Ja i moje włosy to dwa zupełnie odrębne byty. Ja w tą, one w tamtą. Nigdy nie jest nam po drodze. Nie chcą wyglądać tak, jakbym sobie tego życzyła. Są falowane, wysokoporowate i zwykle wyglądają jakby trzasnęły w nie wszystkie pioruny krążące w okolicy. Pacyfikuję je gumkami i tak sobie jakoś żyjemy. Czasem jednak miewam ochotę na to, by uwolnić towarzystwo. I tutaj zwykle zaczyna się problem. Jak tu wyjść do ludzi, gdy włosy przypominają skrzyżowanie lwiej grzywy i lekko zużytej miotły? Jakoś mi się to nie widzi.
Nie zwróciłabym uwagi na maskę Argan Shine, gdyby nie Kaśka, która gorąco mi ją polecała. Należę do osób, które zazwyczaj trzy razy obejrzą złotówkę zanim ją wydadzą (pomijam krótkie okresy niepohamowanego zakupoholizmu), dlatego kręciłam nosem nad tym produktem. W owym czasie walczyłam ze skórą głowy; wytłumaczyłam sobie zakup tej maski właśnie szalejącym skalpem. Pierwotnie zamierzałam ją tak zużyć. Nie udało mi się, ponieważ skóra głowy zupełnie ją zignorowała. Postanowiłam więc zużyć maskę na włosy.
Choć producent nazwał maskę Argan Shine, co sugerowałoby przewagę oleju arganowego w składzie, to jednak jest to taka maska z olejem arganowym jak margaryna z dodatkiem masła. Argan jest modny, to go dali na pierwszy plan, choć w składzie pierwsze skrzypce gra olej bawełniany, a tytułowy olej siedzi z tyłu orkiestry. Szczegół.
Maska mieści się w plastikowym słoiczku. Organique bardzo dba o wygląd swoich opakowań, słoik ładnie prezentuje się na wannie. Szkoda tylko, że nie zabezpieczają swoich kosmetyków. Niby sklepy są małe, ekspedientki czuwają, ale uwierzcie mi, nałogowy macant znajdzie sposób.
Zaskoczyła mnie konsystencja tego produktu. Coś, co nazywa się maską, kojarzyło mi się zawsze z taką bardziej gęstą formułą. Tymczasem Argan Shine jest dość rzadka (ale nie płynna), przypomina raczej standardową odżywkę. Dobrze się rozprowadza, nie spływa z włosów. Przyjemnie pachnie; nie jestem w stanie zidentyfikować zapachu, choć kojarzy mi się trochę z bawełnianymi dezodorantami.
Jak maska wpłynęła na moje włosy? Już po pierwszym użyciu zdziwiłam się, że włosy wyglądają jakby trochę inaczej. Takie dziwne były, błyszczały jak głupie. Stałam przed lustrem i patrzyłam się jak cielę na malowane wrota. Kolejne spotkania udowodniły mi, że ten piękny blask nie był tylko wypadkiem przy pracy - z tą maską to standard. Ponadto włosy zaczęły wyglądać na bardziej miękkie, takie "ułożone" i zdrowsze. I takie też były. Stały się niesamowicie miękkie w dotyku. Co ciekawe, maska ich specjalnie nie dociążała - wygładzała, nadawała połysk, ale przy tym włosy nadal były pełne objętości, choć nie były spuszone.
Moje włosy bardzo polubiły tę maskę (oczywiście, nie mogły jakiejś tańszej, musiały drogą). Myślę, że z pewnością do niej wrócę, tylko muszę przyczaić się na jakiś rabat. Dość szybko zużywam kosmetyki do włosów, więc gdybym chciała karmić szopę tylko tą maską, prawdopodobnie szybko poszłabym z (pustymi) torbami
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Gossypium Herbacetum Seed Oil, Brassicamidopropyl Dimethylamine, Inulin, Glycerin, Lactitol, Xylitol, Parfum, Argania Spinosa Kernel Oil, Benzyl Alcohol, Aspartic Acid, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Dehydroacetic Acid.
Cena: ok. 45 zł/150 ml
Dostępność: sklepy firmowe Organique
Ocena: 4,5/5