ciała) podkradnę. Poniżej zaprezentuję to, bez czego nie będę mogła się obejść (a przynajmniej mi się tak wydaje :D).
Zawsze na czas podróży przygotowywałam sobie kilka odcieni szminek i błyszczyków z mojej pokaźnej kolekcji. Dodatkowo zabierałam balsam do ust. Postanowiłam zmniejszyć ilość smarowideł do ust i wziąć tylko JEDNO. Błyszczyk z Clinique daje delikatny malinowy kolor, a do tego przyjemnie nawilża usta.
W szufladzie znalazłam próbkę podkładu Vichy Aera Teint Pure. Mam nadzieję, że starczy mi na 3 razy. Obawiam się koloru, 23 Ivory może być za jasny. Jeżeli będzie - no trudno, najwyżej pójdę bez. Kto mnie tam zna :D.
Do zakrycia większego fufna, a takie na pewno się pojawi, potrzebny będzie korektor. Do zamówionego podkładu z Amilie dostałam próbkę korektora w odcieniu Light. Jest ciut zbyt jasny i beżowy, ale nie odznacza się w bardzo widoczny sposób, a duże gule kryje naprawdę świetnie. Jakby firma miała w swojej ofercie korektor wpadający bardziej w żółć (ale nie całkowicie żółty) na pewno zamówiłabym pełen wymiar.
Ponieważ dzień zaczynam od posmarowania kanapki masłem i nałożenia na twarz smalcu ze skwarkami, muszę przypudrować trochę twarz, żeby nie oślepić innych swoim blaskiem. Mam nadzieję, że puder z Amilie nie zrobi mi krzywdy i uzyskam z jego pomocą zadowalający mat.
Moje kości policzkowe od dawna są poszukiwane listem gończym. Czekając na wieści od organów ścigania, muszę je sobie domalować samodzielnie. Trochę różu mineralnego Annabele Minerals w odcieniu Nude, na pewno mi w tym pomoże. Dziwię się sobie, że zakopałam w koszyku tak piękny kolor. Cóż za niedopatrzenie, muszę go chyba przylepić do laptopa :D!
Cień do powiek właściwie nie jest mi potrzebny. Jak znam życie, to i tak po niego nie sięgnę. Ale tak w razie czego wrzucę do kosmetyczki malucha EDM In the garden i próbkę bazy pod cienie Smashbox.
Najbardziej dumna jestem z ograniczenia ilości pędzli. Biorę jeden do twarzy oraz jeden do korektora i oczu. Przy pomocy pędzla do pudru i różu z Essence nałożę, jak firma przykazała, puder i róż. Klasyczna kuleczka do smokey eyes najpierw posłuży do aplikacji korektora, a potem roztarcia cienia na powiece. Jestem geniuszem zła, nie :D?
W kwestiach pielęgnacyjno - zapachowych nie będzie już tak dobrze. W wersji mini udało mi się znaleźć jedynie 3 kosmetyki.
Dolce&Gabbana Light Blue to jeden z zapachów, które bardzo lubię. Podoba mi się trochę mniej niż bardziej landrynkowe Moschino I love love, ale mimo to lubię nim pachnieć. To jedyna próbka perfum, jaką w obecnej chwili posiadam - nie liczę tu Chanel No 5, których próbkę zawsze noszę w torebce zamiast gazu pieprzowego, tak na wrogów :D.
Z torebki eksmitowałam tymczasowo krem z Czterech Pór Roku, a na jego miejsce wrzucę jedną z miniaturek L'occitane - chwyciłam tę z masłem shea, najbardziej kultowy produkt marki. Zobaczymy, czy ten krem jest aż tak dobry, jak go malują.
Zrezygnowałam także z brania pełnowymiarowego kremu do twarzy na dzień, nie mam na stanie takiego, z którym nie potrafiłabym się rozstać. Na spotkaniu blogerek w sierpniu dostałam maleńki krem Vitality by M, który zimę spędził czekając na lepsze czasy. Teraz będzie miał swoją premierę i liczę, że nie zrobi mi na twarzy masakry.
Teraz przyszła pora na kosmetyki i akcesoria, które wewnętrzny głos kazał mi zabrać w pełnej krasie.
Niby to zwykły kawałek plastiku z kolcami, ale jakoś nie mogę się obyć bez Tangle Teezera. Nie potrafię się już czesać "zwykłymi" szczotkami i grzebieniami, wydaje mi się, że bardzo opornie suną po włosach.
Krem pod oczy to produkt, który odkryłam rok temu i w którym ciągle jestem zakochana. Aktualnie używam tego z dziką różą z AA Eco.
Krem Baikal Herbals Detox to idealny krem na noc dla problematycznej cery. Moja skóra go kocha. Jak tylko znajdę go w rozsądniej cenie, to zrobię chyba zapas na rok (notatka do siebie: miałaś nie robić zapasów, kretynko!).
Moja ciocia uwielbia markę AA i w jej łazience zawsze jest płyn micelarny z ich stajni. Nie podzielam jej miłości do miceli AA, ewentualnie mogę zmyć nimi oczy, ale do przemywania twarzy zabieram swój smrodliwy tonik AA Therapy Trądzik - ładnie domywa, nie lepi się i nie pieni, jak jego micelarni bracia.
Nie wyobrażam sobie makijażu bez pomalowanych rzęs i trochę uporządkowanych brwi, dlatego obowiązkowo pakuję ulubiony tusz Hean Black Elixir oraz kredkę Catrice 020 Date with Ash-ton.
Do zdjęcia zapomniałam zabrać antyperspirantu, ale jest on tak zły, że nie zasłużył na pamiątkową fotkę :D.
Mam nadzieję, że diabeł mnie nie podkusi i nie dorzucę jakiś pierdół. Jak wygląda wasza kosmetyczka na wyjazdy? Nosicie ciężary, czy raczej staracie się rozsądnie pakować?