Halo, czy jest tu kto?
Mam nadzieję, że pojawił się element zaskoczenia i choćby przez przypadek przejdziesz tutaj ze swojej listy czytelniczej.
Nie zamierzam się gęsto tłumaczyć, ale... (wszystko, co przed "ale" się nie liczy, prawda?). Przerwa w nadawaniu nie była zaplanowana. Tak wyszło, po prostu. Perypetie życiowe i przemyślenia pseudopsychologiczne raczej nikogo nie zainteresują... Chociaż muszę przyznać, że zdziwiłam się przy przeglądaniu blogrolla - u mnie jakby czas się zatrzymał, niektórzy wykorzystali go na zmiany. Mniejsza z tym.
Zawiesiłam swoją blogową przygodę mało przyjemnym postem. Niefortunnie? Wręcz przeciwnie, uwielbiam sączyć jad. Pomyślałam więc, że tak źle jak skończyłam, tak źle zacznę. W ostatnim czasie trafiałam raczej na niezłe lub wręcz bardzo dobre produkty. Ale napatoczyły się takie dwa, które znów sprawiły, że palce zapragnęły bez opamiętania walić w klawiaturę. To ruszamy z kopyta!
Jeszcze nie tak dawno temu, Neutrogena była obecna na półkach polskich drogerii jedynie na półkach z pielęgnacją ciała. Balsam? Proszę bardzo. Krem do rąk? Tutaj. Marka oferuje jednak nie tylko kosmetyki do ciała, ale również do pielęgnacji twarzy, produkty do makijażu oraz preparaty z ochroną przeciwsłoneczną. Od kilku lat przymierzałam się do różowej serii Neutrogeny, kilkukrotnie lądowała na mojej liście zakupów w sieci DM, jednak zawsze z nią coś wygrywało. Nieoczekiwanie rok temu, upatrzona grepfrutowa linia pojawiła się w Rossmannie. Gdy po świętach znalazłam przeceniony zestaw świąteczny, szybko pobiegłam z nim do kasy.
Stara blogowa prawda głosi, że trudno dostępny kosmetyk kusi bardziej. Szczególnie, gdy zbiera dobre noty.
W tym miejscu mogłabym wkleić jakiś humorystyczny obrazek z cyklu "oczekiwania vs. rzeczywistość". Cóż, to nie jest dobry produkt. Przynajmniej nie dla mnie. Od kosmetyku do mycia twarzy oczekuję skutecznego działania oczyszczającego. Neutrogena myje, ale nie domywa. Poległa w starciu z balsamem myjącym Czarszki, z którym cudownie rozprawiał się żel Skin79 - wyskakiwały mi ropne gule jakich daaawno nie widziałam. Przy samodzielnym stosowaniu żel dawał wrażenie odświeżenia skóry, zdzierał nagromadzony tłuszcz, pozostawiając skórę skrzypiąco suchą, ale nie domywał makijażu, co brutalnie objawiał płyn micelarny.
Zalety? Kwestie marginalne - opakowanie z blokowaną pompką, różowy kolor i zapach (chemiczno - łazienkowy grejpfrut, ale mnie odpowiadał).
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Lauryl Glucoside, Sodium Lauroamphoacetate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-10 Methyl Glucoside Dioleate, Salicylic Acid, Benzakonium Chloride, C12-15 Alkyl Lactate, Cocamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate, Citrus Grandis Fruit Extract, Sodium Benzotriaolyl Butylphenol Sulfonate, Polysorbate 20, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Citric Acid, Parfum, CI 16035, CI 60725.
Cena: ok. 18 zł/200 ml
Dostępność: Rossmann, Tesco
Bell Water Extreme Waterproof Eyeshadow 01 i 04
Historia zapewne znana każdej szanującej się maniaczce kosmetyków: idzie taka gwiazda po prozaiczne sprawunki (papier toaletowy czy inne worki na śmieci), a tu nagle staje jak rażona piorunem. MUSZĘ TO MIEĆ! I wychodzi ze sklepu ze swoją zdobyczą, zazwyczaj bez tego, po co przyszła. Znacie to? Na pewno. Moja historia wyglądała podobnie, z drobną różnicą - udało mi się zrealizować listę zakupów. Brawo ja.
Niestety nie mogę sobie pogratulować zakupu tych cieni. Kręciłam się koło szafy Bell dobry kwadrans, zanim się zdecydowałam. Skusiły mnie nie tylko obłędne kolory, obok których tak trudno jest przejść obojętnie, ale i to, że te dwie namalowane linie trzymały się jak tatuaż. Zapomniałam o podstawowej sprawie - sucha skóra dłoni trochę różni się od tej tłustej na oku. Przystąpiłam do testów i... klops. Osoby odpowiedzialne za wypuszczenie tego produktu powinny dostać własny kocioł w piekle. Podgrzewany na dwóch palnikach. Te cienie parują! Naprawdę! Nie zbierają się w załamaniach, one po prostu znikają! Plackami! I to niezależnie od tego, czy wylądują na bazie, czy też na gołej powiece.
Wodoodporne, dobre sobie. One nawet nie są powietrzoodporne!
Image may be NSFW. Clik here to view. ![]() |
01 i 04 - piękne, ale cóż z tego? |
Skład: Cyclopentasiloxane, Trimethoxysilicate, Mica, Cera Microcristallina, Cyclohexasiloxane, Copernicia Cerifera Cera, Isocetyl Stearoyl Stearate, C10-18 Triglycerides, Cera Alba, Tocopherol Acetate, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Glyceryl Caprylate, PEG-8, Citric Acid, BHT
(May contain: CI 75470, CI 77491, CI 77499, CI 77510, CI 77891, Silica, Synthetic Fluorphlogopite, Tin Oxide)
Cena: 7,99 zł
Dostępność: szafa Bell w Biedronce
Od razu lepiej. Mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie niedociągnięcia. Liczę, że uda mi się wpaść w blogowy rytm i będzie mi to sprawiało przyjemność. A co tam u Was słychać? Przy okazji chciałabym zaprosić na moje konto na Instagramie (@czasamikosmetycznie) - oglądanie obrazków mnie wciągnęło i tam jestem na bieżąco. Do następnego!