Z niewiadomych przyczyn od zawsze lubię ten okres między Świętami a Sylwestrem. Ten czas, gdy kobiety sięgają po najbardziej upstrzone cekinami kreacje, wybierają zdobione kolorowymi szkiełkami torebki, niebotycznie wysokie szpile, a po błyszczących szalach boa zostaje w sklepie tylko smętny haczyk. Dla niektórych z nas bal (względnie impreza) sylwestrowy to jedna z niewielu okazji w roku, żeby się trochę odstrzelić. Zainteresowanie kosmetykami kolorowymi w owym czasie też niebezpiecznie wzrasta (może ze względu na poświąteczne rabaty, e, drobny szczegół). Szczególnym powodzeniem cieszą się mieniące się lakiery czy cienie... Warto jednak pamiętać, że istotne są nie tylko świetlne efekty specjalne, ale i dbałość o podstawowe elementy makijażu. A z tymi bywa krucho. Nawet bardzo. Czasami zamiast się upiększyć robimy z siebie maszkary. Dzisiaj, tak trochę z przekorą, nie doradzę wam, który kosmetyk sprawdzi się w czasie sylwestrowych szaleństw, ale który może być całkiem miłym towarzyszem pozostałych dni w roku.
Marka Bourjois to moje tegoroczne odkrycie. Dotychczas szerokim łukiem omijałam szafy, w których ceny kosmetyków zaczynały się od 20 zł. Zażarta walka o konsumenta wymogła wejścia na wyższy poziom i sieci kosmetyczne zaczęły kusić dużymi obniżkami, Właśnie w ramach tego typu akcji odżałowałam dwadzieścia parę złotych i przyniosłam do domu krem CC, który w owym czasie szybko zyskiwał duże grono zwolenniczek.
Nie mam pojęcia, z czego to wynika, ale krem CC/BB w europejskim wydaniu zawsze znajduje się w tubce. Czy jest to tańszy Bell, czy droższy Max Factor, tubeczka musi być. Wolałabym opakowanie z pompką. Tak, marudzę, w końcu nie to jest najważniejsze.
Burżujski CC ma dość lejącą konsystencję. Jest zdecydowanie rzadszy niż flagowy fluid tej marki, Healthy Mix. Bardzo łatwo się rozprowadza. W przeciwieństwie do Healthy Mix nie jest kremowy; sprawia wrażenie silikonowego. Nie wchłania się w skórę, tylko tworzy na niej taką warstewkę. Właśnie przez to, że nie osiada, nie wtapia się, lubi się odbijać na wszystkim (bez opamiętania romansuje z ekranem telefonu) i łatwo się ściera Wymaga naprawdę mocnego zagruntowania (sprawdza się z pudrem ryżowym z Paese), inaczej nie popisuje się trwałością.
CC nie powoduje powstawania pryszczy, ale niestety dla skrzydełek nosa jest dobrą pożywką, która wspomaga trochę produkcję makaronu (ale tylko tam, na czole i policzkach jest spokój).
Tym, co mnie zaskoczyło jest krycie tego produktu. Wydawało mi się, że coś tak lejącego i raczej lekkiego będzie mizernie ujednolicało cerę. Tymczasem CC kryje naprawdę nieźle - wydaje mi się, że lepiej niż Healthy Mix. Radzi sobie z zaczerwienieniami, niezidentyfikowanymi ciapkami i naczynkami. Ale prawdziwe cuda robi na nosie. Nie wiem, jak oni to zrobili, ale gdy machnę trochę CC na tą swoją pokancerowaną rozszerzonymi porami i zaskórnikami skórę na nosie, to jest ona gładka jak nigdy. Magia. Miła odmiana po podkładach, które tworzyły beżowe zaskórniki.
Długo dumałam w drogerii nad odpowiednim odcieniem. O ile zawsze podobała mi się gama Healthy Mix ze względu na żółte tony w najjaśniejszych wariantach, tak tutaj tonacja jest trochę inna. 31 Ivory to taki dość brzoskwiniowy odcień, niektórzy twierdzą wręcz, że różowy. Nie byłam do niego przekonana, ale uparłam się na ten fluid. Kolejny kolor, 32, wydawał mi się bardziej żółtawy, ale już zdecydowanie za ciemny jak na moje potrzeby. Zaryzykowałam i wzięłam 31. Na szczęście kolor się w miarę dopasowuje, po przypudrowaniu wygląda dobrze.
