Chyba każda z nas znalazła się (bądź dopiero znajdzie, np. w czasie pierwszej sesji na studiach) w sytuacji, gdy czas kurczył się w zastraszającym tempie, a ilość obowiązków zaczynała się gwałtownie kumulować. Tak to jest, gdy "jutro" to najbardziej zapełniony dzień tygodnia :D. Mawiają, że złość piękności szkodzi. Nie tylko. Równie bezlitosna jest niedostateczna ilość snu lub, w ekstremalnych jego przypadkach, całkowity jego brak. Weekendy nie odwrócą całego zła tego świata, dlatego trzeba ratować się, czym tylko można. Zmęczenie najczęściej widać po oczach, więc warto zadbać o to, żeby, nawet najbardziej spracowane, wyglądały promiennie. Bogom niech będą dzięki za korektory!
Na Dream Lumi Touch zachorowałam po filmikach Czarszki (polecam subskrybcję), która bardzo go chwaliła. W trakcie oglądania filmiku nie miałam butów już na stopach tylko dlatego, że jeden korektor z Maybelline już miałam (KLIK) i jakoś mojego życia nie zmienił. Ale Dream Lumi skutecznie zagnieździł mi się w głowie, więc w końcu przytargałam go do domu.
Jednym z powodów, dla których ociągałam się z zakupem, było także opakowanie. Po korektorze Lovely, który pluł tą swoją imitacją korektora, kiedy tylko chciał, do opakowań z pędzelkiem podchodziłam raczej z pewną dozą nieufności. Na szczęście Maybelline chętnie współpracował i dość szybko załapał, że gdy kręcę, to ma się pojawić :D. Syntetyczny pędzelek, który dozuje produkt jest dość miękki i przyjazny dla skóry.
Konsystencja DLT jest całkiem lekka, ale nie wodnista. W przeciwieństwie do Lovely, tutaj z delikatną formułą idzie w parze kolor, który rozkłada się równomiernie, a nie plackami. Tym, co uważam za największy atut tego produktu jest jego umiejętność dopasowywania się do struktury skóry. Nie podkreśla zmarszczek i załamań skóry (potwierdzam to ja 20+, ciocia 40+ i druga ciocia 50+). Nie zbiera się, przypudrowany siedzi cały dzień tam, gdzie trzeba. Nie wysusza.
![]() |
Po lewej: korektor Pixie Po prawej: Maybelline DLT 01 Ivory |
Mały problem pojawia się w kwestii odcieni. Maybelline zaoferowało zaledwie trzy kolory, przy czym najjaśniejszy, Ivory, może początkowo odrobinę przerazić. Z opakowania wypływa bowiem taki raczej średni odcień beżu z żółtawej strony mocy. Nie wiedzieć czemu, kolor na skórze dopasowuje się do odcienia skóry i wydaje się nawet... jaśnieć?
Z działania jestem naprawdę zadowolona. Zaznaczam, że to nie jest kosmetyk o niesamowitym kryciu, to nie ten typ produktu. O zatuszowaniu nim syfów można zapomnieć. Natomiast bardzo dobrze rozjaśnia cienie (nie kryje ich całkowicie, tylko niweluje - widać je odrobinę bardziej, gdy np. popatrzę w lustro spod byka, ale nie rażą, gdy ktoś patrzy mi w oczy). Oczy od razu wydają się być bardziej wypoczęte i w efekcie cała twarz wygląda świeżo.
![]() |
Coś różowa wyszłam :D |
Dream Lumi Touch to naprawdę dobry korektor pod oczy. Ujął mnie tym, że nie krzyczy "uwaga, zmarcha!". Jego właściwości rozświetlające także przypadły mi do gustu. Nie obraziłabym się, gdyby był trochę tańszy.
Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, Hydrogenated Polyisobutene, Glycerin, Sorbitan Isostearate, Propylene Glycol, Titanium Dioxide, Ozokerite, Phenoxyethanol, Magnesium Sulfate, Osteardimoinium Hectorite, Disodium Stearoyl Glutamate, Methylparaben, Acrylates Copolymer, Alumina, Butylparaben, Maris Sal, Aluminium Hydroxide, Tocopherol, Silica, Zinc Gluconate, Magnesium Aspartate, Chamomilla Recutita Extract, Matricaria Flower Extract, Copper Gluconate.
Może zawierać: CI 77891, CI 77491, CI 77499.
Cena: ok 35-40 zł
Dostępność: Super-Pharm, Hebe, Rossmann, Natura
Ocena: 4/5