Quantcast
Viewing all articles
Browse latest Browse all 404

Monotematycznie schematyczna - zużycia maja

Maj był miesiącem utyskiwań nad tym, że blogosfera toczy się po równi pochyłej. Ciągle te same tematy, zachwyty nad tymi samymi kosmetykami, ten sam schemat pisania notek, te same ich rodzaje. Nuda, nuda, nuda. Nie wiem, czy gorsza jest ta szablonowość, czy te utyskiwania nad tym, jak to jedna inspiruje się drugą, robi podobne zdjęcia, zamieszcza identyczne wpisy. Zero kreatywności, zero. Szkoda tylko, że marudzić potrafi każdy, a o dobry przykład ciężko. Każdy widzi, że jest źle, ale nikt nie ma pomysłu na "lepsze życie". Przydałaby się chyba jakaś afera, żeby rozruszać towarzystwo, bo wesele powoli dogorywa :D.

Skoro zrzuciłam to, co leży mi na wątrobie, przejdę od razu do konkretów.


Było: Yves Rocher Odżywka odbudowująca - średniaczek, przyjemny, ale nadal nie dość dobry, żeby spacyfikować moje włosy. Wiele osób jest z niej zadowolone, dla mnie jej właściwości są ciut zbyt słabe.

Jest: Garnier Natural Beauty Balsam-Spuellung Vanille-Mich und Papayamark - w końcu muszę się wziąć za swój (tu wpisz właściwe słowo)holizm i dobrać się do zapasów. Szczególnie z chomikowaniem odżywek trochę przesadziłam.


Było: Alantandermoline Lekki krem - niedrogi, dość lekki krem ochronny o delikatnym działaniu nawilżającym. Nie powala na kolana, ale jest całkiem niezły i nie wykluczam, że wrócę do niego zimą - pozostawia delikatną warstewkę, która może sprawdzić się w chłodniejsze dni.

Jest Tołpa Dermo Face Strefa T Nawilżający krem matujący - po przygodzie z kremem Nivei o podobnym działaniu, nabrałam dystansu do produktów nawilżająco-matujących. Jakoś gryzą mi się te właściwości ze sobą. Wszystko jednak wskazuje, że z Tołpą się polubimy.


Było: Ziaja Matujący krem do twarzy SPF 50 - może to nie jest zły produkt, ale do szewskiej pasji doprowadzał mnie fakt, że producent łże w żywe oczy. Jak on jest matujący, to ja jestem Heidi Klum. Zostawia świecącą warstwę i jest lepki - ja się tak nie bawię!

Jest: Sun Dance Mattierendes Sonnefluid SPF 30 - ciekawa jestem, czy krem za 3 euro okaże się bardziej matujący niż jego polska koleżanka. Jeżeli nie... Cóż, z pewnością mu nie odpuszczę!


Było: Jonzac Eau Thermale i La Roche-Posay Eau Thermale - woda w psikadle to przyjemny wynalazek, który nie do końca warty jest ceny, którą potrafią za niego wołać. Specjalnej różnicy w działaniu między poszczególnymi wodami nie widzę, wszystkie dobrze koją i nadają się do zniwelowania pudrowości podkładu. Odnośnie tych nie mam więc niczego specjalnego do powiedzenia.

Jest: Uriage Eau Thermale - była w promocji, więc żal było nie wziąć. Latem ją wykorzystam!


Było: Bell BB Concealer 010 Light - ten produkt przyjemnie rozjaśnia cienie pod oczami, choć nie zakrywa ich całkowicie. Spojrzenie wygląda jednak na dużo bardziej wypoczęte i ciemne obwódki aż tak nie rażą. Może nie należy do specjalnie wydajnych produktów, ale przy "normalnej" aplikacji, a nie konturowaniu a'la Kim Kardashian (West :D?) powinien służyć przez minimum 2 miesiące.

Jest: Maybelline Dream Lumi Touch Highlighting Concealer 01 Ivory - z przyzwyczajenia wzięłam odcień o "najniższym numerze". Nie spodziewałam się, że będzie dość pomarańczowy, przy Bell najjaśniejszy Maybelline wypada słabiutko. Na szczęście tej dorodnej pomarańczy nie widać na twarzy. Cenę przemilczę.


Było: Luksja Care Pro Restore Shower Milk Shea Butter - zobaczyłam go z babskim pisemkiem w kiosku, więc stwierdziłam, że za 4 zł można spróbować. Regularna cena waha się w granicach 8 zł i w za taką kwotę bym go nie kupiła, co może wam dać obraz tego, co myślę o tym produkcie. Jest dość średni, mimo kremowości dość suchy i przez to lekko pustoszy skórę. Pachnie ciekawie - jeżeli ktoś lubi zapach masła do ciała z shea z The Body Shopu, to Luksja też mu się spodoba.

La Petit Marseillais Delikatny żel pod prysznic Biała brzoskwinia i nektarynka - nazwa tej marki sprawia mi ogromny problem z pisownią, te "i" mienią mi się przed oczami. Żel wpadł w moje ręce, po przeczytaniu zachwytów na jednym z blogów. Kosmetyk nie zrewolucjonizował mojego życia, ale okazał się całkiem przyjemny. Nie suszył skóry, miał przyjemną, żelową konsystencję. Do tego przepięknie pachniał i to nie był chemiczny aromat. Miłym akcentem było to, że zapach utrzymywał się na skórze przez mniej więcej 2 godziny po prysznicu. W zapasach czeka na mnie wersja z kwiatem pomarańczy, która podobno bardzo się wszystkim podoba - ta sugestia była na tyle silna, że i ja się na niego skusiłam, zupełnie zapominając, że tego zapachu wody po kwiatkach zwyczajnie nie lubię.