Choć nie jest to podkład idealny, to jednak w ostatnich tygodniach sięgałam po niego bez ustanku. Podoba mi się jego krycie, lekkość i wygląd na skórze. Myślę, że nie skończy się na tym jednym opakowaniu.
Marka Bourjois to moje tegoroczne odkrycie. Dotychczas szerokim łukiem omijałam szafy, w których ceny kosmetyków zaczynały się od 20 zł. Zażarta walka o konsumenta wymogła wejścia na wyższy poziom i sieci kosmetyczne zaczęły kusić dużymi obniżkami, Właśnie w ramach tego typu akcji odżałowałam dwadzieścia parę złotych i przyniosłam do domu krem CC, który w owym czasie szybko zyskiwał duże grono zwolenniczek.
Nie mam pojęcia, z czego to wynika, ale krem CC/BB w europejskim wydaniu zawsze znajduje się w tubce. Czy jest to tańszy Bell, czy droższy Max Factor, tubeczka musi być. Wolałabym opakowanie z pompką. Tak, marudzę, w końcu nie to jest najważniejsze.
Burżujski CC ma dość lejącą konsystencję. Jest zdecydowanie rzadszy niż flagowy fluid tej marki, Healthy Mix. Bardzo łatwo się rozprowadza. W przeciwieństwie do Healthy Mix nie jest kremowy; sprawia wrażenie silikonowego. Nie wchłania się w skórę, tylko tworzy na niej taką warstewkę. Właśnie przez to, że nie osiada, nie wtapia się, lubi się odbijać na wszystkim (bez opamiętania romansuje z ekranem telefonu) i łatwo się ściera Wymaga naprawdę mocnego zagruntowania (sprawdza się z pudrem ryżowym z Paese), inaczej nie popisuje się trwałością.
CC nie powoduje powstawania pryszczy, ale niestety dla skrzydełek nosa jest dobrą pożywką, która wspomaga trochę produkcję makaronu (ale tylko tam, na czole i policzkach jest spokój).
Tym, co mnie zaskoczyło jest krycie tego produktu. Wydawało mi się, że coś tak lejącego i raczej lekkiego będzie mizernie ujednolicało cerę. Tymczasem CC kryje naprawdę nieźle - wydaje mi się, że lepiej niż Healthy Mix. Radzi sobie z zaczerwienieniami, niezidentyfikowanymi ciapkami i naczynkami. Ale prawdziwe cuda robi na nosie. Nie wiem, jak oni to zrobili, ale gdy machnę trochę CC na tą swoją pokancerowaną rozszerzonymi porami i zaskórnikami skórę na nosie, to jest ona gładka jak nigdy. Magia. Miła odmiana po podkładach, które tworzyły beżowe zaskórniki.
Długo dumałam w drogerii nad odpowiednim odcieniem. O ile zawsze podobała mi się gama Healthy Mix ze względu na żółte tony w najjaśniejszych wariantach, tak tutaj tonacja jest trochę inna. 31 Ivory to taki dość brzoskwiniowy odcień, niektórzy twierdzą wręcz, że różowy. Nie byłam do niego przekonana, ale uparłam się na ten fluid. Kolejny kolor, 32, wydawał mi się bardziej żółtawy, ale już zdecydowanie za ciemny jak na moje potrzeby. Zaryzykowałam i wzięłam 31. Na szczęście kolor się w miarę dopasowuje, po przypudrowaniu wygląda dobrze.
Image may be NSFW. Clik here to view. ![]() |
Od lewej na każdym zdjęciu: CC nr 31, HM nr 51 |
Choć nie jest to podkład idealny, to jednak w ostatnich tygodniach sięgałam po niego bez ustanku. Podoba mi się jego krycie, lekkość i wygląd na skórze. Myślę, że nie skończy się na tym jednym opakowaniu.
Dostępność: Hebe, Super-Pharm, Rossmann
Ocena: 4-4,5/5