"Chcesz być piękna? Cierp." - niektóre czynności związane z robieniem z zera bohatera są przyjemne i przychodzą w miarę naturalnie, do innych zaś musimy się odrobinę zmuszać. Jestem ogromnym leniem w kwestii pielęgnacji ciała. Nacieranie się balsamami nie może wejść mi w krew. Podobnie wygląda w moim przypadku dbanie o dłonie. Za krem do rąk łapię najczęściej wtedy, gdy skóra na knykciach jest zdolna do przecięcia chleba albo starcia naskórka na piętach. Nie mogę wyrobić nawyku prewencyjnego sięgania po tubkę z kremem. Jednak, podobnie jak w przypadku reszty ciała, do częstszych spotkań z kosmetykami pielęgnacyjnymi do dłoni przekonuje mnie zapach. Dlatego nigdy nie pogardzę kremem do rąk o smakowitym zapachu.
Ten produkt wpadł mi w oko u 9th Princess. Uwielbiam wszystko, co malinowe (kokosowe, waniliowe, jagodowe... czyli jakieś :D), więc krem szybko wylądował w folderze z listą kosmetycznych marzeń do realizacji :).
Krem mieści się w dość sporej tubce. Nie jest to może gigantyczne opakowanie, ale w porównaniu z np. Ziają Kozie Mleko, czy Czterema Porami Roku wydaje się być dość spore. Plastik jest dość gruby, wytrzymały, ale nie ma problemów z wydobywaniem kosmetyku. Klapka też spisuje się bez zarzutu. Estetki może trochę rozdrażnić naklejka, która pęka i się odkleja, ale to szczegół.
W kwestii konsystencji AA zadbało o to, żeby krem był faktycznie "kremowy". Nie ma mowy o żadnym lejącym mleczku, żelu, czy czymś w guście silikonowej bazy pod makijaż. Krem jest odpowiednio gęsty, nie spływa z dłoni. Rozsmarowuje się dobrze, choć wydaje się lekko tłustawy. Wchłania się jednak błyskawicznie (po minucie, góra dwóch, mogę bez obaw chwytać za długopis), nie pozostawia irytującego filmu - powłoka, którą tworzy, nie jest ani nieprzyjemnie tłusta, ani zbyt silikonowa. Po jego zastosowaniu wydaje mi się, że skóra jest taka, jak być powinna.
Krem sprostał moim oczekiwaniom także pod względem nawilżenia dłoni. Zaznaczę jednak, że nie jest to silnie skoncentrowany krem, który po jednej aplikacji zdziała cuda. Kluczem do sukcesu w tym przypadku jest częste stosowanie. Nakładany kilka razy w ciągu dnia sprawia, że skóra staje gładka, miękka, a skórki przestają być bardzo twarde (choć krem wybitnie sobie z nimi nie radzi). Biorąc pod uwagę skład - to aż dziwne :).
Dużym atutem tego produktu, który zdecydowanie uprzyjemnia nawet częste aplikacje jest jego zapach. Z początku trochę mnie rozczarował - liczyłam na bardziej intensywną i bardziej malinową nutę. Aromat jest mimo wszystko bardzo przyjemny, może nie wibruje w nosie, ale jest wyczuwalny przez chwilę. Malina w wykonaniu AA jest delikatna i dość naturalna, nie wyczuwam ukrytego romansu z proszkiem do prania :).
Bardzo spodobał mi się ten produkt. Powoli kończę to opakowanie, ale mam w planach zakup następnego (gdy tylko zużyję zapasy). Uważam, że ten produkt świetnie sprawdzi się w roli rezydenta torebki. Nie będą z niego zadowolone osoby, które szukają cudotwórców w tubkach :).
Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Ethylhexyl Stearate, Gylcerin, Glyceryl Stearate, Dimethicone, Glyceryl Stearate Citrate, Octyldodecanol, Dimethiconol, Rubus Idaeus Fruit Extract, Acrylamide/Sodium Acrylate Copolymer, Trideceth-6, Propylene Glycol, Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin.
Cena: 10 zł/100 ml
Dostępność: Super-Pharm, Rossmann
Ocena: 4-4,5/5
P.s. Produkt otrzymałam od firmy Oceanic - nie miało to wpływu na treść tej recenzji.