Rynek kosmetyków nie znosi stagnacji. Co chwilę zmieniają się trendy makijażowe, do realizacji których niezbędne są nowe typy produktów, kolory, wykończenia, narzędzia... Dlatego nie warto się zbytnio przywiązywać do obecnej zawartości kosmetyczki, bo można się zdziwić. Firmy rozmaicie podchodzą do mody, jedne decydują się na wprowadzanie edycji limitowanych, inne wymieniają poszczególne gamy produktów, jeszcze inne działają dwutorowo (szczególnie tańsze marki). Podobno zmiany są dobre. Nie zawsze. Czasem bolą mnie te wieczne roszady na półkach, ale jest coś gorszego niż zwyczajne wycofanie ulubionego odcienia różu. Tego słowa nienawidzą wszyscy perfumoholicy, a i kosmetykoholicy powinni zacząć przed nim drżeć - reformulacja. Co to takiego? Prosty sposób na nabijanie klientów w butelkę - sprzedajemy ludziom zupełnie inną rzecz, udając, że to to samo, co znają do tej pory. Jakie rodzi to niebezpieczeństwo? Takie, że produkt po zmianach może być gorszy od pierwotnej wersji.
Gdy ktoś kilka lat temu pytał o dobrą bazę pod cienie, w odpowiedzi zwykle słyszał jedną z dwóch wersji: Artdeco albo Lumene. Obie kultowe, obie fantastyczne. Podobno. Z Artdeco nie miałam przyjemności, Lumene kupiłam cioci z tłustą i opadającą powieką - była zachwycona. Postanowiłam sprawić sobie własny egzemplarz i poleciałam do Super-Pharm. Coś mi się nie zgadzało, zapamiętałam inne opakowanie, ale mimo to wzięłam. Po powrocie do domu i sprawdzeniu KWC okazało się, że zakupiony produkt to trzecia wersja bazy pod cienie Lumene. Dwie pierwsze były uważane za doskonałe. A ta? Do trzech razy sztuka, tę chyba w końcu udało im się zepsuć. Gratulacje.
Bazy pod cienie pakowane są w jeden z dwóch typów opakowań: słoiczek albo tubkę. Lumene postawiło na tubkę, co jest rozwiązaniem bardziej higienicznym, ale nie pozwala tak panować nad wydobyciem jak słoiczek. Zasadniczo nie ma się jednak czego przyczepić.
Lumene w kosystencji przypomina Kiko (pseudonim artystyczny Zoeva). Właściwie mogłabym przekleić to, co napisałam w recenzji tamtego produktu. Baza łatwo się rozprowadza, sunie po powiece, pokrywając ją równomiernie. Ma żółty kolor i delikatnie rozjaśnia ciemniejszą skórę powiek. Nie zauważyłam, żeby znacząco wpływała na komfort pracy z produktami, w szczególności ułatwiała ich rozcieranie.
Baza znakomicie podbija kolor i wykończenie cieni. Kolory zdecydowanie zyskują na intensywności. Błyszczące cienie, które na gołej skórze nie prezentują się oszałamiająco, zaaplikowane na Lumene świecą pełnym blaskiem. I cóż z tego?
Wadą, która w moich oczach (i na nich) dyskwalifikuje ten produkt to jego działanie w najważniejszej kwestii, czyli przedłużanie trwałości makijażu. Maluję się o 5 rano, godzina 9 to naprawdę nie jest ta chwila, w której ma ochotę poprawić zrolowany cień. Mniej więcej 4-5 godzin komfortowego noszenia i potem prawie wszystko w załamaniu. Właściwie niezależnie od warunków atmosferycznych. Dziękuję.
Po ostatnich wtopach z bazami, zaczęłam podejrzewać, że to może ze mną jest coś nie tak. Ale trafiła się przecież perełka wśród tej mizerii - przecież pozytywnie zaskoczyło Wibo. Karierę wróżę też Inglotowi - w piątkowym skwarze spokojnie utrzymał cień do 17. Można? Można.
Skład: Cyclopentasiloxane, Nylon-12, Cyclohexasiloxane, C20-40 Acid, Jojoba Esters, Boron Nitride, Aluminium/Magnesium Hydroxide Stearate, Polyethylene, Phenoxyethanol, Rubus Chamaemorus Seed Oil, Lauroyl Lysine, Dimethicone/Vinyldimethicone Crosspolymer, Ethylhexylglycerin, PEG-8, Tocopherol, Perfluoroctyl Triethoxysilane Hippohae Rhamnoides Oil, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Helianthus Annuus Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Może zwierać: Mica, CI 77491, CI 7749, Ci 77499, CI 77891.
Cena: ok. 34-50 zł/5 ml
Dostępność: Super-Pharm (wybrane sklepy; we Wrocławiu - Magnolia Park), Lady Makeup, ezebra, ekobieca
Ocena: 2,5/5