Po krótkiej przerwie w zbieraniu śmieci, czas na powrót do starych, dobrych nawyków. Nie ma to jak porcja pustych opakowań walających się pod biurkiem (teraz już toaletką, białą, jak na blogerkę przystało). Oto moje skromne pozostałości ubiegłego miesiąca:
Było: Yves Rocher Low Shampoo - odkrycie ostatnich miesięcy. Gdyby był odrobinę mniej uciążliwy w stosowaniu i bardziej wydajny, z pewnością kupowałabym butlę za butlą (i tak zużyłam już 5). Jednak jest to szampon, który z pewnością jeszcze wiele razy pojawi się w denku.
Jest: Biolaven Szampon do włosów - dziwaczny szampon. Zaskoczyła mnie ta wodnista konsystencja. Moje włosy go lubią, skóra głowy mniej.
Było: Avene Cleanance Żel oczyszczający - to moje drugie pełnowymiarowe opakowanie. Uwielbiam ten żel za kremową pianę, którą tworzy i za uczucie czystej skóry bez jej ściągnięcia. Z chęcią do niego wrócę.
Jest: Sylveco Rumiankowy żel do twarzy - założę sobie klamerkę na nos, zacisnę zęby i jakoś spróbuję nie oceniać go przez pryzmat zapachu. Tak, tak, to kosmetyk naturalny, one cuchnąć MOGO, jak chcesz paniusiu pachnący, to idź sobie kup chemię z marketu.
Było: Dermika Pure Łagodzący płyn micelarny z różą do cery suchej i normalnej - urzekło mnie to opakowanie - po przyłożeniu wacika na szczyt butelki płyn grzecznie na niego wypływa, nigdzie się nie rozbryzguje. Sam kosmetyk okazał się niezłym płynem, chociaż raczej do przemywania twarzy rano niż do usuwania makijażu w postaci tuszu i spółki. Nie podrażniał (oczu także) i nie wysuszał. Nie jest wart swojej regularnej ceny (ok. 30 zł), ale za dychę można wziąć.
Jest: Biały Jeleń, Hipoalergiczny płyn micelarny - kupiłam w zestawie z mydłem za jakieś zawrotne 9 zł. Jedyne, co mogę o nim teraz napisać to to, że to najprzyjemniej pachnący płyn micelarny, który przewinął się przez moją łazienkę.
Było: Nacomi Olej z czarnuszki - oleje dominowały w mojej pielęgnacji wieczornej przez całe lato. Najpierw używałam pachnotki, potem przerzuciłam się na ten. Muszę przyznać, że od dawna moja cera tak dobrze nie wyglądała. Poprawiła się sytuacja na moim nosie, który stał się wyraźnie czystszy. Gdyby jeszcze doszło do tego zwężenie porów, to byłby cud, miód i orzeszki. Olej z czarnuszki odrobinę drażnił swoim intensywnym zapachem (tak pachnie jak smakują nasiona :D), ale z czasem się przyzwyczaiłam.
Jest: Acne-Derm Krem - efekty u Idalii były powalające. Mam nadzieję, że i u mnie zdziała cuda.
Było: L'oreal True Match Concealer - krzyżyk na drogę! Tak mi obrzydło jego używanie, że najchętniej wyrzuciłabym recenzję do kosza. Paskudny pod oczy, na dłuższą metę średni także na niedoskonałości. Zgiń, przepadnij!
Jest: Astor Perfect Stay Concealer - typowy korektor pod oczy. Jeżeli szukacie uniwersalnego produktu do tuszowania wszelkich niedoskonałości cery na dowolnie wybranym fragmencie cery, to nie będziecie zadowolone. Jednak w okolicach oczu sprawdza się naprawdę nieźle.
Estee Lauder Double Wear Maximum Cover - podkład i korektor w jednym. Nadaje się zarówno do nałożenia na całą twarz, jak i punktowo na niedoskonałości. Fenomenalne krycie, chcę całą tubę!
Było: L'oreal Volume Million Lashes So Couture- fantastyczny tusz, szczególnie wart uwagi, gdy jest w promocji. Wygodna szczoteczka, która pięknie rozdziela, a przy tym umiejętnie nanosi tusz na rzęsy. Romans do powrórzenia.
Jest: Maybelline Lash Sensational Waterproof Mascara - wersja klasyczna zyskała sobie spore grono zwolenniczek, wariant wodoodporny cieszy się mniejszym uznaniem. Chociaż maskara mnie nie powaliła, to daje całkiem zadowalający efekt. To pierwsza maskara Maybelline od długiego czasu, która mnie nie uczuliła, sukces!