Jest: Isana Oel Dusche Melone&Birne - nigdy nie byłam wielką zwolenniczką żeli Isana, ten wpadł mi do koszyka przypadkiem, bo coś przyciągnęło mnie do tej butelki. W promocji kosztował 2,29 zł i to jeden z lepszych żeli pod prysznic, jakie używałam. Z pewnością skuszę się na inne warianty z olejkiem.


Było: Dax Perfecta Spa Masło do miała Wygładzające Marcepan - nie lubię maseł Daxa. Są tłuste, słabe pod względem pielęgnacyjnym i nieszczególnie przyjemnie pachną. To marcepanowe jest bardziej kwiatowe, lekko zjełczałe i raczej nie pobudza ślinianek, jak zapewne robiłoby to, gdyby pachniało marcepanem. Nie, dziękuję, więcej się już nie spotkamy.

Jest: AA Eco Balsam do ciała Dynia - kupiłam ten produkt za 6 zł i, z poczuciem ubicia jednego z interesów życia, zabrałam się za jego używanie. Wiem, że dynie nie pachną zbyt intensywnie, ale ten balsam nie pachnie prawie w ogóle. Wielka szkoda. Działanie też jest takie sobie. Za cenę regularną (40 zł) nie warto.


Było: Avon Planets Spa Fantastically Firming with Colombian Coffee Extract Body cream - krążą legendy, że Avon ma w swojej ofercie kilka genialnych kosmetyków. Ja z całą pewnością mogę stwierdzić, że w ich asortymencie znajduje się rzesza bubli. Spora jest też szara strefa i ten krem do niej należy. Krzywdy nie zrobi, ale nie oszałamia ani zapachem (kawy, ludzie, kawy!), ani działaniem. Nie zaobserwowałam jakiegoś fantastycznego ujędrnienia, ba, żadnego ujędrnienia nie zauważyłam. 

Jest: Soraya Body Diet24 Serum do ciała zapobieganie rozstępom - ale ta cholera mrozi, chyba zacznę nią smarować roztapiające się lody :D. Więcej na razie nie mogę stwierdzić :).


W ogóle nie wiem, co to tu robi, to nie moje :D!


Było: BarbraPro Tonik do zmywania paznokci z olejkiem ze słodkiej pomarańczy - niby zmywacz, jak to zmywacz, powinien dobrze usuwać lakier i właściwie nie ma co wydziwiać. Ten z Barbry spokojnie mogę określić mianem ulubieńca, bo oprócz dobrego zmywania, zapunktował tym, że pachnie w przeważającej mierze pomarańczami i nie wysusza skórek ani płytki. Na pewno do niego wrócę, zwłaszcza, że mam dostęp stacjonarnie. 

Jest: Isana Nagellack Entferner Mandelduft - niedrogi i całkiem dobrze dostępny zmywacz z Rossmanna jest chyba jednym z bardziej popularnych tego typu produktów. Bardzo lubię go za skuteczność. Jeżeli miałabym wybierać, to wolę Barbrę, choć ten w niewielkim stopniu jej ustępuje. W niewielkim, jednakże wystarczającym, żebym za ulubieńca uznała pomarańczowy tonik, a nie migdałowy zmywacz.


Maseczki z Sorayi regularnie lądowały na szyi dekolcie, bo jakoś nie miałam do nich tyle zaufania, żeby uraczyć nimi syfiastą twarz. Poza zapachem nie widziałam specjalnej różnicy między poszczególnymi. Skóra je polubiła, więc skusiłam się na kolejną saszetkę. 
Gdy grzebałam w zapasach, w dłoni zaplątał mi się krem z filtrem La Roche-Posay. Taka trzymilitrowa tubka starczyła na dwa razy, więc nie zdążyłam sobie wyrobić zdania. O dziwo jest to filtr mniej świecący niż "matująca" Ziaja, ale za to bieli - moja twarz wyglądała, jakbym po posmarowaniu się kremem, wytarzała twarz na stolnicy.
Zapachy Elizabeth Arden nigdy nie należały do moich ulubieńców - wydawały mi się płaskie, nieciekawe i oklepane na wszystkie strony. Untold przyjemnie mnie rozczarowało. Kobiecy, trochę cytrusowy zapach, elegancki. Niestety droższy od swoich popularnych braci. Może zdąży pojawić się w Rossmannie do sierpnia - uzbrojona w kupon -40% planuję wtedy napad na półki z zapachami.
Próbkę kremu pod oczy Shiseido otrzymałam przy zakupach w Sephorze. Jako rasowy niedowiarek nie mogłam się przekonać do tego, że krem o dość nieciekawym składzie, może uczynić cokolwiek pozytywnego. Wiecie co? Gdyby nie kosztował tych 300 zł, a 50 zł, to może bym go kupiła :D. 

To już wszystko w tym miesiącu. Jak idą wasze zużycia? A może zarzuciłyście je, bo to mało kreatywne :D?

Viewing all articles
Browse latest Browse all 404

Trending Articles


POTANIACZ


Bajm - Chroń mnie (1986)


Chusta Sislove


[TUT Giulietta] Zacinający się/ nieotwierający ekran multimedialny


Sprawdź z którą postacią z anime dzielisz urodziny


Poszukuje ich zachodniopomorska Policja. Zobacz listę najgroźniejszych...


SZCZOTKOWANIE TWARZY NA SUCHO


Szwedzki - kurs podstawowy


Kasowanie inspekcji Hyundai ix35


Musierowicz Małgorzata - Kwiat kalafiora [audiobook PL]