Która z nas nie marzy o tym, żeby pewnego pięknego dnia wstać z łóżka i wyglądać idealnie. Tymczasem, gdy strząśniemy z siebie resztki snu, z przerażeniem stwierdzamy, że z lustra zerka na nas jakieś takie niewyjściowe zombie, któremu gniazdo spadło na głowę. Tu ciapka, tam plamka, tu naczynko, tam przebarwienie... Kto chce być hybrydą zombie i dalmatyńczyka? No właśnie.
Jako osoba, której cera często woła o pomstę do nieba, cenię sobie takie wynalazki jak podkłady i korektory. Szczególnie ten drugi rodzaj kosmetyku bywa dla mnie wybawieniem w dni, gdy zaatakują mnie soczyste plamki.
Kamuflaż z Catrice to jeden z popularniejszych korektorów w ostatnim czasie. O fakcie jego popularności może świadczyć fakt, że ciężko dostać najjaśniejsze odcienie, które znajdują się w obszarze zainteresowania sporej części konsumentek.
Kosmetyk ten znajduje się w niepozornym słoiczku. Opakowaniu nie można niczego zarzucić, jest porządnie wykonane i nie nastręcza jakiś problemów.
Konsystencja może zaskoczyć osoby przyzwyczajone do lekkich formuł. Catrice jest gęsty, bardzo kremowy, tłustawy prawie plastelinowy. Dobrze przyczepia się do skóry i łatwo go rozprowadzić. Nie trzeba go rozgrzewać prze użyciem, można bez zastanawiania walić na twarz. Chociaż nie tak do końca bezrefleksyjnie, o czym za moment. Ze względu na to, że przyczepia się, ale przez swoją tłustość jakby nie wchłania, lubi sobie czasem opuścić miejsce pracy. Szczególnie, gdy są takie afrykańskie upały. Porządnie przypudrowany potrafi siedzieć grzecznie do zmycia makijażu.
Produkt jest dość ryzykownym wyborem, jeżeli chodzi o cerę skłonną do zapychania. Jeżeli macie rozszerzone pory, które lubią produkować makaron, to gwarantuję, że po użyciu tego produktu obiad będzie gotowy :D. Podobnie sprawa się ma w przypadku niezidentyfikowanych małych gulek. Po dniu z tym produktu z małych zgrubień robią się dorodne 100-watowe żarówki. Natomiast zaaplikowany w mało problematyczne rejony na twarzy, na różnego rodzaju plamki i strupki sprawdza się całkiem dobrze i krzywdy nie robi.
Kolorystyka nie pozostawia szerokiego pola do popisu. Zaledwie trzy odcienie nie usatysfakcjonują wszystkich. Kolor, który posiadam, czyli 010 Ivory to dość żółty odcień - nie typowo żółty, ale taki neutralny po cieplejszej stronie mocy. Nie jest to jednak kolor jasny - powiedziałabym, że jest raczej średni. Dla mojej cery był na początku wiosny odrobinę za ciemny, ale wpracowany, dobrze stapiał się z cerą.
![]() |
Od lewej Bell BB Concealer 010 Light Maybelline Dream Lumi Touch 01 Ivory Catrice Camouflage 010 Ivory |
Na koniec zostawiłam najważniejsze, czyli krycie. Nie ma się co czarować, nie jest to produkt, który z najbardziej pokiereszowanej twarzy zrobi cerę piękną i gładką jak jedwab. Cudów nie ma. Jednak nawet z obrazem nędzy i rozpaczy radzi sobie w sposób zadowalający. Dobrze kryje też cienie pod oczami, ale nie polecam stosować go w te rejony, jeżeli macie tam jakieś załamania Catrice wam tam wlezie i postarzy.
![]() |
Jestem jedyną blogerką, która nie lubi słonecznych dni, bo jej aparat robi ją na szaro |
Z ciężkim sercem pisałam recenzję tego produktu. Z jednej strony polubiłam jego niezłe krycie, z drugiej, nie mogę mu przebaczyć tego zapychania.
Skład: RICINUS COMMUNIS (CASTOR) SEED OIL, ISOPROPYL MYRISTATE, BIS-DIGLYCERYL POLYACYLADIPATE- 2, CERA ALBA (BEESWAX), PETROLATUM, SILICA, TALC, PARAFFIN, PROPYLENE GLYCOL STEARATE, OZOKERITE, CANDELILLA (EUPHORBIA CERIFERA) WAX, CARNAUBA (COPERNICIA CERIFERA) WAX, ISOPROPYL ISOSTEARATE, PARAFFINUM LIQUIDUM (MINERAL OIL), ALLANTOIN, PEG-8, TOCOPHEROL, ASCORBYL PALMITATE, CITRIC ACID, ASCORBIC ACID, PHENOXYETHANOL, CI 77491, CI 77492, CI 77499 (IRON OXIDES), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE
Cena: ok. 12 zł/3 g
Dostępność: Drogerie Natura, Hebe, wybrane Super-Pharmy i markety Kaufland
Ocena: 3,5-4/5