Coś jest nie tak. Naprawdę. Bo czy to normalne, żeby od kilku tygodni pisać o kosmetykach które się sprawdzają? Klęska urodzaju, czy co? Chyba muszę znowu poszukać dziury w całym i wysmażyć jadowity post o bublach - tylko niech no wyjmę je z szuflady, bo nie psują mi humoru zakopane w głębi najbardziej instagramowej komody z przybytku zła i dostawcy białego sztucznego futerka do zdjęć w jednym.
Minęły już czasy, gdy łażenie po sklepach było jedną z moich ulubionych rozrywek. Większość przyjemności zamawiam kilkoma kliknięciami, a w drogerii pojawiam się zwykle wtedy, gdy niespodziewanie skończą się waciki. Czasami, gdy wpadnę po dłuższej nieobecności, przeżywam szok, gdy nic nie leży na swoim miejscu. Tak jak jakiś czas temu w drogerii Natura, w której szafy z kolorówką powędrowały na inną ścianę, a w środku sklepu znalazła się półka z naturalnymi kosmetykami. Łopanie, na bogato - rosyjskie, Cosnature, Vianek, Sylveco, Nature Queen, Orientana... Stałam przez dłuższą chwilę i podziwiałam zawartość regału, gdy w moje oko wpadło coś, obok czego nie mogłam przejść obojętnie. Płyn dwufazowy! Naturalny! Rzut oka na skład, mały szok i już kurzyło się za mną do kasy.
Marka Beaute Marrakech jest mi zupełnie obca. W sieci także niezbyt popularna. Ale naturalnego dwufazowego płynu do oczu to jeszcze nie miałam i odczułam gwałtowną potrzebę przetestowania go.
Opakowanie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, taka niewielka buteleczka. Producent pomyślał o wygodzie w demakijażu i zamontował w korku klapkę, która pozwala wylać płyn na płatek zanim rozdzielą się fazy. Klapka nie jest superszczelna, przy energicznym potrząsaniu trochę przecieka, więc nie wróżę temu produktowi sukcesu podczas podróży.
Konsystencja? Płyn to dwa składniki, hydrolat różany i olej arganowy, po zmieszaniu mamy lekko wodnisty olejek. Kosmetyk dobrze sunie po skórze, nie stawia takiego oporu, jak jest to w przypadku czystego oleju wylanego na wacik.
Z kwestii pobocznych wspomnę, że nie szczypie moich wrażliwych oczu. I pięknie pachnie. Tak, na starość zaczyna podobać mi się róża, której kiedyś szczerze nienawidziłam (jeśli dalej nie darzysz sympatią, to do wyboru jest jeszcze wersja pomarańczowa i lawendowa; stacjonarnie widziałam jednak tylko rożaną).
Jak ze skutecznością? Doskonale! Elegancko zmywa tusz, nawet pociągnięty wodoodpornym top coatem. Cienie? Bez problemu. Usta też można przetrzeć. Pozostawia na skórze delikatną olejkową warstwę, która się wchłania - nie jest to tłusty smalcowaty film z silikonów. Nie powoduje powstawania mgły na oczach.
Fantastyczna rzecz, choć muszę przyznać, że równie dobrze można zrobić taki kosmetyk samodzielnie. Wlewasz hydrolat, dolewasz oleju i voila! Gotowe.
Skład: Rosa damascena flower water, Argania spinosa kernel oil.
Cena: ok. 18-21 zł/125 ml
Dostępność: drogerie Natura, makeup.pl, marokosklep.com
Ocena: 5/5