O swoich przygodach z kosmetykami do podkreślania oczu mogłabym napisać wielotomową powieść. Kredki i eyelinery z niewiadomych przyczyn są ze mną w stanie wojny, przerywanej krótkimi chwilami pokoju. Nie potrafię dogadać się z tymi cudakami. Chociaż nie, czasem coś mi wyjdzie na jednym oku, bym po chwili zamazała sobie całą powiekę na drugim. Dlatego też tego typu kosmetyki goszczą u mnie niezwykle rzadko. Czasem się coś trafi i zwykle potem zbiera kurz w pojemniku z przyborami do pisania. Czy kredkę Misslyn spotka ten sam los? Istnieją szanse na to, że nie.
Marka Misslyn posiada w swojej ofercie dwie linie kredek - zwykłą (co za zaskoczenie :D) i wodoodporną. Właśnie z tej drugiej pochodzi mój egzemplarz. Paleta kolorów jest dość standardowa dla kredek do oczu - jest i czerń, i zieleń, i niebieski, a także biel i cielisty (przynajmniej według niemieckiej strony; w tym miejscu muszę się pożalić - pobiegłam do Hebe po cielaka, a tam cielista była tylko z klasycznej serii. Na pocieszenie wzięłam kredkę do brwi. Też w założeniu wodoodporną.)
Nie będę się rozpisywała na temat opakowania, bo nie ma o czym pisać. Kredka jak tysiące innych, nie posiada dodatkowych bajerów w postaci temperówki, nie jest wysuwana... Taka zwyczajna. I w tej prostocie nie ma nic złego :).
Jeżeli chodzi o konsystencję, to, moim zdaniem, Misslyn trafiło w punkt. Nie popada w żadną skrajność, choć jest trochę bliżej "miękkiej strony mocy" niż kredka z Max Factor i trochę mniej niż Rimmel Scandaleyes i Essence Gel Eyeliner. Operuje się nią bez najmniejszego problemu, nie trzeba sobie drapać powieki ani wydłubywać oka (jak np. kredką My Secret). Niestety, przez taką formułę, szybko traci czubek i trudno jest nią namalować cieniutką linię bez ciągłego sięgania po temperówkę. Przy okazji formuły wspomnę jeszcze, że kredka cechuje się dobrym kryciem (jest minimalnie gorsza od kredki z Essence) i świetnym nasyceniem koloru. Nie podrażnia spojówek.
W kwestii trwałości też nie jest na szarym końcu. Na linii wodnej siedzi około 6 godzin. Na "gołej" tłustej powiece mniej więcej 2 godziny, na samym cieniu - 4-6 godzin, na bazie i cieniu - do zmycia (czasem nawet 12 godzin). Wynik przyzwoity. W tym momencie powinnam wspomnieć też o wodoodporności. Tak, Misslyn jest wodoodporna, co nie znaczy, że jest nie do ruszenia - wyjaśnia to jej krótkotrwały romans z tłustą powieką. Kredka ma jednak bardziej trwałą formułę, co wyraża się m.in. w tym, że nie można jej rozetrzeć (zastyga w ekspresowym tempie; przy rozcieraniu na powiece zostaje tylko taki bury ślad - pędzel ściera kolor, nie naruszając ciemnej bazy).
Na deser zostawiłam sobie kolor. Bez bicia przyznam się, że nigdy bym takiego nie kupiła, ponieważ jako posiadaczka niebieskiej tęczówki unikam takich odcieni jak ognia (efekt Kleczkowskiej :D). Smoky Blue to kolor z rodziny niebieskawych, choć z tej gałęzi, w której romansowano intensywnie z szarością. Ten kolor przypomina mi trochę burzowe niebo. I, o dziwo, nawet nie wygląda źle z niebieskimi oczami - "kradnie" trochę ich kolor i sprawia, że wydają się mniej niebieskie. Podoba mi się ten efekt, zmiana koloru oczu bez soczewek :).
Misslyn udała się ta kredka. To porządny kosmetyk i myślę, że osoby, które lubią podkreślać oczy kredkami, mogą się za nią rozejrzeć.
Cena: ok. 30 zł/1,2 g
Dostępność: Drogerie Hebe
Ocena: 4/5
P.s. Produkt otrzymałam od Baltic Company, ale nie miało to wpływu na treść tej recenzji, ani wysokość oceny.