Było: Tołpa Botanic Czarna Róża Odżywczy Żel pod prysznic - jak takie rzadkie cuś, które spływa ze skóry w 5 sekund, odżywia, to ja jestem gwiazdą filmową. Szału nie robi, z uwagi na konsystencję szybko się zużywa. To mój czwarty kosmetyk z tej linii zapachowej i drugi, z którego zapachem coś jest nie tak. Niby jest słodko, ale czuć taką proszkową nutę, której nie było ani w peelingu, ani w balsamie do ust. Żegnam bez żalu i nie wrócę więcej.
Palmolive Feel Glamourous Pampering Shower Scrub - pani w Naturze wciskała jakieś produkty, więc postanowiłam ją wesprzeć (w końcu też musiałam kiedyś namawiać na zakup takich pierdół, których nikt nie chciał brać) i wzięłam to "różowe". Różowe okazało się żelem pod prysznic (z drobinkami, zupełnie zbędnymi) o obłędnym, dość słodkim zapachu. Według producenta ten aromat to połączenie pitaji, wanilii burbon i jeżyny. Niech mu będzie :).
Jest: Rituals Yogi Flow Indian Rose&Sweet Almond Oil- miałam do czynienia z tą pianką u cioci, więc ucieszyłam się z własnego egzemplarza. Formuła żelu zmieniającego się w chmury kremowej piany nadal mnie zachwyca, ale nie zadowolił mnie zapach. Yogi Flow pachnie szamponem :D.
Było: Wellness&Beauty Korperoel Kirchbluete&Rosen-Extract- zobaczyłam go kiedyś u Atqi, która zachwalała jego zapach, więc jako osoba, która pamięta o pielęgnacji ciała tylko wówczas, gdy ma coś, co zadowala zmysł węchu, musiałam go mieć. Olejek ma delikatny kwiatowy zapach, dość kobiecy, nie przeładowany różanymi nutami. Miło go się nosi, chociaż ulatnia się po 2 godzinach. Olejek dość długo się wchłania i niespecjalnie powala walorami pielęgnacyjnymi -
Jest: Dove Purely Pampering Nourishing Body Oil Pistachio Cream&Magnolia - w pierwotnej wersji cena tego cudaka oscylowała w granicach 40 zł. To dość wygórowana cena jak na produkt do ciała i śmieszna, biorąc pod uwagę markę, która go wypuściła. Jednak pod względem zapachu jest to jedna z lepszych drogeryjnych linii, dlatego zaszalałam i kupiłam olejek, gdy cena spadła do 15 zł. Chociaż w dalszym ciągu widnieje na stronie producenta, w Rossmannie pojawiły się już inne olejki Dove, Derma Spa.
Było: Zara Textures EDT - przyjemny, wodno-jabłkowo-cytrusowy zapach, w guście Light Blue. To moje drugie opakowanie; mam nadzieję, że Zara go nie wycofa, bo z chęcią bym sobie sprawiła kolejną butelkę w przyszłe lato.
Jest: Tommy Hilfiger Tommy Girl EDT - ach te przeceny w Rossmannie. Nie mogłam się oprzeć i, po przeczytaniu kilku recenzji, pobiegłam kupić ten zapach. Muszę przyznać, że gdyby był tester, to chyba bym się nie zdecydowała. To nie jest śmierdziel, ale też nie jest to woda, która zachwyciła mój nos. To taki różano-miętowy-dżinsowy zapach, który spokojnie mógłby wypuścić jakiś Adidas.
Krem Tołpa Biały Hibiskus wykończyłam, bo moja mama nie chciała go już używać, a mnie wkurzają walające się resztki. Lubię ten krem, kilka miesięcy temu zużyłam sama opakowanie, ale jakoś zupełnie zapomniałam go zrecenzować.
Seria Multimodeling zastąpiła moją ulubioną Rebuild. Masło jest równie dobre, jak poprzednie. Szkoda tylko, że aby uzyskać jakieś efekty trzeba wcierać to tonami.
Po skończeniu soli z Farmony (uwielbiam), skusiłam się na równie wysoko oceniany produkt Online. O ile widziałam sens moczenia stóp w Nivelazione, tak zupełnie nie czułam potrzeby używania tego kosmetyku.
A jak wasze zużywanie? Ups, pardon, teraz się chyba "dąży do minimalizmu". Albo czegoś w tym guście :).