Wielokrotnie napomykałam, że uwielbiam kosmetyki do ust, choć te moje dwie kreski nie są wielkim atutami (nie są ani wielkie, ani nie są atutami; taki skrót myślowy). Uważam jednak, że nawet o takie cudaki natury (nie mylić z cudami) trzeba jakoś zadbać.
Gdy jestem na zakupach, zawsze zerkam na wieszaki z produktami do ust. Chwytam i oglądam każdą nowość, w nadziei, że znajdę coś dla siebie. Do tej pory udało mi się trafić na świetny balsam Nuxe i masę innych, przeciętnych mazideł-smarowideł. Jakiś czas temu przeczytałam pozytywną opinię Hexx o balsamie z Tołpy, więc przy kompletowaniu prezentu gwiazdkowego dla siebie postanowiłam wcisnąć do paczki ten kosmetyk.
Seria Botanic cechuje się naprawdę piękną szatą graficzną. Jak nie lubię kwiatków (chyba że są z czekolady i znajdują się na torcie), tak przyznaję, że te kosmetyki cieszą oko. I to byłoby na tyle w kwestii zalet związanych z opakowaniem. Balsam znajduje się z prostym plastikowym słoiczku, który nie jest specjalnie piękny. Kosmetyk nie należy do najtańszych, dlatego uważam, że producent mógłby się postarać bardziej - nie twierdzę, że słoiczek powinien być puzderkiem, ale mógłby być choć odrobinę bardziej porządny (mnie pękła nakrętka).
Konsystencja kosmetyku jest początkowo dość zbita, przypomina zimne masło. W miarę używania produkt robi się coraz bardziej smarowny (jak stopione masło), dobrze sunie po wargach. Można zaaplikować grubszą warstwę; Tołpa w przeciwieństwie do Nuxe się nie roluje. Formuła jest delikatnie oleista, balsam zostawia delikatny połysk. Produkt ma żółty kolor, jednak nie barwi ust.
Zanim przejdę do działania, zajmę się jeszcze dwiema kwestiami. Pierwszą z nich jest zapach. Myślałam, że kosmetyki z tej samej linii będą podobnie pachniały. Tymczasem widzę różnicę między zapachem peelingu a tego balsamu do ust. Peeling pachnie arbuzem z kwiatową nutą, natomiast w przypadku balsamu wyczuwam zielonego banana. Niestety, zapach zmienia się z czasem; w obecnej chwili czuję... wazelinę. Być może takie zachowanie jest spowodowane drugą sprawą, o której chcę wspomnieć, czyli przydatności do używania. Producent wskazał, że balsamu powinno się używać zaledwie przez trzy miesiące od otwarcia.
Początkowo nie przekonywało mnie działanie tego produktu. Wydawało mi się, że przez lżejszą formułę jest słabszy niż Nuxe. Okazało się, że Tołpa wcale nie ustępuje koledze z Francji. Miód świetnie sprawdzał się na noc (z racji mało higienicznego opakowania mieszkał w domu) - po każdej aplikacji budziłam się z idealnie gładkimi i miękkimi ustami. Początkowe obiekcje wynikały chyba z tego, że po Nuxe czułam jeszcze produkt na ustach rano, natomiast po zastosowaniu Tołpy usta były zadbane, ale suchutkie. Nie suche, nie przesuszone, ale po prostu "gołe". Musiałam się do tego przyzwyczaić.
Tołpie udało się stworzyć całkiem dobry balsam do ust. Nie jest to może produkt idealny, ale całkiem porządny.
Skład: Cera Alba, Isopropyl Myristate, Olea Europaea Fruit Oil, Lanolin Alcohol, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Aqua, Persea Gratissima, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Butyrospermum Parkii, Cetearyl Alcohol, Honey Extract, Rosa Hybrid Flower Extract, Propylene Glycol, C10-30 Cholesterol/Lanosterol Esters, Garcina Indica Seed Butter, Peat Extract, Sodium Saccharin, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Aroma.
Dostępność: wybrane drogerie Rossmann, merlin.pl, tolpa.pl
Ocena: 4/5