Jestem szminkomaniaczką. Choć moje usta raczej nie są specjalnie "reprezentatywną" częścią twarzy i nie mam się czym szczycić, przepadam za kolorowymi sztyftami. Kolekcjonuję je namiętnie, szczególnie te "grzeczne" odcienie na co dzień. Postawiłam sobie za cel znalezienie idealnego koloru, w którym nie będę czuła się "pomalowana". Grzebię z lubością wśród ciemnych róży i od czasu do czasu przyniosę jeden z nich do domu. Czasem udaje mi się nie ulec pokusie, ale bardzo często znajduję kilka powodów, dla których kolejna szminka musi znaleźć ciepły kąt akurat u mnie. Na ten produkt Essence zdecydowałam się podczas nalotu na drogerię w celu sprawdzenia nowego asortymentu tejże marki. Jakoś tak głupio było wyjść z pustymi rękami...
Seria Longlasting to jedna z zeszłorocznych nowości w ofercie Essence. Marka oferowała wcześniej szminki, ale raczej nie były one zawodnikami długodystansowymi. Z wielką radością przyjęłam wprowadzenie przez Essence bardziej trwałych pomadek.
Opakowanie, jak na tę markę, jest dość stonowane. Czarny plastik jest odpowiedniej grubości i sprawia, że szminka wygląda porządne. Minimalistyczne wzornictwo, bez jednorożców i wodotrysków, sprawia, że całość prezentuje się elegancko. Miły akcentem jest wytłoczone logo marki na sztyfcie i pasek obrazujący kolor.
Szminka ma dość ciekawą konsystencję. Nie przypomina maślanych pomadek z Catrice czy Bell Royal Glam. Jest też mniej kremowa niż Rimmel Lasting Finish, sprawia wrażenie bardziej zbitej. Po ustach sunie jednak bez większych problemów. Nie pachnie zbyt wyraźnie, a smakuje lekko "szminkowo".
Czy Essence udało się stworzyć produkt długotrwały? I tak, i nie. Z jednej strony szminka robi to, z czego pomadki longlasting są znane - pustoszy usta. Nie wysusza ich dramatycznie, ale ściąga skórę, sprawiając, że wargi są nieprzyjemnie pomarszczone. Z drugiej strony zawodzi na polu, na którym powinna się przykładnie wykazywać. Długotrwała szminka, która pozostaje na ustach przez dwie godziny? To jakieś żarty?
Niewesołą sytuację ratuje trochę kolor. Barely There to odcień z gatunku "moje usta tylko trochę lepsze (i ciemniejsze". Dobrze czuję się w takim neutralnym odcieniu ciemnego różu.
Skład: RICINUS COMMUNIS (CASTOR) SEED OIL, ETHYLHEXYL PALMITATE, POLYBUTENE, OCTYLDODECANOL, CANDELILLA (EUPHORBIA CERIFERA) WAX, POLYETHYLENE, MICA, DISTEARDIMONIUM HECTORITE, PENTAERYTHRITYL TETRA-DI-T-BUTYL HYDROXYHYDROCINNAMATE, TIN OXIDE, PARFUM (FRAGRANCE), MAY CONTAIN: CI 15850 (RED 6/RED 7 LAKE), CI 19140 (YELLOW 5 LAKE), CI 42090 (BLUE 1 LAKE), CI 45410 (RED 28 LAKE), CI 77491, CI 77492 (IRON OXIDES), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE).
Dostępność: Drogeria Natura, Hebe, wybrane Super-Pharmy i Tesco
Ocena: 3-3,5/5