Quantcast
Viewing all articles
Browse latest Browse all 404

Mała odwilż w łazience, czyli zużycia lutowe


O tym, że zbieram kosmetyki, chyba nie muszę nikogo przekonywać. Nowości, ładne etykietki, ciekawe opakowania skutecznie przyciągają moją uwagę. Lubię też robić zapasy. Ponieważ jednak idzie wiosna, wdrożyłam przedwiosenne porządki także w łazience. Na razie zmiana warty ciągle trwa, ale co nieco udało mi się już pożegnać. Staram się systematycznie osiągać dno.

W tym miesiącu moje progi opuściły następujące produkty:


Było: Garnier Mineral InvisiCalm - ulubiony antyperspirant wszech czasów, który spełniał dwa podstawowe wymogi: chronił i ładnie pachniał. Jednak w każdy, nawet najbardziej trwały związek wkrada się nuda, dlatego zdecydowałam się zaszaleć i zmienić sprawdzony produkt na kosmetyk innej marki i w innej formie.

Jest: Nivea Invisible for black&white Clear - oj, z tym panem to będzie tylko krótki romans, w dodatku niezbyt udany.


Było: Soraya Peeling morelowy ultraoczyszczający - bardzo często obiecuję sobie, że nie będę kupowała kosmetyków w wielkich opakowaniach. Zwykle coś, czego jest dużo, szybko mi się nudzi. Część z was pewnie zastanawia się, czemu uważam pojemność 200 ml za sporą i o czym w ogóle bredzę. Może taka ilość w przypadku peelingu do ciała, którym traktujemy sporą powierzchnię nie jest powalająca, tak jednak jeżeli chodzi o peeling do twarzy jest to sporo. Peelingiem z Sorayi ścierałam się naprawdę długo. Wystarczająco, żeby się znudzić. Nie jest to zły produkt, przeciwnie, ma bardzo dobre działanie ścierające, ale jakoś nie mogłam już go dłużej znieść. (pełna recenzja)

Jest: Dax Perfecta Oczyszczanie Peeling drobnoziarnisty - długo zastanawiałam się nad zastępcą dla Sorayi i padło na Daxa. Miałam duży problem w wyborze wariantu, nie mogłam się zdecydować między peelingiem drobno- i gruboziarnistym. Mając na względzie naczynka na skrzydełkach nosa, wybrałam wersję z mniejszymi drobinkami. Mam nadzieję, że mimo to produkt okaże się skuteczny pod względem ścierania naskórka.


Było: Noni Care Anti-ageing eye cream - dopiero zaczął się rok, a już mam poważnego pretendenta do Złotej Maliny Kosmetycznej 2013/Bubla roku. Krem pod oczy okazał się totalnym nieporozumieniem. Ze względu na fakt, że bardziej szkodził niż pomagał wymagającej nawilżenia skórze pod oczami, po około połowie opakowania go odstawiłam. Jednak żal mi było wyrzucić tę małą tubkę. Dlatego zdecydowałam się wysmarować Noni pancerne, suche jak pieprz łydki... Po spotkaniu z kremem Noni zaczęły mnie piec! Koszmar, trzymajcie się od niego z daleka! Pełną recenzję znajdziecie TU.

Jest: AA Eco Dzika róża krem pod oczy


Było: Balea Pflegedusche Kirsch- und Mandelduft - ze względu na sporą popularność makaronikowej serii na blogach, zdecydowałam się też na zakup drugiej wersji zapachowej, która była w ramach tej linii dostępna. Żel z figą i czekoladą (kliknij, aby przeczytać recenzję) nie zachwycił mnie, ale jego wiśniowo-migdałowy brat podbił moje serce. Głównie zapachem, bo właściwości myjące są dość przeciętne. Żel ma naprawdę cudowny aromat - prawdziwie wiśniowy (migdał czułam tylko w butelce). Myje dość przeciętnie - różnicę zauważyłam po przerzuceniu się na Palmolive, który znacznie lepiej oczyszcza.

Jest: Palmolive Refreshing Moment - ten pan swoim okropnie chemicznym pomarańczowym zapachem aż drapie w nos i gardło. Jednak mimo niezbyt udanej kompozycji zapachowej, muszę przyznać, że to dobry produkt do mycia.


Było: Neutrogena Fast Absorbing Hand Cream - zdecydowanie radzę usunąć producentowi z nazwy słowo "fast", samo "absorbing" wystarczy. Bo ten krem kiedyś się wchłania, ale na pewno nie szybko. Link do pełnej recenzji.

Jest: Wiecie, że zbieram kremy do rąk. Tak wygląda moja kolekcja teraz :)

Płatki Lilibe z Rossmanna to moje ulubione płatki. Od kilku miesięcy używam ich namiętnie i po zużyciu jednego opakowania, niezwłocznie kupuję kolejne ;).

Kosmetykiem, który nie znalazł swojego zastępcy, jest szampon Nizoral. Choć właściwie nie jest to wyłącznie produkt kosmetyczny, ponieważ ma on głównie właściwości lecznicze. To drogi produkt (100 ml to koszt ok. 40 zł), ale jest niezastąpiony, gdy moja skóra głowy zaczyna mieć głupawkę. Na pewno będę jeszcze do niego wracać, choć może wybiorę saszetki.

Luty nie obfitował u mnie w zużycia, ale mam nadzieję, że marzec okaże się ciut lepszy. A jak u was wygląda pozbywanie się zapasów?

Viewing all articles
Browse latest Browse all 404