Quantcast
Channel: Czasami kosmetycznie
Viewing all articles
Browse latest Browse all 404

Upał studzi zapał. Zużycia lipca

$
0
0
Nie chcę zapeszać, ale to jak na razie najładniejszy lipiec od kilku lat. Słoneczko przyświeca, pogoda dopisuje, więc kto tylko może rusza wykorzystać ją jak najlepiej. Mało kto gnije przed komputerem, o czym może świadczyć obniżona aktywność blogerek i mniejszy wysyp wakacyjnych blogów niż zazwyczaj. W pełni rozumiem - w upały komputer wydaje się rozgrzanym piecem. A kto chce się ogrzać jeszcze bardziej, skoro bardziej pożądane jest coś dla ochłody? Cóż, jeżeli znajdą się jakieś wytrwałe, tylko wpół rozpuszczone jednostki, które lubią czytać o kosmetykach, to zapraszam na lipcowe denko.


Było: Garnier Natural Beauty Balsam-Spuellung Vanille-Milch und Papayamark - taka sobie, dość przeciętna odżywka. Nie spisała się zbytnio na moich włosach, zawiódł też zapach - przed zakupem miałam wizje produktu o rajskim aromacie. Mój raj nie powinien pachnieć aż tak chemicznie. Link do pełnej recenzji KLIK.

Jest: Balea Oil Repair Spuellung - jak na razie też mi niczego nie urwała, a zużycie jest już dość spore. No cóż, chyba miłości z tego nie będzie.


Było: Garnier Płyn micelarny - to dobry produkt, choć te hymny pochwalne na jego temat mogą trochę namieszać w głowie i wywindować oczekiwania do nieba. Ten płyn robi to, co powinien - nieźle zmywa i nie podrażnia. Jest idealny? Nie, ale na pewno do niego wrócę, bo go nawet polubiłam. Recenzja znajduje się TU.

Jest: Green Pharmacy Płyn micelarny 3w1 Owies - pomimo tego, że marka Green Pharmacy niezbyt dobrze mi się kojarzy, ostatnio dziwnym trafem sięgam po ich produkty. Stosunek ceny do pojemności tego płynu micelarnego mnie powalił - za 500 ml płacimy 12 zł. Do niedawna Garnier wydawał mi się hiperokazją. Zobaczę, czy ten produkt go przebije. Na razie się na to nie zanosi.



Było: Yoskine Mikrodermabrazja Szafirowy peeling przeciwzmarszczkowy - byłby cudowny, gdyby nie dwie kwestie: mocny zapach i cena. Nie przepadam za mocno perfumowanymi kosmetykami do twarzy, a tutaj aż mnie wierciło w nosie. Cena też nie należy do przystępnych. 30 zł to może nie jest kwota zaporowa, ale bardziej opłaca się kupić korund. Jeżeli nie widać różnicy, to po co przepłacać :D? O peelingu Yoskine pisałam TU.

Jest: Ziaja Liście Manuka Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy - zaskoczył mnie ten produkt. Sądziłam, że pasta będzie punktowym żelem na wypryski, ewentualnie maseczką, tymczasem to... peeling. Całkiem niezły, z dość dużymi ziarenkami. Ma jeden minus, który jak na razie zaobserwowałam w obu aktualnie używanych produktach z tej serii - pachnie jak kostka leśna do toalety zmiksowana z pastą do zębów.


Było: Uriage Woda termalna - przydatny gadżet, szczególnie latem. Świetnie odświeża, koi skórę, nie wysuszając przy tym skóry. Lubię ją także do zwilżania glinki, ale tutaj jej właściwości nie mają większego znaczenia - moczy przecież każda woda :D.

Jest: Avene Woda termalna.


Było: Tołpa Dermo Face Strefa T Matujący krem nawilżający - długo nie wiedziałam, co myśleć o tym kremie. Nie mogłam się zdecydować, czy go lubię, czy też nie. Dopiero gdy zniknął z mojej łazienki, doceniłam go. Niedługo napiszę za co.

Jest: Ziaja Liście manuka Krem nawilżający balans korygujący SPF 10 - czuję w kościach, że się nie polubimy.


Było: Apis Proffesional Serum do twarzy z wit. C i białymi winogronami - to kolejny kosmetyk, w stosunku do którego moje uczucia były dość mieszane. Powoli układam sobie w głowie jego recenzję.

Jest: Balea Dunkle Flecken Aufheller Nachtpflege - pożyjemy, zobaczymy...


Było: Nuxe Body Fondant Shower Gel - przyjemny, gęsty żel o pięknym, ciężkim do określenia zapachu. Nie do końca odpowiadało mi jego opakowanie, które nie pozwalało zużyć produktu do końca - siłowałam się trochę z tubą i wydawało mi się, że niczego już nie ma.. Po przecięciu opakowania okazało się, że całkiem sporo schowało się przy samej zakrętce. Nie jest to żel, który na stałe zagości w mojej łazience, ale jeżeli trafi się w promocji, to chyba się skuszę.

Jest: The Body Shop Almond Shower Gel - cudo! Gęsty, prawdziwie żelowy. Nie potrzeba wielkiej ilości produktu, żeby uzyskać pianę. Nie wysusza skóry, pięknie pachnie... Jest bardzo wydajny - zazwyczaj żel starcza mi na 2 tygodnie, ale tego używam już prawie miesiąc. Aż mam ochotę na inne warianty zapachowe - szkoda tylko, że regularna cena żeli TBS to 25 zł.


Zastępców nie doczekały się dwa zużyte produkty. Olejek Babydream jest moim ukochanym kosmetykiem na czerwone rozstępy. Ponieważ już mi poznikały, a innych mazideł do ciała mam dość, nie zastąpiłam tego olejku innym kosmetykiem o podobnym działaniu. Plastry na nos Purederm są świetne (planuję o nich napisać więcej), ale uzależniają - mam je ochotę robić co 2 dni, a to nie wpłynie zbyt dobrze na mój portfel. Spróbuję zaprzyjaźnić się z łyżeczką unny, którą  rzuciłam w kąt po jednym razi.


Staram się zredukować ilość saszetek, które wiecznie wpadają mi w ręce, gdy szukam czegoś innego.

Jak wam poszło w tym miesiącu? Odkryłyście coś ciekawego?

Viewing all articles
Browse latest Browse all 404