Stali bywalcy pewnie wiedzą, że dużym sentymentem darzę marki niemieckiej firmy Cosnova, swego czasu szalenie popularne Essence i Catrice (ich "gwiazda" w ostatnich latach nieco przygasa, ale wciąż mają rzeszę wiernych fanek, gotowych na maraton po mieście za nowymi edycjami limitowanymi). Sama coraz rzadziej zerkam w stronę Essence, ale czasem zdarza mi się majstrować przy Catrice. Podczas ostatniej promocji w Hebe, do koszyka wpadł mi produkt, który cieszy się dobrymi opiniami - błyszczyko-balsam inspirowany kosmetykiem Clarins uwiódł niejedną maniaczkę kosmetyków. Czy ze mną poszło mu tak łatwo? Zapraszam do dalszej lektury, którą jak zwykle rozpocznę od opisu opakowania.
Aplikator jest dość nietypowy jak dla produktu do ust w tubce. Zapewne każda z nas kojarzy te ścięte (albo zaokrąglone) końcówki z dziurką. Tymczasem Catrice również postawiło na "skosy", ale zamiast twardego, gołego plastiku zdecydowali się na bonus w postaci przyjemnej dla ust gąbki. Rozwiązanie nietypowe, ciekawe, ale chyba trochę mniej higieniczne niż to klasyczne, z dziurką. Gąbki nie można zdjąć, a raz na jakiś czas wypada ją umyć (tymczasem plastik wystarczyło lekko przetrzeć). Warto to zrobić, ponieważ gdy nagromadzi się na niej produkt, to nie wygląda (i nie pachnie) zbyt przyjemnie.
Formułę błyszczyko-balsamu też mogę zaliczyć do atutów tego produktu. Nie jest to typowy klejuch, Catrice rozprowadza się na ustach jak balsam (mniej więcej jak taki Carmex w tubce minus chłodzenie). Chociaż producent oszczędził nam efektu Kropelki, nie oznacza to jednak, że błyszczyk jest obojętny dla kącików ust (lekko je łapie) i włosów (też lubi je "przytulić"). Kosmetyk jest słodki w smaku i równie apetycznie pachnie, dzięki czemu jakoś tak miło się go stosuje. Na razie nie jest źle, prawda? To jedziemy dalej.
Uparcie nazywam ten kosmetyk błyszczyko-balsamem, chociaż producent twierdzi, że to "upiększający wygładzający balsam do ust". Balsam do ust, pfffffffff, też mi coś. Co prawda każdy ma inne preferencje, ale wydaje mi się, że większość osób, która marzy o balsamie do ust, będzie miała na myśli kosmetyk, który będzie pielęgnował wargi (nawilżał albo odżywiał, albo jedno i drugie). Zgadza się? Tymczasem Catrice WYSUSZA. Chyba nie to tygryski lubią najbardziej, prawda?
Minusem jest też trwałość tego produktu. Nie linczujcie mnie, wiem, że to nie tint, ale chyba godzina na ustach bez jakichkolwiek atrakcji w postaci rozmów, jedzenia i picia, to chyba trochę mało. Wybaczyłabym, gdyby ta marna trwałość była rekompensowana świetnymi walorami pielęgnacyjnymi. Tymczasem po tej godzinie jestem szczęśliwa, że to dziadostwo zniknęło i mogę przystąpić do akcji ratunkowej.
Na deser zostawiłam sobie kolor. Cała seria inspirowana jest "french manicure", więc wszystkie trzy odcienie są dość przejrzyste. Ja wybrałam ten najbardziej intensywny, różowy 030 Cake Pop. Kolor jest naprawdę ładny, bardzo delikatny, nie sposób mu odmówić uroku.
Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Nie wszystko będzie dobre dla każdego. Chociaż na temat tego produktu pojawiło się wiele pieśni pochwalnych, ja mu laurki nie wystawiam i gorąco odradzam.
Skład: POLYBUTENE, PARAFFINUM LIQUIDUM (MINERAL OIL), OCTYLDODECANOL, SORBITAN OLIVATE, C12-15 ALKYL BENZOATE, SILICA DIMETHYL SILYLATE, MICA, SILICA, BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA BUTTER), MYRISTYL LACTATE, SIMMONDSIA CHINENSIS (JOJOBA) SEED OIL, TOCOPHERYL ACETATE, ZEA MAYS (CORN) STARCH, SODIUM POTASSIUM ALUMINUM SILICATE, SACCHARIN, BHT, ALUMINA, ALUMINUM HYDROXIDE, TIN OXIDE, AROMA (FLAVOR), PHENOXYETHANOL, CI 15850 (RED 7 LAKE), CI 73360 (RED 30 LAKE), CI 77491, CI 77492, CI 77499 (IRON OXIDES), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE).
Cena: 14,99 zł/9 ml
Dostępność: Drogerie Natura, Hebe, wybrane Super-Pharmy i Kauflandy
Ocena: 2/5