Bo to, co nas podnieca, to się nazywa przecena. My, kobiety, lubimy wyprzedaże. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej (a kto tak twierdzi, to niech wybierze się do galerii handlowej, gdy ruszają wyprzedaże w Zarze - to taki najbardziej jaskrawy przykład). Lubimy polować na okazje, koniec kropka.
Polityka wyprzedaży w Rossmannie jest zapewne znana bywalczyniom tej drogerii. Polowanie na zielone plakietki to miła rozrywka między wrzucaniem do koszyka płatków kosmetycznych i antyperspirantów. Pewnego dnia, na najniższej półce z balsamami do ciała, rzuciła mi się w oczy zieleń przy cenie tego masła. Uwielbiam niskie ceny (zapłaciłam ok. 5 zł) i formułę maseł do ciała. Z radości zupełnie zapomniałam, że nie znoszę Green Pharmacy. Taaak, chyba się na nich uwzięłam :D.
Masło znajduje się w niewysokim słoiczku o sporej średnicy. Opakowanie jest plastikowe, porządnie wykonane i trwałe. Oryginalnie produkt jest zabezpieczony aluminiowym wieczkiem, dlatego jeżeli nie jest ono naruszone, mamy pewność, że kupujemy świeży kosmetyk.
Szczerze mówiąc (a właściwie pisząc :D), nie spodziewałam się, że masło w wykonaniu Green Pharmacy będzie masłem z prawdziwego zdarzenia. A tu psikus. Bogata, zbita formuła, której nie powstydziłby się The Body Shop. Masło przyzwoicie się rozsmarowuje i dość szybko wsiąka w skórę. Nie zostawia tłustej warstwy.
Kolejnym atutem jest zapach tego kosmetyku. Wyczytałam, że to wersja najbardziej "wytrawna" spośród tych serwowanych przez markę. Serio? Aromat jest dość orzeźwiający, ale dla mojego nosa mimo wszystko słodkawy - kojarzy mi się trochę z... żelkami? Bardzo delikatny aromat zielonej herbaty, który nie manifestuje swojej obecności, nie kłóci się z perfumami. Szkoda, że znika ze skóry po niecałej godzinie.
Po tak zachęcającej konsystencji oczekiwałam równie przyjemnego działania. Niestety, masło jest zwyczajnie słabe. Skóra momentalnie je wypija do zera. Nie radzi sobie z bardziej przesuszonymi partiami w postaci kolan i łokci, nie sprawdza się na wymagających łydkach. Co więcej, nawet na obszarach, z którymi nie toczę większych bitew (np. przedramiona) nie zapewnia odpowiedniej dawki odżywienia, zaledwie lekko je nawilżając. Uczucie zadbanej skóry szybko znika i właściwie po 2 godzinach skóra prosi o jeszcze.
Muszę niestety przyznać, że masło twardo trzyma poziom, jaki do tej pory prezentowały mi kosmetyki tej marki. Jest po prostu nad wyraz przeciętne. A miało być tak pięknie...
Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii Butter, Cyclopentasiloxane, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Ethylhexyl Stearate, C12-15 Alkyl Benzoate, Glyceryl Stearate, Melaleuca Alternifolia Leaf Extract, Illite, Tocopheryl Acetate, Acrylates /C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Parfum, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Geraniol, CI 19140, CI 42090.
Cena: ok. 12 zł/200 ml
Dostępność: Drogerie Natura, Hebe
Ocena: 2,5/5