Hej ho, jest tu kto? Liczę, że pomimo fali upałów, nie wszyscy rozpuścili się przed ekranami komputerów (albo na plażach całego świata) :).
Marka Kiko niedawno zagościła w Polsce, co ucieszyło sporą część dziewczyn, które jakoś funkcjonują w kosmetycznej społeczności. Myślę, że niejedna z nas marzyła o tych cudach, o których tak rozprawiały mieszkanki Niemiec i kosmetykoholiczki wypoczywające we Włoszech. Nie ukrywam, że sama śliniłam się, gdy dziewczyny rozpływały się nad cieniami i różami w kremie (tak nawiasem mówiąc, to nie rozumiem, dlaczego nie pojawiła się ostatnio żadna edycja limitowana z różami w takiej formule, jestem rozczarowana). Gdy salon Kiko pojawił się w moim mieście, wybrałam się na małe przeszpiegi, z których wróciłam z kilkoma drobiazgami. W tamtym czasie poszukiwałam bazy pod cienie, dlatego skusiłam się na Kikową, dostępną bez zbędnych wygibasów.
Początkowo kręciłam nosem nad opakowaniem. Wydawało mi się, że tubka będzie pluła produktem i przez to sporo bazy wetrę w chusteczki zamiast w powieki. Na szczęście opakowanie jest przyjazne użytkownikowi i dozuje odpowiednią ilość kosmetyku.
Baza ma kremowo-silikonową formułę. Po lekko gumowych Hean i Bell była to całkiem miła odmiana. Łatwo się rozprowadza, nie trzeba ciągnąć skóry, żeby pokryć nią powiekę. Kiko ma delikatny żółtawy pigment i wykazuje właściwości korygujące - nie działa jak kamuflaż, ale ujednolica skórę. Wersja, którą posiadam jest matowa, ale istnieje także opcja perłowa.
Znakomicie sprawdza się przy podbijaniu koloru. Wydobywa z cienia to, co najlepsze. Gdybym w tym miejscu skończyła recenzję, to oceniłabym ten produkt wysoko. Niestety, wygodne opakowanie, konsystencja i podkręcanie pigmentacji to nie wszystko.
Mam tłuste powieki (w ogóle jestem tłusta... W każdym aspekcie) i makijaż oczu ma u mnie ciężkie życie, bo zwykle po godzinie lub dwóch wygląda jak po biegu maratońskim. Staram się ratować bazami, gorzej, gdy wezwane na pomoc posiłki rzucają betonowe koło ratunkowe. A taką "pomocnicą" jest baza Kiko. Niezależnie od nałożonej ilości, cienie trzymały się w stanie nienaruszonym przez góra trzy godziny, potem urządzały sobie wiec w załamaniu. Czasem sama baza potrafiła mi się zrolować po 15 minutach od nałożenia, jeszcze przed złapaniem za pędzle. Niestety działo się tak niezależnie od kremu pod oczy, którego użyłam, więc to raczej nie pielęgnacja była sprawczynią dramatów.
Pierwsze podejście do Kiko nie okazało się specjalnie udane. W stronę baz patrzeć już nie będę, ale marki nie skreślam i pewnie jeszcze po coś wrócę.
Skład: Isodecane, Hydrogenated Polydecene, Dimethicone, Talc, Hydrogenated Styrene/Isoprene Copolymer, Trimethylsiloxysilicate, Silica, Disteradimonium Hectorite, Silica Dimethicone Silyate, Glyceryl Stearate, Aqua, Alcohol Denat, Glyceryl Dibehenate, VP/Eicosense Copolymer, Hydrogenated Castor Oil, Triisostearyl Trilinoleate, Oryza Sativa Hull Powder, Tribehenin, Polyethylene, C10-18 Triglycerides, 1,2-Hexanediol, Caprylyl Glycol, Glyceryl Behenate, Methicone, Tocopherol, Ethylhexyl Palmitate, Tropolone, Silica Dimethyl Silyate, Butylene Glycol, Sodium Hyaluronate [+/- CI 77491, CI 77492, CI 77499].
Cena: 29 zł/10 ml
Dostępność: sklep internetowy, salony firmowe (Wrocław, Warszawa, Poznań)
Ocena: 2/5